Dron za 600 dolarów to też potężna broń. Ostatni spektakularny atak Ukraińców na rosyjskie bazy lotnicze (operacja „Pajęczyna”) pokazał dobitnie, jak szybko zmienia się oblicze współczesnego pola walki. Dronami – po 600 dolarów za sztukę – zniszczono samoloty warte w sumie miliardy dolarów. – Kierunek jest jasny, wojny będą teraz w rękach maszyn, a nie ludzi – powiedział Haluk Bayraktar, projektant i współwłaściciel jednej z najbardziej zaawansowanych fabryk statków bezzałogowych na świecie. Przez ostatni rok na froncie w Ukrainie Rosjanie nie posunęli się prawie w ogóle. Pomimo wsparcia ze strony Chińczyków i Koreańczyków z Północy oraz przestawienia własnego przemysłu na produkcję wojenną Kreml nie jest w stanie poradzić sobie z mocno wyczerpaną już ukraińską armią.Jedną z tajemnic „sukcesu” obrońców jest wykorzystanie na niespotykaną dotychczas skalę różnego rodzaju bezzałogowców. Ukraińcy są obecnie największym na świecie producentem dronów. Są też światowym liderem w rozwijaniu strategii wojennej opartej o bezzałogowe maszyny. Zbierają doświadczenia na żywym organizmie (czego pozbawione są inne armie), ale też potrafią świetnie z nich korzystać i uczyć się na własnych błędach.Tylko w tym roku przeprowadzili kilka spektakularnych ataków na rosyjskie obiekty wojskowe, którymi zadziwili świat i o których z pewnością niebawem powstaną filmy sensacyjne. Przekonali też – wahające się do niedawna – dowództwa największych armii świata, że bezzałogowce na polu walki mogą mieć o wiele większy potencjał, niż pierwotnie zakładano.Ukraina. Miliony dronów mocnym wsparciem armiiMinister spraw zagranicznych Ukrainy Andrij Sybiha powiedział w lutym, że Ukraina jest w stanie produkować już około 4 mln dronów rocznie. Takie są plany na 2025 rok. Dotyczą one wszystkich typów, a zdecydowaną większość stanowią małe i stosunkowo tanie drony FPV (first person view), ale na wyposażeniu ukraińskiej armii są też większe i droższe bezzałogowce – jak choćby Rubaka o zasięgu około 500 km, UJ-22 Airborne (800 km), Bóbr (1 000 km) czy Sokół-300 (3 300 km). Ten ostatni może przenosić ładunek wybuchowy o masie 300 kg, a jego rozpiętość skrzydeł wynosi około 14 m. Te środki bojowe są budowane na bazie zachodnich komponentów i nie stanowią wielkiego „odkrycia”, natomiast Ukraińcy wyspecjalizowali się w wykorzystaniu dostępnych technologii przy tworzeniu unikatowych systemów dronowych i wykorzystywaniu ich w bardzo zmyślnych strategiach. 3 maja bezzałogowa platforma morska Magura V7 została wykorzystana do zestrzelenia wartego około 50 mln dol. rosyjskiego myśliwca Su-30SM w pobliżu Noworosyjska nad Morzem Czarnym. Na morskim dronie zamontowano (prawdopodobnie) zmodyfikowany pocisk rakietowy R-73 klasy powietrze-powietrze (lub AIM-9 Sidewinder). Żadna armia wcześniej nie stosowała takiego rozwiązania (choć pociski te były wykorzystywane już np. na platformach lądowych). Zobacz także: Ukraińcy pokazali legendarną broń. Topowe osiągnięcie myśli technicznejWcześniej, w 2024 roku, dzięki morskiemu dronowi rakietowemu Magura V5, wywiad wojskowy Ukrainy po raz pierwszy na świecie zniszczył cel powietrzny – dwa rosyjskie śmigłowce Mi-8.Analityk przewidział scenariusz ataku rok wcześniej1 czerwca Ukraińcy znowu wprawili w osłupienie świat, kiedy ich drony zaczęły nagle wylatywać z rosyjskich TIR-ów zaparkowanych w pobliżu kilku baz lotniczych i zniszczyły lub uszkodziły około 40 samolotów wroga wartych w sumie (w zależności od źródła) od dwóch do siedmiu miliardów dolarów.Lekkie drony były ukryte w poddaszu przewożonych kontenerów i wystartowały, po automatycznym zrzuceniu dachów z ciężarówek. Istotny był element zaskoczenia, bo żadne rosyjskie systemy radarowe nie zdołały poinformować o nadciągającym niebezpieczeństwie. Kilka godzin po ataku prezydent Wołodymyr Zełenski zdradził, że operacja „Pajęczyna” była przygotowywana przez półtora roku. W tym wypadku za „drona matkę” (nosiciela) posłużyły TIR-y (nie wszystkie zresztą dotarły do miejsc przeznaczenia, których było w sumie pięć). Pomysł pokazał ogromne możliwości operacyjne ludzi i sprzętu, choć nie jest nowy. Już w ubiegłym roku przed podobnym atakiem przestrzegał amerykański analityk wojskowy Tom Shugart, były oficer Marynarki Wojennej USA służący na okrętach podwodnych.„Ogromny kontenerowiec pod chińską banderą wpłynął do amerykańskiego portu. Nagle dachy niezliczonych kontenerów transportowych na pokładzie jednocześnie podniosły się dzięki tajnej, wewnętrznej hydraulice. Z niektórych kontenerów niezliczone pociski manewrujące i przeciwokrętowe wystrzeliły w niebo w kłębach ognia i dymu, podczas gdy z innych drony i krążąca amunicja kamikadze wystartowały w powietrze, aby siać dalsze zniszczenia przeciwko wyznaczonym celom” – taką wizję przedstawił w „The Economic Time” Shugart, pracownik naukowy ds. programu obronnego w Center for a New American Security (CNAS), już w sierpniu 2024 roku.Oliwy do ognia amerykański weteran dodał w mediach społecznościowych, informując 21 sierpnia, że właśnie do portu w Norfolk (Wirginia) wpłynął chiński statek z 14 tysiącami kontenerów na pokładzie. Jednostka należała do COSCO Shipping – konsorcjum powiązanego z przemysłem obronnym Chin. Została ona zbudowana przez stocznię Jiangnan, która konstruuje również okręty wojenne dla armii Państwa Środka i ukończyła budowę najnowszego chińskiego lotniskowca Shandong.Zobacz także: Rosja nie może się pozbierać. Odbudowa zajmie jej lataW pobliżu portu handlowego w Norfolk znajduje się również baza US Navy, w której stacjonują flagowe okręty amerykańskiej floty. Skojarzenia z Pearl Harbor były uzasadnione, tyle że straty amerykańskiej armii miałyby wielokrotnie większe rozmiary niż w grudniu 1941 roku.AI bierze odpowiedzialność na siebieByć może Ukraińcy natknęli się gdzieś na wizjonerskie teorie Shugarta, bo ich akcja była zorganizowana w podobnym zamyśle. Nie kryją też, że ich działania dotyczące dronów będą zmierzać do rozwijania strategi m.in. w oparciu o „drony matki”, które w rzeczywistości będą początkować ataki na wybrane cele. Poza tym, w coraz większym stopniu, za funkcjonowanie dronów ma odpowiadać sztuczna inteligencja (AI) – z biegiem czasu nawet za całą misję.Ukraiński startup Strategy Force Solutions twierdzi, że jego statki-matki dronów wykonały pierwsze autonomiczne misje z udziałem bezzałogowców szturmowych w ramach prób przeciwko celom rosyjskim.– Misja za 10 tysięcy dolarów zastępuje poprzednie misje, które wymagały systemów rakietowych za 3-5 milionów dolarów – powiedział „Forbesowi” dyrektor techniczny firmy Andrij (nazwisko zostało zastrzeżone ze względów bezpieczeństwa).Kluczowym produktem Strategy Force jest system SmartPilot, który wykorzystuje kombinację zaawansowanych czujników, kamer i AI. – Łączy on dane dotyczące percepcji otoczenia i rozpoznawania celów – mówi Andrij „Forbesowi”.Dzięki takiemu obrazowi świata sztuczna inteligencja może podejmować decyzje, planować trasę lotu i wykonywać misję tak samo jak człowiek-pilot. Zobacz także: Paraliż na lotniskach w Moskwie. Wszystko przez atak ukraińskich dronówUkrainiec twierdzi, że SmartPilot bez problemu może trafiać w określone miejsce i atakować tam cele. Mówiąc o dronach-matkach dyrektor techniczny Strategy Force miał na myśli bezzałogowiec Gogol-M, który może przenosić dwa małe drony FPV. Pod tym względem jednak Ukraińcy nie mogą się równać z najlepszymi – np. z Chińczykami, którzy poszli już znacznie dalej.Jiutian – chińska matka wszystkich dronówChiny są w elicie, jeśli chodzi o produkcję wszelakiego uzbrojenia – także statków bezzałogowych. W listopadzie ubiegłego roku wprawili wszystkich w osłupienie, prezentując podczas 15. targów lotniczych w Zhuhai swój statek bezzałogowy Jiutian. Na czerwiec zaplanowano jego loty operacyjne.Jiutian jest wyrazem ogromnych ambicji Pekinu. Jego projekt kosztował ponad 3 miliardy juanów (blisko pół miliarda dolarów) i jest oparty w całości na krajowym łańcuchu dostaw. Program stanowi duży skok zarówno w integracji AI, jak i modułowej konstrukcji UAV (Unmanned Aerial Vehicle – bezzałogowy statek powietrzny).Wszechstronność platformy Jiutian ma w sobie łączyć m.in. największe osiągnięcia amerykańskiej „myśli dronowej” – sprawność rozpoznania i zwiadu RQ-4 Global Hawk i możliwości uderzeniowe MQ-9 Reaper, jednocześnie dodając funkcję roju dronów. Chiny twierdzą, że Jiutian, mający cechy stealth (ograniczonej możliwości namierzania radarowego), może latać przez 12 godzin i pokonywać 7000 kilometrów, przenosząc sześciotonowe uzbrojenie, w tym drony i pociski. Jego całkowita masa to 16 ton, maksymalny pułap lotu 15 000 m, a maksymalna prędkość 700 km/godz.Liczba dronów FPV, jaką Jiutian jest zdolny zabrać to ok. 100. Chiński bezzałogowiec ma osiem punktów podwieszenia, z których sześć może być używane do ciężkiego uzbrojenia, a dwa do rakiet powietrze-powietrze. Może on przenosić m.in. rakiety przeciwokrętowe KD-88 o zasięgu do 200 km i półtonowe bomby szybujące LY-V501 (odpowiednik amerykańskich AGM-154 JSOW). Zobacz także: Rosja buduje drony w Chinach? Tajny program KremlaMocną stroną Jiutian ma być modułowość. Jego ładunki można wymienić w czasie krótszym niż dwie godziny, w zależności od misji – walki elektronicznej, uderzenia i wsparcia czy ratownictwa – co umożliwia jego wykorzystanie zarówno w zadaniach cywilnych i wojskowych.Groźny superdron czy papierowy tygrys?Jiutian budzi poważne obawy zachodnich strategów, ale wskazują oni też (potencjalnie) słabe strony tego bezzałogowego statku powietrznego.– Z pewnością to interesująca koncepcja, ale biorąc pod uwagę, że statek-matka nie wydaje się być szczególnie niewidzialny, z dronami FPV, które prawdopodobnie mają dość krótki zasięg, wyobrażam sobie, że w poważnej walce mógłby zostać zniszczony przez samoloty wroga lub obronę przeciwlotniczą, zanim zbliżyłby się na tyle, aby wypuścić te drony. Zdecydowanie warto jednak mieć oko na jego rozwój – ocenił Tom Shugart w wypowiedzi dla amerykańskiego „Newsweeka”.Znaczny przekrój radarowy (RCS) oraz pułap lotu około 15 km mogą czynić Jiutian dość łatwym celem. Starsze typy środków obrony przeciwlotniczej, takie jak SA-6 „Gainful” lub Buk-M1, może by sobie z nim nie poradziły (mają zasięg do 14 km), ale amerykański system THAAD przechwytuje cele do 150 kilometrów. Patriot PAC-3, południowokoreański KM-SAM Block II, japoński Aegis BMD i tajwański Sky Bow III mogą osiągnąć lub przekroczyć 20 kilometrów.Również wypuszczony przez Jiutian rój dronów może być zneutralizowany. Sami Chińczycy dysponują systemem przeciwdronowym „Bullet Curtain”. Wykorzystuje on pociski 35 mm, które eksplodują w powietrzu, tworząc „śmiercionośną chmurę”, która unicestwia roje dronów.Także niedawny sukces Indii w neutralizacji pakistańskich rojów dronów podczas operacji Sindoor, gdzie wykorzystano kombinację czujników, urządzeń zagłuszających i pocisków, dowodzi, że skoordynowana obrona powietrzna jest w stanie rozbić ataki z udziałem wielu dronów. Trudno sobie też wyobrazić, aby np. Amerykanie nie dysponowali podobnymi środkami. Zobacz także: Chiny rozpychają się na morzu. „Niespotykana liczba jednostek”Być może nieco więcej o rzeczywistych możliwościach Jiutiana będzie można powiedzieć niebawem, bowiem w najbliższych dniach mają odbyć się pierwsze loty operacyjne chińskiego drona-matki. Według nieoficjalnych informacji Chińczycy mają gotowe cztery takie bezzałogowe statki powietrzne.Wojna w Jemenie. USA straciło dronyBiorąc pod uwagę dynamicznie zmieniającą się sytuację na rynku dronów wojskowych i intensywne wykorzystywanie doświadczeń płynących z wojny w Ukrainie, można powiedzieć, że Amerykanie mogą niebawem być pozbawieni roli lidera w tym segmencie. Ostatnio ponieśli wielką klęskę wizerunkową tracąc w Jemienie siedem elitarnych dronów MQ-9 Reaper w ciągu niecałych sześciu tygodni (od 15 marca do końca kwietnia). Maszyny zostały zestrzelone przez rebeliantów Huti. Każdy dron, zbudowany przez General Atomics, kosztuje około 30-40 milionów dolarów, co oznacza, że Pentagon stracił bezzałogowe statki powietrzne warte ponad 200 milionów dolarów.MQ-9 Reaper jest uznawany za jeden z najlepszych dronów bojowych na świecie. Jest na wyposażeniu polskiej armii, ale też wojsk Wielkiej Brytanii, Francji, Belgi, Niemiec czy Włoch. To jeden z największych, najcięższych i najbardziej zaawansowanych technologicznie bezzałogowców na świecie. Na jego wyposażeniu znajdują się m.in.: zintegrowane systemy kamer, lasery i dalmierze, radar ze zdolnością mapowania obszaru oraz system śledzenia celów do 23 kilometrów. Poza tym dron może przenosić do 1360 kg uzbrojenia (w tym np. pociski Hellfire, JDAM oraz bomby kierowane laserowo GBU-12).Jego maksymalna prędkość to 480 km/godz., a zasięg to prawie 6000 kilometrów przy pułapie wynoszącym ponad 15 000 metrów. Parametry amerykańskiego „myśliwego” na początku XXI wieku były imponujące, ale obecnie nie robią już takiego wrażenia, nawet na partyzantach Huti. Ogromnym plusem dla użytkowników jest jego niezawodność. MQ-9 Reaper to sprzęt sprawdzony m.in. podczas operacji USA w Afganistanie, Iraku, Syrii, Jemenie i Somalii. Zobacz także: Tajemnica dronów rozwikłana. Trump oskarżył Bidena. Szybka odpowiedźJego ulepszoną wersją jest MQ-9B SkyGuardian. Bezzałogoiwec ten może przenosić do 2 ton uzbrojenia, jego zasięg wzrósł do 11 tysięcy km (może być w powietrzu nawet 40 godzin), a zaawansowana elektronika i systemy rozpoznawcze pozwalają prowadzić skuteczne działania wywiadowcze oraz bojowe nawet w trakcie burzy czy śnieżycy. Dron może prowadzić także rozpoznanie radioelektroniczne (SIGINT) – jest w stanie np. lokalizować wrogie radiostacje, telefony komórkowe, czy radary, a także przechwytywać łączność przeciwnika.Trafi on także do polskiej armii. Kilka sztuk zostało zakupionych za sumę 1,2 mld złotych. Mają być dostarczone do Polski w pierwszej połowie 2027 roku.X-47B – eksperyment za 900 mln dolarówInnym flagowym amerykańskim bezzałogowcem jest RQ-4 Global Hawk, którego jednostkowa cena to ok. 130 mln dolarów. Jest wykorzystywany głównie do prowadzenia misji wywiadowczych na dużych wysokościach, monitorowania obszarów konfliktów i gromadzenia informacji na temat przeciwnika. Jego pułap operacyjny to 18-20 000 m, a zasięg – 22 780 km. Bezzałogowiec jest w stanie przyjąć na pokład 1,5 tony sprzętu. Może przebywać w powietrzu średnio ok. 20 godzin bez przerwy.29 marca 2014 roku RQ-4 wykonał lot trwający 34,3 godz., był to najdłuższy lot tego typu maszyny (bez tankowania). Jest to system autonomiczny i po odpowiednim zaprogramowaniu może wykonywać zadania bez udziału operatora. Zamontowane na płatowcu komputery przejęły rolę operatora lotu, jednak zadanie może zostać zmienione lub przerwane przez naziemne centrum zarządzania. Zaawansowane systemy komunikacji RQ-4 Global Hawk pozwalają na transmisję danych w czasie rzeczywistym do centrów dowodzenia, gwarantując natychmiastowe rozpowszechnianie informacji wywiadowczych.Za miarę (niespełnionych) ambicji amerykańskiej armii można uznać dron X-47B. To eksperymentalny model stealth stworzony przez marynarkę wojenną – pierwszy statek bezzałogowy zdolny do startu i lądowania na lotniskowcach (pierwsza taka operacja miała miejsce w listopadzie 2013 roku na lotniskowcu USS George HW. Bush). Ma zdolność przenoszenia uzbrojenia o masie 2 300 kg, rozwijana prędkość to 0,45 macha (ok. 600 km/godz), zasięg 3400 km i maksymalny pułap lotu ok. 12 000 m.Dotychczas wyprodukowano zaledwie dwie jednostki – jedną z przeszkód do ich wykorzystania mogły być koszty (cały program kosztował ok. 900 mln dolarów). Zobacz także: Trump zachwycony operacją Ukraińców. „Cholernie dobre”Bezzałogowiec X-47B został zintegrowany z operacjami lotniskowców US Navy obok samolotów załogowych w sierpniu 2014 r. Ostatecznie, w 2015 roku, amerykańska Marynarka Wojenna zdecydowała się utrzymać je w stanie latającym do czasu dalszego rozwoju.Kizilelma – samodzielny myśliwiec, a nie skrzydłowyTo, co niezbyt udało się Amerykanom, z powodzeniem rozwijają Turcy z firmy Baykar Defense. Ich flagowym dronem obecnie jest „niewidzialny” (stealth) Kizilelma – jednosilnikowy (z napędem odrzutowym) bezzałogowy bojowy statek powietrzny (ang. unmanned combat aerial vehicle – UCAV), zdolny do startów i lądowań na lotniskowcu.Baykar Defense – niegdyś niewielka manufaktura dronów – w ostatnich latach stał się jednym z najszybciej rozwijających się producentów sprzętu obronnego na świecie. Jego bezzałogowiec Bayraktar TB2 jest wysoko ceniony po tym, jak sprawdził się w Syrii, wojnie rosyjsko-ukraińskiej i konflikcie Azerbejdżanu z Armenią.Projektant i współwłaściciel Baykar Defense Haluk Bayraktar w wywiadzie dla „The Atlantic” stwierdził, że drony niebawem zastąpią powietrzne statki w wojnach.– Obecnie na świecie jest około 13 000 załogowych samolotów myśliwskich. Jednak w nadchodzących latach wszystkie te platformy stopniowo staną się bezzałogowe. Być może ta wymiana nie będzie jeden do jednego i myśliwiec zostanie zastąpiony nie jednym dronem, a trzema czy pięcioma platformami dronowymi. Kierunek jest jasny, wojny będą teraz w rękach maszyn, a nie ludzi – powiedział Turek, którego partnerem biznesowym jest brat, Selcuk Bayraktar, mąż córki prezydenta kraju Recepa Tayyipa Erdogana. Haluk Bayraktar opisał Kizilelmę jako samodzielny myśliwiec, a nie skrzydłowy (dron wsparcia towarzyszący myśliwcowi), który w niedalekiej przyszłości mógłby zastąpić załogowe samoloty szturmowe.Warto przy tym wziąć pod uwagę, że zaawansowany bezzałogowy statek powietrzny, taki jak Kizilelma, kosztuje około 5–10 milionów dolarów, co jest znacznie tańsze niż samolot myśliwski, którego cena może wynieść 100–150 milionów dolarów za maszynę 5. generacji, taką jak F-35. Ponadto koszty utrzymania bezzałogowych statków powietrznych są znacznie niższe niż samolotów myśliwskich, co czyni je atrakcyjną opcją dla krajów o niższych budżetach obronnych.Zobacz także: Turecka firma Baykar rozpoczęła budowę fabryki dronów pod Kijowem„Biorąc pod uwagę przyszłość, w której walka powietrzna będzie zdominowana przez technologię bezzałogową, nasz myśliwiec Bayraktar Kizilelma Fighter UCAV, w pełni rozwijany w granicach Turcji, z pewnością będzie odgrywał coraz ważniejszą rolę w przyszłości” – zapewniło konsorcjum Baykar Defense. Dron z „potencjałem zrewolucjonizowania nowoczesnej wojny”Program Kizilelma został zainicjowany w 2021 r., a już w grudniu 2022 prototyp odbył swój pierwszy lot testowy (w sumie przygotowano cztery prototypy). Bezzałogowiec ma trafić do tureckiej armii już w 2026 roku. Kizilelma posiada cechy stealth, pułap operacyjny wynoszący 13 716 metrów, rozwija prędkość do 0,9 macha (ok. 880 km/godz.) i może zabrać 1 500 kg uzbrojenia (jego maksymalna masa startowa to 8 500 kg). Producent przewiduje zastosowanie szerokiej gamy rakiet powietrze-ziemia i powietrze-powietrze. Wśród nich mają się znaleźć między innymi naprowadzane radarowo pociski rakietowe Gökdoğan (powietrze-powietrze), naprowadzane na podczerwień pociski krótkiego zasięgu Bozdoğan (powietrze-powietrze), przeciwradarowe Akbaba oraz warianty kierowanych bomb HGK-82/83/84.Promień działania Kizilelmy wynosi 926 km i może on operować w powietrzu ok. 4-5 godzin.Bezzałogowiec wyposażony jest w zestaw zaawansowanych czujników. Obejmuje on elektrooptyczny system celowniczy, system wyszukiwania i śledzenia w podczerwieni (IRST) oraz radar AESA. Systemy te umożliwiają dronowi wykrywanie, śledzenie i atakowanie celów z dużą precyzją. – Kizilelma oferuje niezwykły krok naprzód w dziedzinie bezzałogowych platform bojowych, mający potencjał zrewolucjonizowania nowoczesnej wojny. Baykar pracuje dzień i noc. Przeprowadzają testy i jeśli Allah pozwoli, to wejdzie do służby w armii w przyszłym roku – powiedział o tureckim superdronie, który ma „odciążyć” pilotów, Haluk Gorgun, prezes prezydium tureckiego przemysłu obronnego (SSB), w wywiadzie dla „Turkiye Today”.Zobacz także: Wojna dronów przybiera na sile. W tle broń jądrowaTurcy są przekonani, że przyszłość na światowej scenie działań wojennych należeć będzie do statków powietrznych, za których sterami nie będzie ludzi. Ukraińcy już tę wizję wdrażają w życie, bo choć operację „Pajęczyna” wymyślili ludzie, to wykonały ją maszyny bazujące w dużej mierze na sztucznej inteligencji.