Niezwykła historia pierwszego Polaka wśród gwiazd. W ciągu najbliższy godzin rozpocznie się kosmiczna przygoda Sławosza Uznańskiego, który zostanie drugim Polakiem w kosmosie. Biało-czerwonym szlaki w przestworzach przetarł niemal pół wieku temu Mirosław Hermaszewski i zrobił to w sposób co najmniej nietuzinkowy. Hermaszewski jako pierwszy kosmonauta w dziejach przemycił na prom kosmiczny… alkohol. O tym, że będzie mógł zapisać się w historii, zadecydował cud, bo jako dziecko szczęśliwie ocalał z rzezi wołyńskiej. Mirosław Hermaszewski urodził się we wsi Lipniki na Wołyniu w 1941 roku. Był synem podoficera Wojska Polskiego, miał sześcioro rodzeństwa. Gdy miał półtora roku, wieś spacyfikowała UPA. Zginęły 182 osoby, w tym osiemnaścioro członków rodziny Hermaszewskiego.W jednym z wywiadów wspominał, że najstarszą ofiarą był jego 90-letni dziadek. Późniejszy kosmonauta ocalał dzięki wyjątkowemu szczęściu. – Mama ze mną uciekła. Bandyci widzieli, że kobieta z dzieckiem ucieka, więc zaczęli strzelać także do mnie. Jeden z nich dobiegł możliwie blisko i strzelił w głowę mojej mamie. Nie trafił dobrze, bo kula rozerwała ucho i skroń, mama upadła nieprzytomna, a ja się wykulałem – relacjonował w wywiadzie udzielonym TVP Info w 2011 roku. „Przeżyłem polski Holokaust”Mówił, że matka po odzyskaniu przytomności znalazła schronienie w pobliskie wsi, gdzie pomocy udzieliły jej znajome Ukrainki. – Zrozumiała później, że coś się stało. Była w szoku. Kiedy uciekała, zapomniała o dziecku. Strasznie rozpaczała, ale mój tata odnalazł mnie na drugi dzień, choć myślał, że nie żyję. Byłem blady, przemarznięty, ale przeżyłem – dodał. W wydanej w 2009 roku książce „Ciężar nieważkości” wspomniał, że ojciec dostrzegł go zawiniętego w kocyk. To była końcówka marca, noc, temperatura nie przekraczała zera stopni. Gdy ojciec odnalazł go, był pewien, że nie żyje. Tymczasem to właśnie wtedy mały Mirek miał wypowiedzieć swoje pierwsze słowa „sii” – co oznaczało ogień i „buch”. Wspomnienia – choć miał wtedy zaledwie półtora roku – pozostały z nim na całe życie. W „Ciężarze nieważkości” tak opisał rzeź: Po zakończeniu wojny wraz z matką trafili na Ziemie Odzyskane. Zamieszkali w położonym nieopodal Wrocławia Wołowie. Ojciec już tego nie doczekał; zginął zamordowany w zasadzce przez ukraińską partyzantkę na przełomie 1943 i 1944 roku. Pasję do latania zaszczepił w nim starszy brat Władysław. „Jesienią 1948 roku rozpoczął edukację lotniczą – został podchorążym Oficerskiej Szkoły Lotniczej w Dęblinie. Kiedy po roku nieobecności pojawił się w domu, nie śmiałem podejść do niego, był inny – postawny, wysoki, mężny, w stalowym mundurze lotnika. Wesoły i uśmiechnięty, opowiadał o samolotach i lataniu. Ja także chciałem być taki jak on” – pisał Hermaszewski.Gdy skończył 18 lat, zapisał się do Aeroklubu Wrocławskiego, gdzie błyskawicznie zdobywał kolejne szybowcowe specjalizacje. Mając 20 lat, trafił – tak jak brat – do Wyższej Szkoły Oficerskiej Sił Powietrznych w Dęblinie. Był świetny w teorii i jeszcze lepszy w zajęciach praktycznych. Po pięciu latach mógł już pilotować ponaddźwiękowe myśliwce MiG-21. Kolejne lata to pasmo niekończących się awansów. Aż przychodzi połowa lat 70. i tajemnicze wezwanie z Warszawy. Interkosmos i polityczna gra demoludów Od połowy lat 60. trwał radziecki międzynarodowy program kosmiczny Interkosmos, choć formalną nazwę zyskał dopiero w 1970 roku. Zakładał on szeroko zakrojoną współpracę w dziedzinie badań i wykorzystania. Latem 1976 roku porozumienie poszło o krok dalej. 13 lipca Moskwa poinformowała, że w radzieckich misjach kosmicznych będą mogli brać udział obywatele innych krajów socjalistycznych. Rozpoczęły się tarcia pomiędzy państwami bloku wschodniego, bo nie wiadomo było, które z państw będzie mogło jako pierwsze pochwalić się swoim człowiekiem w kosmosie. Strona radziecka proponowała, aby głównym kryterium kolejności lotów był wkład w prace Interkosmosu. To faworyzowało Czechosłowację oraz NRD i… oburzyło Polskę. Po konsultacjach z Warszawą negocjujący ze strony Warszawy Władysław Napieraj, charge de affaires ambasady Polski w Moskwie, postawił swój sprzeciw. Rozmowy stanęły w próżni i brak postępów zaczął mocno irytować Sowietów. Polskie weto w MoskwieOstatecznie ZSRS zdecydowało, że o kolejności pierwszych lotów zadecyduje strona radziecka, przy czym w podpisanym dwa miesiące później protokole znalazł się zapis mówiący, że to jednak wkład naukowo-techniczny w realizację programu Interkosmos będzie głównym kryterium. W 1976 roku zdecydowano, że w pierwszych trzech misjach polecą kosmonauci z Czechosłowacji, Polski i NRD. Który z nich będzie pierwszy? O to wciąż trwała rozgrywka. W sprawę zaangażowali się najważniejsi politycy na czele z I sekretarzem PZPR Edwardem Gierkiem, szefem MON Wojciechem Jaruzelskim i premierem Piotrem Jaroszewiczem.Czesi i wschodni Niemcy też wytoczyli „ciężkie” polityczne działa. Ostatecznie Czechosłowacja przekonała Sowietów, że pierwszeństwo w misji Interkosmos będzie wynagrodzeniem za Praską Wiosnę, czyli interwencję wojsk w 1968 roku, a przy okazji zmieni zainteresowanie opinii publicznej wokół formującej się Karty 77. W Polsce wówczas też zaczynało się robić niespokojnie. Boom gospodarczy z okresu pierwszych lat rządów Gierka przeminął na dobre, a latem 1976 doszło do brutalnie spacyfikowanych protestów w Radomiu i Ursusie. Tymczasem w NRD rządzonym twardą ręką przez Ericha Honeckera sytuacja polityczna była względnie spokojna.W czasie kiedy trwały polityczne tarcia, Polska rozpoczęła już poszukiwania kandydatów. Zgodnie z ówczesnymi trendami przyszłych kosmonautów szukano spośród pilotów samolotów ponaddźwiękowych. Na wstępnej kwalifikacji w Wojskowym Instytucie Medycyny Lotniczej spotkało się 72 pilotów. Wszystko utrzymane było w jak największej tajemnicy.„Gdzie żeśmy trafili? Ilu nas potrzebują? Jaki sprzęt będziemy poznawać? Odpowiedzi nie było. Już pierwszego dnia zorientowałem się, że jesteśmy tylko 'materiałem do badań'. Szef Instytutu płk prof. Stanisław Barański przedstawił w zarysach program badań. Od dziś podlegamy specjalnym rygorom. Nie możemy się z nikim kontaktować. Mamy się przygotować na wielotygodniową nieobecność w domu. Na ten czas musimy zamienić mundury na strój szpitalny. Informacje wywarły na nas piorunujące wrażenie. Spojrzeliśmy po sobie, mieliśmy dziwny wyraz twarzy. Na twarzach kolegów zauważyłem napięcie, skupienie i niepewność. Sytuację oceniłem jednoznacznie – Miruś zwiewaj, bo coś znajdą i przestaniesz w ogóle latać. Odwrotu nie było” – wspominał Hermaszewski. 1 z 72. Dlaczego wybrano Hermaszewskiego?Po serii laboratoryjnych testów pozostało ich 16. Nadal nie wiedzieli, dlaczego poddawani są tak wymagającym badaniom. Kolejnym etapem selekcji były dwutygodniowe obozy w Mrągowie i Zakopanem. Dopiero w Tatrach dowiedzieli się o prof. Barańskiego, że najlepszy z grupy poleci w kosmos. W kolejnym etapie do polskich lekarzy dołączyli radzieccy. Wówczas w gronie potencjalnych kosmonautów było już tylko pięciu pilotów. Błyskawicznie odpadł mjr Andrzej Bugała, a zdecydowało o tym to, że jest... za wysoki o cztery centymetry i nie będzie mógł swobodnie siedzieć w promie kosmicznym. Finałowa selekcja obejmowała czwórkę pilotów, którzy po ostatniej serii testów w Gwiezdnym Miasteczku pod Moskwą uzyskała zgodę na lot. Warszawa miała wytypować dwójkę, w kosmos miał polecieć tylko jeden, a drugi szykować się do roli dublera. Tak wieczór 27 listopada 1976 roku opisał Hermaszewski:Jako drugiego Jaruzelski wymienił ppłk. Zenona Jankowskiego. Obaj na długie miesiące wyjechali do podmoskiewskiego Gwiezdnego Miasteczka, gdzie przez przechodzili kolejne testy. W swojej książce Hermaszewski opisuje, że o tym, iż to on poleci w kosmos, dowiedział się 27 kwietnia 1978 roku podczas nieformalnego spotkania z radzieckim generałem Aleksiejem Leonowem. Czy tak było naprawdę? Spekuluje się, że już podczas ogłoszenia w Warszawie dwójki potencjalnych kosmonautów Jaruzelski nieprzypadkowo wymienił najpierw nazwisko Hermaszewskiego, choć ten był niższy stopniem od Jankowskiego. Był on niezwykle lubiany w wojsku, imponował poczuciem humoru, erudycją, świetnie wypadał w kontaktach z dziennikarzami i bezbłędnie mówił po rosyjsku. W aspektach niewymiernych znacznie lepiej wypadał od kontrkandydata. Dr Paweł Szulc z IPN jest zdania, że to właśnie zdecydowało o tym, że Hermaszewski został pierwszym Polakiem w kosmosie.Pamiątka dla papieżaWraz z nim do promu wszedł Piotr Klimuk, rosyjski kosmonauta, który z Hermaszewskim trenował już od dłuższego czasu. Obaj nawiązali świetny kontakt, a łączyła ich oprócz pasji do latania także trudna przeszłość. Klimuk także stracił ojca podczas II wojny światowej. Zginął on podczas walk o Radom z Niemcami w styczniu 1945 roku. Tam też do dzisiaj znajduje się jego grób. Hermaszewski mógł zabrać ze sobą na pokład Sojuzu niewielką kosmiczną wyprawkę. Zapakował m.in. zdjęcia bliskich, pocztówki dźwiękowe z Mazurkiem Dąbrowskiego i miniaturowe wydanie „Pana Tadeusza”, które po latach sprezentował Janowi Pawłowi II.Do spotkania kosmonauty z papieżem doszło w 1993 roku podczas audiencji w Castel Gandolfo.27 czerwca 1978 roku o godz. 17:27 z kosmodromu Bajkonur statek kosmiczny Sojuz 30 wzbił się w przestworza. Dzień później – zgodnie z planem o godz. 19.08 zacumował przy zespole orbitalnym „Salut 6”, gdzie na polsko-radziecką załogę czekali obecni od dłuższego czasu inni kosmonauci. W przestworza Hermaszewski po zaleceniach lekarzy miał także zabrać cztery buteleczki specyfiku, który pomagał przystosować się błędnikowi do warunków w stanie nieważkości. Jeszcze będąc na kosmodromie Bajkonur, przyszły kosmonauta stwierdził, że płyn ma bardzo podobny zapach do… koniaku. Pierwszy toast w przestworzachHermaszewski postanowił zastąpić specyfik polskim winiakiem, który pocztą lotniczą przysłała mu w ostatniej chwili żona i… poczęstować nim innych kosmonautów. Gdy Polak zaproponował wzniesienie toastu… wszyscy przecierali oczy ze zdumienia.Tak opisał to w swojej książce:I kontynuował: „Toasty były cztery: – za pomyślność naszej, czyli mojej i Piotra, misji; – za bohaterski czyn pierwszego kosmonauty planety Jurija Gagarina; – za narody Polski i ZSRR oraz ich przywódców; – za nasze rodziny: żony, dzieci i rodziców. Ten ostatni należał do mnie. Wszystkie były poważne i wzniosłe, a przypieczętowane niespełna 20 gramami na głowę. I tak, w dniu 29 czerwca 1978 roku, wykonałem dobrze przyjęty przez załogę gest przyjaźni i nadziei na przyszłość”.Był to prawdopodobnie pierwszy przypadek picia alkoholu w przestrzeni kosmicznej. Podczas swojego pobytu w kosmosie Hermaszewski przeprowadził wiele badań. Najważniejszy z nich to eksperyment „Syrena” polegający na badaniu krystalizacji półprzewodników w stanie nieważkości. Wyniki badań były później wykorzystywane przy budowie laserów działających w podczerwieni. Nieznane są efekty eksperymentu „Relaks”. Miał on sprawdzić, jaki rodzaj wypoczynku najefektywniej regeneruje kosmonautów. Wojskowy Instytut Medycyny Lotniczej wraz z Telewizją Polską przygotowały różne czterogodzinne programy relaksujące, a kosmonauci mieli notować swoje spostrzeżenia w dziennikach pokładowych. Miękkie nogi i zawrotyW czasie ośmiodniowej misji Hermaszewski 126-krotnie okrążył Ziemię. Świadkiem lądowania, które miało miejsce 5 lipca 1979 roku, był specjalny wysłannik Polskiego Radia. – Oto jest godzina 19.30 czasu miejscowego, 16:30 czasu moskiewskiego, pojawia się lądownik i maleńki punkcik wyłania się zza chmur. Nagle rozpryskuje się za nim czasza spadochronu. Wolniutko, wolniutko, coraz bliżej ziemi kazachstańskiej, kosmonauci wracają szczęśliwie z międzygwiezdnych przestrzeni – relacjonował dziennikarz Sławomir Szof.– Zdrowy jestem, dobrze się czuję, tylko nogi mam troszeczkę miękkie i nieco kręci mi się w głowie – mówił Polak zaraz po wylądowaniu.***BIBLIOGRAFIADr Paweł Szulc: „Mirosław Hermaszewski – kosmiczna ikona propagandy sukcesu” [w:] Dzieje Najnowsze, Rocznik XLIV – 2012;Mirosław Hermaszewski: „Ciężar nieważkości” – 2009;CrazyNauka: „Co robił w kosmosie Mirosław Hermaszewski”