Start przełożony na środę. Sławosz Uznański-Wiśniewski poleci na Międzynarodową Stację Kosmiczną. Polski astronauta weźmie udział w misji IGNIS — będącej częścią międzynarodowego projektu Axiom 4. Na tym wydarzeniu skorzystamy wszyscy. Start, po opóźnieniach, ma nastąpić 11 czerwca. W stronę gwiazdWygląda jak metalowy ptak. Unosi się 400 km nad Ziemią i okrąża ją w 90 minut. To właśnie tam, na międzynarodowej stacji kosmicznej (ang. International Space Station, w skrócie ISS), dr Sławosz Uznański-Wiśniewski spędzi wkrótce 14 dni.ISS to latające laboratorium, zbudowane w 1998 roku wspólnie przez USA, Rosję, Europę, Japonię i Kanadę. Z jego metalowej konstrukcji wyrastają wielkie skrzydła. To panele słoneczne, dzięki którym astronauci mają na pokładzie prąd. Wnętrze stacji tworzą natomiast wąskie korytarze pełne specjalistycznych urządzeń, i ściany, po których wiją się kable.Do tego galaktycznego „hotelu” Sławosz Uznański-Wiśniewski i reszta czteroosobowego zespołu dotrą po około 12-16 godzinach podróży. Statek kosmiczny – Dragon Crew – wraz z załogą, zostanie zabrany w przestworza przez rakietę Falcon 9. Ta wróci na Ziemię, gdy kapsuła z astronautami, jak wagon kolejowy, przyczepi się do ISS. Wtedy astronauci przejdą do laboratorium, zostawiając za sobą pustą kapsułę, która poczeka na nich do czasu zakończenia misji. Gdy będą gotowi, statek zabierze ich z powrotem do domu.Życie bez grawitacjiWbrew popularnym wyobrażeniom, astronauci nie będą latać w otwartym kosmosie. Przewidziany czas spędzą zamknięci w laboratoriach stacji, przeprowadzając eksperymenty, które powierzono im na Ziemi. Codzienność? Podobna do ziemskiej, nieco tylko zmodyfikowana przez stan nieważkości, czyli tak zwaną mikrograwitację, panującą na stacji. Sprawia ona, że wszystko się unosi. Nie ma „góry” i „dołu”, a płomień ognia przybiera kształt…kuli! Zamiast – jak na Ziemi – języka. Żeby więc nie przemieszczać się w czasie snu, Sławosz Uznański-Wiśniewski i jego współtowarzysze będą przypinać śpiwory do ścian. Taki stan nie jest bezpieczny dla zdrowia, bo nieużywane mięśnie szybko zanikają. Dlatego każdy dzień misji rozpocznie się od dwugodzinnego treningu. Bez ćwiczeń astronauta ledwo ustałby na nogach po powrocie na Ziemię.„Wczorajsza kawa, to dzisiejsza kawa” – mówią żartobliwie osoby, które odbyły lot w kosmos. Pitna woda na ISS w 90% pochodzi bowiem z… odpowiednio przefiltrowanego moczu! Przywiezienie jej z Ziemi w dużych ilościach byłoby zbyt drogie, bo każdy kilogram wynoszony na orbitę to koszt ok. 10–20 tys. dolarów. Jedzenie? To już dawno nie proszek, a zwykłe, liofilizowane potrawy, które wystarczy zalać gorącą wodą. Polski astronauta ma nawet zabrać ze sobą przygotowane w ten sposób pierogi i barszcz. Ze względu na brak wody, na stacji nie ma też prysznica, a astronauci będą myć się wilgotnymi ręcznikami. I choć wydaje się, że to tylko ciekawostki, to właśnie te specyficzne warunki sprawiają, że takie misje to prawdziwy dar dla naukowców. W takim stanie można bowiem badać procesy, których nie da się odtworzyć na Ziemi.Trzynaście eksperymentów i jedna szansaDlatego w harmonogramie Sławosza Uznańskiego-Wiśniewskiego nie będzie za wiele miejsca na podziwianie kosmicznych widoków. Jego czas na orbicie wypełnią głównie badania, których wyniki mogą mieć przełomowe znaczenie. Spośród 60 zgłoszonych do Polskiej Agencji Kosmicznej (POLSA) projektów, wybrano trzynaście. Przygotowali je polscy naukowcy z różnych dziedzin — od biologii, przez medycynę, po psychologię i nowe technologie.Będzie to na przykład badanie nad odpornością leków na trudne warunki poprzez wykorzystanie polimerów. W przestrzeni kosmicznej, ze względu na promieniowanie i inne ekstremalne czynniki, leki muszą być specjalnie chronione, aby nadawały się do użytku podczas długich misji. Z kolei na Ziemi zastosowanie osłon polimerowych może pozwolić na bezpieczne przechowywanie leków nawet w miejscach, gdzie brakuje odpowiednich warunków, np. na terenach objętych działaniami wojennymi czy w trudno dostępnych regionach.– Podczas misji IGNIS zostaną też zbadane możliwości namnażania komórek wulkanicznych glonów, potrafiących przetwarzać odpady i produkować tlen, czy też genetycznie zmodyfikowane drożdże, które mogą stanowić pożywienie. Zasoby żywności na Ziemi są ograniczone, przez co taka umiejętność wytwarzania wartościowego pożywienia, może okazać się bezcenna – zauważa prof. Elżbieta Marciszewska, pełnomocniczka rektora Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie ds. Akademickiej Sieci Kosmicznej.W warunkach mikrograwitacji, w przestrzeni, gdzie każda drobna zmiana daje cenne dane, Sławosz Uznański-Wiśniewski przeprowadzi badania dotyczące zdrowia człowieka, mikrobiomu, nowych materiałów i technologii — w tym także wykorzystania sztucznej inteligencji. Dowie się, jak kosmos wpływa na układ odpornościowy organizmu oraz na przepływ krwi w mózgu podczas zadań umysłowych i odpoczynku.– Dla mnie szczególne znaczenie ma eksperyment związany z promieniowaniem kosmicznym i jego wpływem na elektronikę – wyznaje Krzysztof Paszyk, minister rozwoju i technologii. Badanie ma sprawdzić, jak skutecznie można chronić astronautów i elektronikę przed niszczącym działaniem cząstek kosmicznych. – To nie tylko nauka – to praktyka dla bezpieczeństwa satelitów, telekomunikacji i obronności – dodaje minister.Czytaj też: Załoga z polskim astronautą na kwarantannie. Jak w pandemiiKosmiczne wydatki, jeszcze większe zyskiSławosz Uznański-Wiśniewski będzie drugim Polakiem w kosmosie, ale pierwszym, który pojawi się na ISS. To przełomowe wydarzenie i każda minuta misji musi zostać jak najlepiej wykorzystana. Także dlatego, że takie przedsięwzięcia są niezwykle kosztowne. W mediach często pojawiają się szacunki, według których jeden dzień utrzymania astronauty na ISS kosztuje pomiędzy 50 a 60 tys. dolarów. To tak, jakby codziennie kupować Ferrari. Gdyby jednak uwzględnić jeszcze koszt wyniesienia rakiety i przygotowań do lotu, bilet na stację wyniósłby około 55 mln dolarów. To z kolei tyle, ile kosztowałaby budowa nowoczesnego szpital powiatowego. Taki „bilet” jest jednak warty każdych pieniędzy. Dlaczego? Bo to, co dzięki temu zyskujemy, jest bezcenne.– Eksploracja kosmosu daje nam wiedzę, którą możemy wykorzystać na Ziemi i poprawić tutaj komfort i bezpieczeństwo naszego życia – argumentuje prof. Elżbieta Marciszewska. – Technologie kosmiczne są obecne w naszym codziennym życiu – często nie zdajemy sobie z tego sprawy. Przeciętny człowiek nawet 80–90 razy dziennie korzysta z danych z satelitów: w nawigacji, medycynie, logistyce czy rolnictwie – dodaje.Przykłady? Alerty RCB, które dostajemy SMS-em. Ostrzegają przed niekorzystnymi warunkami pogodowymi, ich przygotowanie często opiera się na danych z satelitów pogodowych i obserwacji Ziemi. – Satelity obserwacyjne wykrywają katastrofy, takie jak pożary czy powodzie, a nawigacja satelitarna wspiera służby ratunkowe w trudno dostępnych terenach – tłumaczy dr inż. Tomasz Zawistowski, wicedyrektor ds. rozwoju technologii Centrum Badań Kosmicznych Państwowej Akademii Nauk (PAN).Kosmos odgrywa też ważną rolę w rolnictwie. Dzięki nawigacji satelitarnej nowoczesne maszyny rolnicze mogą pracować z dużą precyzją. Z kolei obrazy z satelitów pomagają rolnikom na bieżąco śledzić stan pól, wychwycić oznaki suszy czy chorób roślin i efektywniej gospodarować wodą. Satelity umożliwiają śledzenie pojazdów na lądzie, morzu i w powietrzu, co pozwala planować najkrótsze i najbezpieczniejsze trasy.– Precyzyjna nawigacja umożliwia rozwój autonomicznych pojazdów, w tym dronów i ciężarówek – uzupełnia dr inż. Tomasz Zawistowski.Poza tym: buty czy materace z pianką pamięciową, bezdotykowe termometry na podczerwień – tak popularne podczas pandemii, filtry do oczyszczania wody, folie termiczne używane przez ratowników, czy materiały odporne na zarysowania stosowane ekranach smartfonów – to wszystko to wynalazki stworzone na potrzeby astronautów, które później przeniosły się na Ziemię.– Każda złotówka zainwestowana w sektor kosmiczny zwraca się dzisiaj nawet 7-krotnie. To konkretne zyski: lepsza ochrona przed klęskami żywiołowymi, mniejsze zużycie paliwa, większa wydajność plonów z hektara, czy mniejsze straty w przyrodzie na skutek klęsk żywiołowych. Dlatego nie możemy liczyć tylko kosztów, które wkładamy w rozwój technologii kosmicznych, nie odnosząc ich do korzyści, których doświadczamy tu, na Ziemi – wyjaśnia prof. Elżbieta Marciszewska.Polska gra w kosmicznej lidzeLot Sławosza Uznańskiego-Wiśniewskiego na ISS to nie tylko prestiżowy sukces. To także sygnał, że polski sektor kosmiczny rośnie w siłę. Nie budujemy jeszcze własnych rakiet, ale mamy to, co dziś w kosmosie liczy się równie mocno — technologie, dane, pomysły i świetnych fachowców.– Mamy dobre zaplecze naukowe, ambitne firmy i konkretne osiągnięcia – jak choćby budowa komponentów do misji ESA i NASA. Nie musimy doganiać. Musimy inwestować mądrze i systemowo, by umocnić swoją pozycję wśród technologicznych liderów regionu — zaznacza minister Krzysztof Paszyk.Polskie firmy projektują i produkują elementy, bez których żaden nowoczesny satelita nie poleci w kosmos, a dane z orbity nie trafią na Ziemię.– Polska powinna stawiać na strategiczne nisze: małe satelity, specjalistyczne komponenty, oprogramowanie i analizę danych. Właśnie w tych obszarach już osiągamy sukcesy — mówi dr inż. Tadeusz Zawistowski.Przykładem jest choćby czujnik podczerwieni firmy VIGO Photonics (dawniej VIGO Systems), który znalazł się na pokładzie łazika Curiosity przemierzającego Marsa.Mimo że inwestowanie w technologie kosmiczne wciąż wiąże się z ryzykiem, w dłuższej perspektywie daje szanse na duże zyski. A sukces medialny misji IGNIS może tu odegrać ważną rolę.– Przykład wypromowania lotu drugiego polskiego astronauty pokazuje, jakie znaczenie ma tak widowiskowe wydarzenie – zarówno dla klimatu społecznego wobec nauki i technologii, jak i dla finansowania działalności kosmicznej – podkreśla dr inż. Tadeusz Zawistowski.Co dalej? Jak zdradza minister Krzysztof Paszyk, trwają już prace nad pierwszą w pełni polską konstelacją satelitów obserwacyjnych. Polska zaczyna więc stawiać w kosmosie coraz pewniejsze kroki.Gwiezdne wojny w rzeczywistościTo, jak bardzo technologie kosmiczne przenikają do naszego życia, mogliśmy zobaczyć niemal na żywo, śledząc wydarzenia w Ukrainie. Na polu walki satelity stały się „oczami i uszami” armii – zapewniały łączność tam, gdzie tradycyjne systemy zawodziły oraz pozwalały na śledzenie ruchów wojsk i kierowanie atakami. Gdy wybuchła wojna i rosyjskie wojska niszczyły naziemną infrastrukturę łączności, Ukraina w ramach pomocy od państw zachodnich otrzymała Starlink – konstelację satelitów firmy SpaceX, należącej do Elona Muska.Czytaj też: Kolejna eksplozja rakiety Muska. Starship rozpadł się trzeci raz z rzędu– System Starlink zapewnił Ukrainie nieprzerwane połączenie, umożliwiając koordynację działań militarnych w czasie rzeczywistym, a dostęp do danych z satelitów rozpoznawczych pozwolił na precyzyjne monitorowanie wojsk rosyjskich i dokumentowanie potencjalnych zbrodni – komentuje dr inż. Tadeusz Zawistowski. Dzięki Starlinkowi Ukraina uzyskała dostęp do szybkiego internetu satelitarnego.Wysoko w górze toczył się jednak inny, mniej widoczny wyścig. Rosja próbowała bowiem zakłócać działanie systemu Starlink i publicznie zarzucała Amerykanom militaryzację kosmosu. Dlatego powszechnie mówi się już o wojskach kosmicznych.– Sektor kosmiczny, by być odpornym, musi być oparty o własne zasoby, technologie i infrastrukturę. Polska jako kraj przyfrontowy doskonale rozumie wagę autonomii i odporności także w przestrzeni kosmicznej – zwraca uwagę minister Krzysztof Paszyk.W kwietniu br. dyrektor generalny Europejskiej Agencji Kosmicznej (ESA), Josef Aschbacher, podkreślił, że ESA jest gotowa współpracować z Unią Europejską przy realizacji projektów związanych z obronnością, jeśli państwa członkowskie ESA tego zażądają. Dowództwo kosmiczne w strukturach swoich wojsk mają już na przykład Stany Zjednoczone, Francja i Niemcy.– Z jednej strony technologie kosmiczne są dobrodziejstwem, ale z drugiej nasila się używanie ich w celach nieakceptowalnych, nieetycznych – kwituje prof. Elżbieta Marciszewska.Minister: „Polski astronauta to nie bajka – to rzeczywistość”– Misja IGNIS to symboliczny i praktyczny impuls – pokazujemy, że Polacy nie tylko sięgają gwiazd, ale pracują dla ludzi tu, na Ziemi. Planujemy działania edukacyjne, promocyjne i inwestycyjne wokół tej misji. Chcemy, by dzieci w szkołach wiedziały, że polski astronauta to nie bajka – to rzeczywistość – zapowiada minister Krzysztof Paszyk.Choć Sławosz Uznański-Wiśniewski, jeszcze nie odleciał, już teraz obserwuje się zjawisko tak zwanej „sławoszomanii” – czyli zwiększone zainteresowanie kosmosem spowodowane medialnym nagłośnieniem misji. Podobnie było w latach 70-tych, na fali misji Apollo 11, czyli lądowania na Księżycu.– W USA po 1969 mówiło się o efekcie Apollo. Lista osób kandydujących na studia związane z astronomią i kosmosem wzrosła o wtedy 25 procent – podaje prof. Elżbieta Marciszewska.To ważne, bo aby rozwijać się dalej w sektorze kosmicznym, Polska potrzebuje wykwalifikowanej kadry. - Branża boryka się z deficytem ekspertów, w tym w inżynierii kosmicznej, robotyce, AI, konkurując z sektorem IT i motoryzacyjnym – ocenia dr inż. Tadeusz Zawistowski.Czytaj też: Najsłynniejszy walc Straussa zabrzmi w kosmosieWszyscy liczą więc na to, że lot Sławosza zainspiruje młodych naukowców do skierowania swoich kroków w stronę kosmosu.Zapytany, jakie jedno rozwiązanie wdrożyłby natychmiast, by przyspieszyć rozwój sektora kosmicznego w Polsce, minister Krzysztof Paszyk odpowiada:– Wprowadziłbym obowiązkowy komponent „kosmiczny” do edukacji technicznej i zawodowej: od szkół średnich po politechniki. Nie zbudujemy sektora bez ludzi. Potrzebujemy techników, inżynierów, programistów – nie za pięć lat, tylko dziś – podkreśla minister Krzysztof Paszyk.Księżyc jako przystanek, Mars jako celA wyzwań nie zabraknie. Bo przyszłość sektora kosmicznego maluje się wyjątkowo ambitnie. Coraz śmielej patrzymy w stronę Księżyca i Marsa. Pierwsze stałe bazy na Księżycu, miałyby służyć nie tylko jako laboratoria badawcze, ale i jako przystanek przed dalszą drogą w kosmos.– Zbliża się era „kolonizacji” Księżyca i założenia na nim zamieszkałej bazy. To będzie wiązało się z początkiem pozyskania z niego surowców. Planowane są misje załogowe na Marsa. Niemniej każda z tych inwestycji to ogromne wyzwanie zarówno technologiczne i finansowe, a ramy czasowe realizacji tak ambitnych planów mogą się zmieniać – zauważa dr inż. Tadeusz Zawistowski.Coraz częściej pojawia się też pytanie o przyszłość człowieka na Ziemi. W obliczu wyczerpywania się surowców, degradacji środowiska i zmian klimatu, może się okazać, że na naszej planecie w pewnym momencie nie będzie już warunków do życia.– Dlatego człowiek powinien stać się gatunkiem międzyplanetarnym, żyjącym obok istot, które może odkryć w kosmosie. Myślę, że to realne i może się wydarzyć nawet wcześniej niż za 100-120 lat – wyrokuje prof. Elżbieta Marciszewska.Jednocześnie pojawia się przestroga: Jeśli ruszymy w głąb kosmosu, musimy pamiętać o zrównoważonym rozwoju, by nie powielić błędów, które popełniliśmy na Ziemi.Patrząc na naszą planetę z orbity, nie sposób nie zauważyć destrukcyjnych działań człowieka. Już Edgar Mitchell, astronauta misji Apollo 14, mówił, że patrząc na Ziemię z kosmosu, trudno nie dostrzec jej kruchości i nie myśleć o tym, jak bardzo ją niszczymy. Bo z kosmosu widać nie tylko mur chiński czy piramidy, ale też wycięte lasy, wyschnięte rzeki i topniejące lodowce.Czytaj też: Niezwykłe odkrycie naukowców z NASA. „Mars był przyjazny do życia”