„Trzeba poczekać”. Kijów chce po wojnie zostać głównym europejskim eksporterem gazu łupkowego – podał brytyjski „Telegraph”. Jedną z lokalizacji odwiertów ma być rejon Lwów-Lublin, blisko granicy z Polską. Według brytyjskiej gazety, powołującej się na ukraińskie źródła, Kijów poszukuje zagranicznych inwestorów do finansowania kosztownego wydobycia gazu łupkowego metodą szczelinowania (fracking). W tym celu delegacja rządowa uczestniczyła w Forum Energetycznym w Baku. Łupki, zdaniem „Telegraph”, mając wspomóc powojenne ożywienie gospodarki Ukrainy.Jak podał ukraiński portal agroreview.com, na zachodniej Ukrainie przeprowadzono już testowe odwierty, które miały „potwierdzać potencjał” w zakresie szczelinowania.W Baku przedstawiciele rządu Ukrainy zaprezentowali – według ukraińskich mediów – plan stworzenia łupkowego hubu i wymienili dwie możliwe lokalizacje: rejon na osi Lwów-Lublin, a więc blisko granicy z Polską, i złoża w okolicach Oleska, na wschód od Lwowa. Jak podał portal agroreview.com, eksperci szacują, że ukraińskie rezerwy gazu łupkowego wynoszą od 800 miliardów do 1,5 biliona metrów sześciennych.Zobacz także: Drogi gaz daje się we znaki Niemcom. Wraca kontrowersyjny projektTo Polska miała być potęgą – To jest oczywiście dużo, ale przypomnę, że pierwszy komunikat sprzed kilkunastu lat, dotyczący potencjału wydobycia gazu z łupków w Polsce mówił o pięciu i pół biliona metrów sześciennych, jeszcze więcej niż szacują dziś u siebie Ukraińcy – podkreślił w rozmowie z PAP prof. Krzysztof Szamałek, dyrektor Państwowego Instytutu Geologicznego (PIG).Ponad dekadę temu Polska była postrzegana jako jedno z najbardziej obiecujących miejsc pod względem występowania gazu łupkowego. W 2011 r. roczne zużycie gazu w Polsce wynosiło około 14 miliardów metrów sześciennych, a szacowane wówczas krajowe zasoby gazu łupkowego mogły zaspokoić potrzeby energetyczne państwa na kolejne dwieście do trzystu lat (źródło: Perspektywy wydobycia gazu łupkowego w Polsce, Analizy Sejmowe, 29.08.2011). Dla porównania, zasoby gazu łupkowego w USA – światowego lidera w jego wydobyciu – oceniano w tamtym czasie na od 6,7 do 23 bilionów metrów sześciennych.– 5,5 biliona metrów sześciennych to nieprawdopodobnie wielka ilość gazu, stawiająca kraj, który ma takie złoża, w rzędzie dużych producentów. To się jednak nie spełniło – przypomniał Szamałek i dodał, że wykonano wówczas około 100 otworów wiertniczych i kolejne, bardziej precyzyjne prognozy były wciąż obniżane, „aż ustalono, że gazu łupkowego w ilościach gospodarczych nie ma”.Zobacz także: Europa odcięła gaz i Rosja zmiękła. Prosi USA o ratunekOdwierty na LubelszczyźnieZrealizowano wówczas także szereg wierceń na Lubelszczyźnie – a więc blisko rejonów, które wskazują obecnie władze Ukrainy – i znaczących złóż gazu łupkowego także tam nie znaleziono. Jak wyjaśnił Szamałek, szacunki wielkości złóż przygotowuje się na podstawie eksperymentalnych wierceń i mogą one dotyczyć jedynie poszczególnych otworów. Jeśli chce się oszacować przypływ gazu w większej formacji, trzeba wtedy wykonać np. 50 czy 60 otworów. – Dopiero po potwierdzeniu możliwości generowania przypływu gazu na określonym poziomie w każdym z tych otworów i uśrednieniu można mówić o dokładnym szacunku – wytłumaczył ekspert.W opinii eksperta niezadowalające efekty przeprowadzonych w Polsce testów wynikały m.in. z „niewielkiej miąższości warstw łupkowych, niskiej zawartości łącznej substancji organicznej, tak zwanego współczynnika TOC (całkowity węgiel organiczny, wskaźnik będący elementem procesu oceny skał łupkowych jako niekonwencjonalnych złóż węglowodorów – red.) i historii geologicznej badanego regionu”.„Trzeba poczekać”Dlatego teraz szef polskiego PIG jest ostrożny w komentowaniu zapowiadanego przez Ukraińców boomu na łupki przy granicy z Polską. Szamałek podkreślił, że nie otrzymał nowych informacji od ukraińskiej służby geologicznej świadczących o „istnieniu przesłanek o występowaniu w tym rejonie przygranicznym znaczących złóż gazu łupkowego”.Jego zdaniem trzeba poczekać na bardziej precyzyjne informacje, bo nawet nie wiadomo, „czy chodzi o łupki dewońskie, czy o starsze – ordowicko-sylurskie”, które ponad dekadę temu badali także Polacy.W opinii profesora informacje na temat ukraińskich planów płynące głównie z mediów są zbyt ogólne i niepoparte żadnym znanym mu materiałem badawczym. – Są obliczone na rozbudzenie zainteresowania rynku i inwestorów – ocenił prof. Szamałek.Zobacz także: Europa rezygnuje z rosyjskich surowców. Jest gotowy program „pożegnania”