W Trylogii Sienkiewicza kobiety odgrywają ważną rolę. Zagłoba osiągnął 19 proc., drugi Kmicic – 10 proc. Ale po 150 latach to nie oni, lecz Basia i Oleńka zyskałyby poparcie. Mówią mniej – działają więcej. I właśnie dlatego miałyby szansę wygrać te wybory. Oto zwycięska kobiecość Trylogii – od Basi do Michała. Nawet jeśli nie pamiętacie, to i tak pamiętacie. I na tym właśnie zasadza się wyjątkowość Sienkiewiczowskiej Trylogii. Od 150 lat po prostu jest i towarzyszy naszej codzienności. Jak co dzień, odprowadzaliśmy dzieci do szkoły na warszawskiej Pradze. Obok powstaje wieżowiec, pełno budowlańców. Podjechał ktoś – może brygadzista – czarną limuzyną już nie pierwszej młodości. Rejestracja: BOHUN. Przypadek? To nie koniec. Sadziliśmy ogórki, poszliśmy po nasiona do sklepu, a tam odmiana Kmicic. Albo spacer po Mariensztacie – na odrestaurowanym murze, tablica z napisem: „Tu, u stóp pałacu Kazanowskich, walczył z małpami pan Zagłoba”. I wszystko to zdarzyło się w ciągu jednego miesiąca. Przy czym żadnej Oleńki, żadnej Baśki, żadnej Heleny. Trylogia dopada nas w zmaskulinizowanej wersji.To znajduje potwierdzenie w niecodziennej pracy naukowej „Policzmy Trylogię Sienkiewicza”. Jej autor, tłumacz i badacz z UJ – Jan Rybicki – postanowił sprawdzić, kto jest najbardziej rozgadanym bohaterem w „Ogniem i mieczem”, „Potopie” oraz „Panu Wołodyjowskim”. „Nie trzeba wcale używać komputera – a nawet nie trzeba umieć liczyć – by wiedzieć, że najwięcej w całej Trylogii mówi Zagłoba” – konstatuje Rybicki. Ale są też twarde dane: Zagłobie przypada 19 proc. wszystkich dialogów w Trylogii, w tym aż 30 proc. w „Ogniem i mieczem”. Na drugim miejscu – z wyraźną stratą – uplasował się Kmicic, który odpowiada za 10 proc. wszystkich kwestii. Ale tylko dlatego, że „Ogniem i mieczem” w ogóle nie występuje, a w „Panu Wołodyjowskim” pojawia się epizodycznie. Za to w „Potopie” już 18,7 proc. wszystkich wypowiedzi należy do niego. Ostatnie miejsce na podium zajmuje Wołodyjowski z wynikiem 9,7 proc. Dalej m.in. Skrzetuski, Bogusław i Rzędzian.Pierwsza kobieta – dopiero na dziewiątym miejscu. To Basia, główna bohaterka „Pana Wołodyjowskiego” i tylko tam występuje. W całej Trylogii ma zaledwie 1,6 proc. wszystkich wypowiedzi. Oleńka (miejsce 12.) uzbierała 1,5 proc., a Anusia Borzobohata – 0,8 proc. Pamiętna Helena z „Ogniem i mieczem” uplasowała się dopiero na 39. pozycji. Na liście są jeszcze cztery kobiety: pani Makowiecka (33. miejsce), kniahini Kurcewiczowa (37.), Horpyna (40.) i Krzysia – ostatnia z kobiecych postaci w tym zestawieniu – z udziałem 0,4 proc.Czytaj też: Podlasie i psy Sienkiewicza, czyli o miedzę Rzędziana za dalekoCo z tego wynika? Że Trylogia to rzeczywiście męska rzecz. Ale może nie tylko, bo jeśli szukać w niej kobiecej obecności, to z całej kompanii, która znalazła się na pudle, Zagłoby, Kmicica i Wołodyjowskiego, to Wołodyjowski najbardziej przypomina postać kobiecą. Choć o tym za chwilę.Basia – gra kobietę na własnych zasadachBo najpierw trzeba opowiedzieć o tej, dzięki której pan Michał w ogóle może być sobą – o Basi. Basia Wołodyjowska to bohaterka paradoksalna. W zestawieniach statystycznych wypada kiepsko, ale gdyby Trylogię, a dokładniej „Pana Wołodyjowskiego” czytać nie tylko uchem, lecz i okiem – zyskuje. Mówi mało, ale zawsze na temat. A przede wszystkim: działa. Ratuje pana Nowowiejskiego, tropi Azję Tuhajbejowicza, sama decyduje o swoim zamążpójściu. W epoce, która od kobiet wymagała głównie bycia „miłą i piękną”, wybija się na niepodległość i to bez manifestów.W przeciwieństwie do zamglonej melancholii Heleny i lodowatej powagi Oleńki, Basia promienieje energią. Jest dziewczęco bezpośrednia, ale nie głupia. Czuła, lecz nie mdła. W dodatku jej uczucia nie są bierną odpowiedzią na męską adorację. Służą też rozwojowi fabuły, a to dla Sienkiewicza-autora było niezwykle ważne. To ona wybiera Michała, nie odwrotnie. To ona przejmuje inicjatywę, gdy Wołodyjowski się waha, podtrzymuje go na duchu, choć sama cierpi. Można więc powiedzieć: Baśka to pełnokrwista postać kobieca. Ale czy na pewno?Z dzisiejszej perspektywy Baśka wydaje się wręcz podręcznikowym przykładem na to, co Judith Butler, amerykańska filozofka feministyczna, nazwałaby performatywnością płci: nie tyle „jest kobietą”, ile gra kobietę na własnych zasadach. Nie mieści się w sztywnych ramach roli przypisanej jej przez patriarchalne imaginarium szlacheckiej Rzeczypospolitej. Nie bez znaczenia jest przy tym fakt, że sam Sienkiewicz w liście do przyjaciela Mścisława Godlewskiego, pisał o Basi jako o „typie dziewczyny-hajduczka, którą [chciał Wołodyjowskiemu] oddać”. Hajduczek to przecież hajduk – chłopak, który nie kokietuje, nie podporządkowuje się, nie czeka na pozwolenie – działa, planuje, ratuje, z gracją i stanowczością rozgrywa emocjonalne konflikty. A jednocześnie nie traci tego, co kultura zwykła nazywać „kobiecością”: empatii, czułości, intuicji. Potrafi więc zaistnieć bez zgody mężczyzn. To gest emancypacyjny, choć wyrażony w języku Sienkiewicza, nie Simone de Beauvoir.Oleńka – milczy, przebacza i trwa jak… kukurydzaDruga w kolejności, jeśli chodzi o udział w dialogowości wśród kobiecych bohaterów Trylogii, ale pierwsza w roli, jaką wyznaczył jej pisarz – Aleksandra Billewiczówna, czyli Oleńka. W porównaniu z Basią mówi mniej, ale kiedy już się odzywa – zostaje zapamiętana. Nie nosi oręża – niesie pamięć i rozum. W niej zawiera się Polska, którą Kmicic chce odzyskać i której nie może zdobyć przemocą. Ongiś zawadiaka, potem „pan Babinicz”, wreszcie pogromca Radziwiłła – staje się pełnym człowiekiem nie dzięki bitwom, lecz pokorze wobec rozumu kobiety. Ukoronowaniem tej przemiany nie jest walka, ale scena nabożeństwa. Czytany jest list króla, Kmicic stoi wśród zbrojnych jako nowo wyniesiony bohater. Wtedy ona mówi: „Ran twoich niegodnam całować!”.Znamienne, że Oleńka od razu wyszła poza powieść i zaczęła żyć własnym życiem. Sienkiewicz w liście do Jadwigi Janczewskiej, siostry swojej żony, pisał w maju 1887 roku:„Wyobraź sobie, że dowiaduję się, iż imię bohaterki Potopu przypisano ukrytym uczuciom moim do jednej z kuzynek. […] Chciałem bić – tak byłem wściekły”.Głos Oleńki nie cichnie z końcem „Potopu” i w „Panu Wołodyjowskim” powraca. Andrzej Kmicic ożenił się i osiadł na Laudzie, wiadomo zatem, że gdzieś tam jest i ona.Czytaj też: „Nie pytaj o cenę - wszystko za pensa”. Jak I Rzeczpospolita współtworzyła Leeds? Mijały dekady i bohaterka coraz pełniej istniała poza książką. Przykład? Oleńka to pseudonim łączniczek i sanitariuszek z Powstania Warszawskiego. W dostępnych wykazach znajdziemy aż 36 powstańczyń – Oleniek. Żadna z nich nie walczyła z bronią w ręku, to sanitariuszki, łączniczki, peżetki (pomocniczki żołnierza) – niosły pomoc, przekazywały meldunki, trwały. Z czasem Oleńka zeszła z barykad prosto na perony i dziś jej imię nosi pociąg kursujący między Wrocławiem a Warszawą. Czemu nie nazwano tak połączenia do Wilna? Może dlatego, że symbolicznie spina stolicę kraju z ziemiami odzyskanymi, potwierdzając tak ich status. Do tego dochodzi jeszcze rolniczy trop. Oleńka to nazwa odmiany kukurydzy hodowanej w Polsce od lat 80. XX w. – typ średniopóźny, przystosowany do warunków Europy Środkowo-Wschodniej. W opisie: stabilna, odporna, dająca przewidywalny plon. Dlaczego akurat taka nazwa? To ziarno na trudne czasy. Inaczej niż ogórek Kmicic, nie rozpycha się, ale trzyma wszystko w pionie.Bo kiedy Oleńka milczy, cisza staje się językiem sumienia. Może sumienia wspólnoty. A może – sumienia mężczyzn?Helena – nieruchomy punkt w wielkim pożarzeTrzecia z głównych bohaterek Trylogii, a zarazem – w zamierzeniu autora – najważniejsza kobieta „Ogniem i mieczem” – Helena – to konstrukcja symboliczna i niestety – nieudana. Nie działa, po prostu jest. Pełni rolę nagrody – kobiecej wersji chorągwi, którą trzeba zdobyć, ochronić i ocalić. W jej postaci Sienkiewicz kreuje ikonę kobiecej doskonałości: urodziwej, niewinnej, cnotliwej. To ideał niemal martwy, statyczny i niezdolny do zderzenia z brutalną rzeczywistością powieści. Nie rozwija się, nie podejmuje samodzielnych decyzji, nie zderza się z otaczającym światem. Pozostaje bierna – nawet jej nieliczne akty sprzeciwu to gesty bez konsekwencji.Autor zdawał sobie z tego sprawę, co być może tłumaczy wprowadzenie wątku ucieczki Heleny z Zagłobą od kozaków. Niestety, uwaga czytelnika skupia się przede wszystkim na fortelach Zagłoby, a Helena pozostaje raczej rekwizytem niż postacią pełnokrwistą. Bohun jej pożąda, Skrzetuski ratuje, a ona – czeka.I tu, niejako na tle porcelanowej Heleny, wybijają się w „Ogniem i mieczem” dwie inne kobiece postaci – pełne życia, koloru i emocji: Horpyna i kniahini. Pierwsza to ukraińska czarownica, olbrzymia dziewka przebrana po kozacku. Kobieta z krwi i kości – impulsywna, pełna pasji i autentyczna. Jej adoracja Bohuna ma wymiar zarówno miłosny, jak i złowrogi, a język i sposób bycia podkreślają odmienność i przynależność do kozackiego środowiska. Nie boi się wyrażać emocji i nie jest więźniem konwenansów – jest prawdziwą i intensywną postacią. Z kolei kniahini to bohaterka stylizowana na kobiety Szekspira, zwłaszcza Lady Makbet. Jest okrutna, przebiegła i kieruje się wyłącznie interesem własnym i swoich synów. Jednak pisarz, stosując stylizację językową, w sposób niezamierzony wywołał tu efekt komiczny. Przykładem opis jej sukni „ze spłowiałego cycu”; cyc to słowo pochodzenia holenderskiego, oznaczające tkaninę, ale dziś robi krecią robotę. Trudno bowiem oczekiwać od zwłaszcza młodych, że skupią się na archaicznym znaczeniu, a nie na dosłownych konotacjach.I tak, choć Helena formalnie jest najważniejszą bohaterką, to Horpyna i kniahini wnoszą do męskiego świata powieści element kobiecości – nieidealizowanej i pełnej sprzeczności, znacznie bardziej dynamicznej niż kobiecość porcelanowej Heleny.Wołodyjowski – za szablą-fallusem kryje kobiecośćNo i w końcu Michał Wołodyjowski. Pozornie uosobienie męskości: szabla, mundur, śmierć na bastionie. Ale właśnie on – z całej Sienkiewiczowskiej trójcy najbardziej rozgadanych bohaterów – jest postacią najgłębiej naznaczoną kobiecością. Nie z powodu gestów czy wyglądu. Dzieje się tak dlatego, że jego sposób przeżywania pragnień odpowiada temu, co psychoanaliza utożsamia z pierwiastkiem żeńskim. „Panie Michale – usłyszałby dziś na kozetce – pan nie działa samodzielnie, pan istnieje poprzez innych”.U Jacquesa Lacana, francuskiego psychiatry kobiecość nie jest związana z ciałem, tylko z miejscem w strukturze. Kobieta to ta, która staje się „obiektem małe a”, twierdzi Lacan. Mówiąc najprościej – jest tym, czego pragną inni, choć sama nie zna swojego pragnienia. I Michał dokładnie taki jest. Zakochuje się, ale jego wybranki są przypadkowe, z wyjątkiem Basi. Jawi się nam jako zaprzeczenie zdobywcy, powiedzielibyśmy odwrotność Bohuna, który jest świadomy swoich pragnieniem. Pewnie, według psychiatry, to on byłby kwintesencją męskości.Ktoś zapyta: a szabla, przecież Wołodyjowski jest mistrzem fechtunku, a oręż dla psychoanalityka jest jak fallus? Byłoby to prawdą w przypadku Bohuna, który – kiedy szabla go zawodzi – niczym niespełniony kochanek woła – „kończ waść, wstydu oszczędź”. U Wołodyjowskiego wszystko jest inaczej. „Broń to alibi – usłyszałby znów u terapeuty – dla skonstruowanej męskości, którą zasłania swoją rzeczywistą kobiecość”. Pan Michał robi to w sposób perfekcyjny, tak że kiedy trzyma szablę w dłoni, nikt nie odważy się mu zarzucić, że jest niemęski.Nie mówmy jednak „Wołodyjowski była kobietą”, bo nie będzie to prawdą, lecz raczej „kobiecość wcieliła się w Michała Wołodyjowskiego”.***Jest 28 maja. Kończymy pisać ten artykuł i w przerwie idziemy odebrać dzieci ze szkoły. Przy placu budowy znów BOHUN. Kątem oka widzimy na fotelu kierowcy mężczyznę w żółtej kamizelce, rozwiązuje krzyżówki i co rusz zaciąga się e-papierosem. Samochód stoi przy płocie, zza którego wystają głowy w kaskach. Nadreprezentacja płci męskiej jak u Sienkiewicza – mówimy do siebie.I z tą myślą ruszamy dalej. Może więc czas wrócić do Trylogii jako lektury, a nie filmów, na nowo – nasłuchując tego, co przemilczane. Sienkiewicz oddał głos Zagłobie, pierwszoplanowe role rozdał Kmicicowi i Bohunowi, ale przecież historia na nich się nie kończy. Oleńka, wiecznie rozpięta między powinnością a namiętnością, cicho obecna, lecz rzadko słyszana – może to właśnie ona ma nam coś do powiedzenia. Niechby raz przemówiła nie jako nagroda za wierność, ale jako ktoś, kto sam wybiera. Bo przecież jeśli Trylogia wciąż nas otacza, to warto ją też od środka przewietrzyć. Może wtedy zobaczymy prawdziwego Michała – małego, niepozornego, lękliwego, a przecież zdolnego do najwyższej odwagi.