„Rozmowy (nie)wygodne” o 21.15 w TVP Info Renata Przemyk przyznaje, że praca w czeskim szpitalu pomogła jej otworzyć się na innych. – Pierwszy raz poczułam, że moja bariera w stosunku do ludzi słabnie. Od początku byłam zdystansowana. Byłam bardzo nieśmiała, wycofana, małomówna, introwertyczna – zdradziła piosenkarka w programie „Rozmowy (nie)wygodne” Mariusza Szczygła. Na całą rozmowę zapraszamy w niedzielę o 21.15 do TVP Info. Renata Przemy ukończyła bohemistykę na Uniwersytecie Śląskim, czyli studia nad literaturą, językiem i kulturą Czechów. Jak sama przyznaje, to nie był jej pierwszy wybór. Wolała jugosławistykę, ale po egzaminie plany uległy zmianie.– Wydawało się w tamtych czasach, kiedy nie było jeszcze internetu i bardzo szerokiej wiedzy o świecie, że to Szwejk, pepiczki, będzie śmieszne. W końcu pomyślałam sobie: może to jest coś dla mnie, kiedyś nie było zbyt dużo humoru w moim życiu, może to jest właśnie dobry pomysł i okazało się, że to był świetny pomysł – przyznała.Dodała, że polubiła czeski język i kulturę. Najwięcej nauczyła się na pierwszym wyjeździe do Czech, kiedy pracowała jako salowa w szpitalu w Ołomuńcu. – Nie było wtedy możliwości wyjechania na praktyki. Wymiana była dla jednej najlepszej studentki, a ja byłam trzecią, może czwartą. Kontakt z żywym językiem był możliwy tylko, jak się tam pojedzie turystycznie. Nie było mnie stać i stwierdziłam, że to będzie idealne połączenie, żeby zarobić trochę w koronach i mieć kontakt z żywym językiem. Tam śmiesznie było trochę mniej, bo miałam do obsługiwania kilka oddziałów – onkologię dziecięcą, gruźliczy. To było trudne doświadczenie, ale jednocześnie styczność z prawdziwym życiem i prawdziwym językiem, nawet slangowym. Trudno o lepszą szkołę życia i języka – powiedziała. Nauka drugiego człowieka po czeskuPrzyznała, że nauczyła się w szpitalu wielu przekleństw. – Pierwszy raz poczułam, że moja bariera w stosunku do ludzi słabnie. Od początku byłam zdystansowana, nie miałam śmiałości do ludzi, byłam bardzo nieśmiała, wycofana, małomówna, introwertyczna. Teraz też jestem introwertyczna, tylko śmieję się, że po terapii, więc umiem mówić, tylko używam tej umiejętności do rozmowy z fajnymi ludźmi. Nie mam potrzeby, żeby mówić na co dzień, mogę wiele dni nie mówić, jeżeli rodzina wyjedzie i nie mam takiej konieczności – zdradziła.Dodała, że w szpitalu zetknęła się z „prawdą człowieka cierpiącego, z którego opadają wszystkie sztuczności, zasłony, chęć pozowania”.– Zaprzyjaźniłam się z takim dziadkiem na oddziale gruźliczym i kilka dni rozmawialiśmy. Nie byłam jeszcze wdrożona w język, żeby rozmawiać bardzo swobodnie, ale polubiliśmy się. On chciał się dowiedzieć o Polsce, ja się chciałam dowiedzieć trochę o Czechach. Trzy dni później w nocy odszedł. Tak samo dzieci onkologiczne, z którymi rysowaliśmy, bawiliśmy się... Nawet mój nieporadny język był wystarczający, żeby nawiązać więź, która nam ułatwił zwyczajny ludzki kontakt, zwyczajną rozmowę bez napinania się. Jak występują mocne emocje, to nie potrzebujemy kwiecistych słów, nie potrzebujemy robić wrażenia, budować swojego wizerunku na potrzeby ewentualnych emocjonalnych późniejszych korzyści – powiedziała.Przyznała, że była to nauka drugiego człowieka po czesku.Na całą rozmowę zapraszamy w niedzielę o 21.15 do TVP Info.Czytaj także: Maja Komorowska przeżyła napad w windzie. „Całe życie stanęło mi przed oczami”