Zostają tylko lajki i groby... Płyn Lugola i witamina D na raka, lewatywy z kawy i suplementy nie wiadomo skąd, które mają leczyć autyzm i depresję – tak szarlatani w Polsce udają, że leczą. Ale ich działalność z leczeniem nie ma nic wspólnego. – To oszuści – mówi ministra zdrowia Izabela Leszczyna. I zapowiada walkę z nimi. Długo byli bezkarni, bo i izbom lekarskim, i Rzecznikowi Praw Pacjenta brakowało narzędzi, które pozwoliłyby na skuteczną walkę z szarlatanami. Teraz to się zmieni, bo trwają prace nad tzw. „lex szarlatan”, regulacją, która daje nowe prerogatywy RPP. Jakie? W przepisach ma zostać określony katalog praktyk pseudomedycznych, które mogą się przyczynić do pogorszenia stanu zdrowia lub prowadzić do odstąpienia od leczenia opartego na naukowych faktach. Ścigana będzie również dezinformacja medyczna, a Rzecznik Praw Pacjenta będzie mógł działać natychmiastowo, nakładając na taki pseudomedyczny podmiot karę nawet do miliona złotych. Bartłomiej Chmielowiec, Rzecznik Praw Pacjenta: – Praktyki pseudomedyczne, które potocznie określamy mianem szarlatanerii, to praktyki, w których osoby, które nie mają żadnego wykształcenia medycznego, oferują terapie, które nie mają żadnego potwierdzenia w naukowych źródłach. Oferują wyleczenie chorób, które są nieuleczalne.Ewelina Dróżdż, nauczycielka, która zachorowała na raka w wieku zaledwie 25 lat, mówi: – Kiedy chorowałam, wiele osób, także bliskich, proponowało mi korzystanie z suplementów, wlewów witaminowych, różnych metod. Dla mnie było oczywiste, że trzymam się lekarzy. Dzięki nim wyzdrowiałam – mówi, dodając, że naciski, by spróbować „alternatywnie”, były mocne, także od najbliższych. Podkreśla, że w sieci wciąż natyka się na ogłoszenia samozwańczych uzdrowicieli, którzy obiecują pomoc w walce z chorobą, a nawet całkowite jej wyleczenie. Zdesperowani ludzie łapią się każdej nadziei, dlatego wierzą szarlatanom i decydują się na takie „alternatywne” terapie.Joanna, dziś 45-letnia: – Pamiętam, że kiedy babcia chorowała na raka, wujek jeździł na drugi koniec Polski, żeby kupić coś, co nazywało się „Tołpa”. To były lata 90., obiecywano, że to cud. Cudu nie było, babcia zmarła, choć rodzina nie polegała wyłącznie na tym preparacie, były też operacje. Czytaj też: Zwolnijmy. Dzieci potrzebują więcej niż tylko suplementów Złodzieje życia, którzy obiecują cudaCo takiego oferują szarlatani? Mówią, że raka wyleczą? – pytam Rzecznika Praw Pacjenta.Bartłomiej Chmielowiec: – Między innymi. Oferują „leczenie” nowotworów, chorób autoimmunologicznych czy cukrzycy, choć wiemy, że cukrzyca nie jest uleczalna, ale można ją odpowiednio prowadzić tak, żeby pacjent mógł normalnie żyć. Te osoby nie mogą wypisywać recept, więc oferują tzw. suplementy.Dodaje: – Ja ich nazywam złodziejami życia. Obiecują cuda, ale niejednokrotnie też mamy do czynienia z osobami, które na skutek manipulacji dokonywanych przez te osoby, rezygnują z leczenia: chemioterapii, radioterapii, zabierając sobie szansę na wyleczenie. Pamiętamy sprawę pana Oskara D. i pacjentki z rakiem piersi, która zmarła.Co robić?Trzeba apelować, przekonywać, zgłaszać: do instytucji Rzecznika Praw Pacjenta, także na policję i prokuraturę, ponieważ oferowanie pseudomedycznych usług jest penalizowane.Naturopata Oskar D. Kilka miesięcy temu głośno było o sprawie Oskara D., 25-letniego mężczyzny, które oferował w sieci swoje usługi. I suplementy. W internecie śledziło go kilkaset tysięcy osób, którym opowiadał, że jest „naturopatą”, który „ma szczególne zamiłowanie do chorób kobiecych”, ale – „leczy” wszystko. W lutym trafił do aresztu z poważnymi zarzutami: oszustw podatkowych, prania brudnych pieniędzy, ale też narażenia na utratę życia i zdrowia co najmniej jednej z osób, które mu zaufały.RPP Bartłomiej Chmielowiec: – Pacjentka zmarła. „Na badaniu obrazowym USG (zmiana nowotworowa) była widoczna, on zalecił suplementy i przekonywał, że ta zmiana się wchłonie, zniknie. Oczywiście nic takiego nie miało miejsca, pacjentka nie podjęła leczenia konwencjonalnego i niestety zmarła” – mówił w rozmowie z TVN24 Paweł Grzesiewski, dyrektor departamentu prawnego Biura Rzecznika Praw Pacjenta.Oskar D. miał „leczyć” ją na raka piersi. Za konsultację online brał nawet 350 zł. W ciągu dwóch lat na koncie zgromadził 4 mln złotych. Jakie miał wykształcenie? Gimnazjalne. Zanim zaczął "leczyć", zajmował się handlem częściami samochodowymi. Czytaj też: Cienka granica między zaniedbaniem a przemocą. „Dziecko to nie królik”Sproszkowana skała dla dwulatkiDr Katarzyna Zych-Krekora, pediatra i ulstrasonografka, zwraca uwagę na inny aspekt. – Internet miał być szansą na demokratyzację wiedzy. Stał się jednak narzędziem w rękach tych, którzy potrafią opowiadać lepiej, niż leczy – mówi. Dziś, zamiast korzystać z dostępu do tysięcy publikacji, badań i kursów medycznych, wielu użytkowników zatrzymuje się na pierwszym filmiku z chwytliwym tytułem i cudownym lekiem. I właśnie takim "cudem" jest sproszkowana skała wulkaniczna podawana dwulatce – jako naturalny sposób na odporność.Dodaje: – I nie, nie żartuję. Widziałam to. Przysłała mi go znajoma lekarka z komentarzem: „Co o tym sądzisz?”. To był produkt promowany przez „naturalną mamę”, z kodem rabatowym i filmikiem pokazującym dziecko łykające „naturalne” minerały. Nie miała wykształcenia medycznego. Nie miała nawet prawa reklamować niczego dla dzieci. Ale miała zasięgi. A to, niestety, w sieci oznacza władzę.To właśnie z tym chce walczyć ministerstwo zdrowia. Jego szefowa, ministra Izabela Leszczyna, mówi: – Dzisiejszy szarlatan to człowiek dobrze ubrany, w garniturze, pojawiający się na różnych nagraniach, mediach społecznościowych, sprawiający wrażenie autentycznego i wiarygodnego. Niestety, korzystanie z usług takich osób może przynieść same szkody, duże koszty pseudo terapii oraz te zdrowotne, związane z przerwaniem lub niepodjęciem normalnego leczenia, co może skutkować nawet śmiercią. O nowym przepisach, czyli tzw. lex szarlatan, mówi: – Nowa ustawa zapewni skuteczniejsze narzędzia do zwalczania szarlatanerii w Polsce. Planowane zmiany są niezbędne, by Rzecznik Praw Pacjenta mógł działać skutecznie.Tik Tok: centrum badańDr Zych-Krekora podkreśla, że to zjawisko szczególnie niebezpieczne, bo samozwańczy uzdrowiciele nie tylko promują się jako cudotwórcy, ale dodatkowo – podważają autorytet lekarzy. – Instagram to ich ośrodek kliniczny. TikTok to centrum badań. Kod rabatowy to deklaracja misji – mówi lekarka.Zaznacza, że szczególnie niebezpieczne jest, że ci alternatywni „specjaliści” nie tylko promują swoje metody jako jedyne słuszne, ale robią to przy jednoczesnym szydzeniu z medycyny opartej na dowodach. Z pogardą wypowiadają się o lekarzach, przedstawiają ich jako zmanierowanych agentów koncernów, bez empatii i wiedzy. Czytaj też: Pigułka „dzień po”? Wizyta u ginekologa? Zapytaj wirtualną MajęDr Zych-Krekora: – Medycyna, którą my – lekarze – stosujemy każdego dnia, w ich narracji staje się opresyjnym systemem, który trzeba omijać. Tymczasem to właśnie ta wyśmiewana medycyna codziennie ratuje życie. Dodaje, że „pacjenci chcą więcej”, bo system ochrony zdrowia jest w kryzysie, lekarze mają wielu pacjentów, a zbyt mało czasu dla każdego z nich. – System ochrony zdrowia jest w kryzysie. Zgoda. Brakuje kadry, mamy za dużo pacjentów, zbyt mało czasu. Wiele konsultacji odbywa się online, głównie receptorowo. Pacjenci chcą więcej. I słusznie – mówi. Pacjenci, chorzy chcą więcej. Relacji. Zaufania. Nadziei. – Pacjenci szukają opowieści. Kogoś, kto się uśmiechnie z ekranu, powie o cudownych ziołach, poda przepis na „naturalną kurację”. Kogoś, kto połączy słowa „zdrowie” z „energia” i „harmonia”. Dlatego medycyna stała się usługą. Lekarz – konsultantem. A w tej pustce emocjonalnej pojawili się oni: sprzedawcy cudów. Znam te pytania od znajomych: „Zobacz, działa! Przecież jest badanie! Przecież ktoś opowiada, jak wyzdrowiał!”. A ja wiem, że już uwierzyli, zanim mnie zapytali. Bo filmiki trafiły do ich algorytmu. Bo szukali. Bo pragnęli nadziei. Tyle że nadzieja w rękach oszusta to nie lek. To trucizna – mówi. Dzieciństwo sprzedane za kliknięciaW grudniu ubiegłego roku głośno było o sprawie niedożywionej trzylatki, która w końcu, w stanie skrajnego wyczerpania, trafiła do szpitala.„Najbardziej boli mnie dzieciństwo sprzedawane za kliknięcia. Dziecko niedożywione do granic skrajnego wyniszczenia, bo rodzice uznali, że poradnik z internetu jest wiarygodniejszy niż pediatra. Historię opisywano niedawno w mediach. Dziecko trafiło do szpitala z poważnymi objawami wyniszczenia. Rodzice leczyli 'dietą alternatywną’ i naturalnymi miksturami” - mówi dr Zych -Krekora. Podaje inny przykład: Miałam pacjentkę, która brała 20 000 j.m. witaminy D dziennie. Zalecenie "specjalisty z TikToka". Skończyła ostatecznie w szpitalu. Nie jako okaz zdrowia. Nie jestem przeciwko suplementom. Ale suplementacja to nie magia. To uzupełnianie niedoborów. W uzasadnionych przypadkach. Pod kontrolą.Zostaną tylko lajki i grobyO „leczeniu” nowotworów witaminami, olejkami i postami mówi: – To już nie jest naiwność. To żerowanie na cierpieniu. Nie jestem tylko lekarką. Jestem też mamą. Żoną. Córką. Byłam po drugiej stronie. Wiem, co to znaczy szukać ratunku, co to znaczy drżeć o bliskich, co to znaczy mieć rozgrzany komputer do czerwoności i włączać tryb przetrwania. Wiem, jaka wtedy rodzi się potrzeba wiary w cud. I wiem, że właśnie wtedy najłatwiej dać się zmanipulować.Konkluduje: – To nie jest tylko zabawa w leczenie. To jest gra o życie. Papier przyjmie wszystko. Ale nie wszystko, co na papierze (czy Instagramie), jest prawdą. Jeśli nie zatrzymamy tej machiny teraz, to system ochrony zdrowia upadnie szybciej, niż się spodziewamy. I zostaną tylko lajki. I groby.