„Gość poranka”. – Jeśli w ocenie prezydenta Andrzeja Dudy umówiona bójka w lesie to właściwie dżentelmeńska umowa i on to akceptuje, to znaczy, że łamie prawo, które sam wcześniej podpisał – powiedział w „Gościu poranka” (TVP Info) Bartosz Arłukowicz, europoseł Koalicji Obywatelskiej. Prezydent Andrzej Duda, podczas rozmowy w Radiu Zet, odniósł się do tematu „ustawek”, w których brał udział kandydat na prezydenta Karol Nawrocki.– Chłopcy tacy mocni, męscy, jak są młodzi, to lubią się poszarpać. Zachowują się trochę jak takie małe niedźwiadki czy małe tygrysy. Po prostu walczą ze sobą, ale nie jest to nic nadzwyczajnego – powiedział prezydent.Z kolei 28 maja w Kanale Zero Andrzej Duda stwierdził, że „oczywiście absolutnie tego nie pochwalam, ale z drugiej strony nie potępiam tego w sposób absolutny”.– Jeśli chcą bić się w lesie, idą tam specjalnie, zawierają dżentelmeńską umowę, że będą to robić na określonych zasadach, i się biją, to się po prostu odbywa. I to lubią. Ludzie chodzą, grają w gry hazardowe, przegrywają fortuny, całe majątki, czy mamy im tego zakazać? Być może tak. Co innego, jeśli mamy sytuację, w której kibice demolują miasto – dodał. Zobacz także: Kurski marzy o powrocie do TVP. Nawrocki: Po moim trupie„Łamie prawo, które sam podpisał”– Wieczorem wróciłem do domu i, na swoje nieszczęście, postanowiłem włączyć ten drugi wywiad z prezydentem Dudą. Obejrzałem go i byłem tak zdumiony, tak zażenowany, że tkwi to we mnie do dziś – powiedział w „Gościu poranka” Bartosz Arłukowicz, europoseł Koalicji Obywatelskiej.– Już nie chcę komentować wybuchów czy emocji pana prezydenta, odnosić się do jego opowieści o hotelach, w których bywał. Ale jeżeli prezydent naszego państwa podpisuje ustawę zaostrzającą kary za bójki – a to PiS zwiększył karalność za „ustawki” z trzech do pięciu lat – i jednocześnie mówi o tym z pewną kokieterią, z lekką nieśmiałością, ale też z widocznym podziwem dla tej „męskiej siły”, to jest to coś niepokojącego. Jeśli, w jego ocenie, umówiona bójka w lesie – według mnie z udziałem bandytów – to właściwie dżentelmeńska umowa i pan prezydent to akceptuje, to znaczy, że łamie prawo, które sam wcześniej podpisał. Dla mnie to sytuacja absolutnie niebywała – dodał.Zdaniem Arłukowicza to „relatywizowanie rzeczywistości i wyraz trudnej końcówki kadencji pana prezydenta”. – Sugerowałbym panu prezydentowi, żeby jednak zadbał o to, by zapamiętano go inaczej niż jako człowieka, który opowiada, że banda uzbrojonych typów z maczetami, kijami czy kijami bejsbolowymi, lejących się w lesie, porywających ludzi i trzymających swoje ofiary w piwnicach – to „niedźwiadki” i „tygryski”. Bicie ludzi jest karalne. Osoba, która podnosi kij bejsbolowy na drugiego człowieka, jest po prostu przestępcą. Taką osobę należy karać, a nie relatywizować – powiedział Bartosz Arłukowicz.– Szczególnie poruszyła mnie mimika prezydenta i emocja, którą u niego zobaczyłem. Taka lekka zazdrość, taki nieukrywany szacunek wobec tej, w cudzysłowie, „męskiej siły”. To jest jakieś zaburzenie w odbiorze wartości – ocenił europoseł.„Idziemy zawalczyć o Polskę”– Jeżeli Jarosław Kaczyński miał wiedzę o przeszłości Karola Nawrockiego, a mimo to zdecydował się na jego kandydaturę, to znaczy, że zadrwił z Polski. To policzek wymierzony wszystkim obywatelom – dowód arogancji, bezczelności i cynizmu. A jeśli o tej przeszłości nie wiedział, to również źle o nim świadczy. To oznacza, że ogromna partia polityczna, jaką jest PiS, wystawia kandydata, o którym nic nie wie. W obu przypadkach to sytuacja fatalna – podkreślił. – Gdy prezydentem był Lech Kaczyński, często się z nim nie zgadzałem, ale miał on prezydencki format. Potem nastał czas Andrzeja Dudy. Duda z Dudy nie wyjdzie – jaki jest, każdy widzi. Ale dziś rozmawiamy o prezydenturze dla człowieka, o którym mówi się, że jego koledzy to gangsterzy – ludzie, którzy porywali, szantażowali. Dziennikarze piszą także o możliwym zabójstwie. I w tym samym czasie urzędujący prezydent wychodzi do telewizji i relatywizuje to wszystko. To pokazuje skalę degradacji i upadku – ocenił Arłukowicz. – Dlatego tak ważne jest, byśmy poszli na wybory. Bo dziś naprawdę walczymy o Polskę. Czy chcemy Polski, w której ludzie okładają się pałkami, a prezydent mówi o nich „tygryski” i „niedźwiadki”? Ja nie chcę, żeby moje dzieci, moja rodzina, moi znajomi – żeby w ogóle Polacy – byli narażeni na rządy takich ludzi – stwierdził europoseł.„Agresja, propaganda i nieprawda”– Widziałem Trzaskowskiego w Kaliszu. Wygłosił krótkie przemówienie, a potem zaczął rozmawiać z ludźmi. Z drugiej strony widziałem Nawrockiego w Końskich – obrazek pełen agresji, propagandy i nieprawdy. Te dwa wydarzenia doskonale pokazują, jak różni są ci kandydaci – powiedział.Arłukowicz został zapytany, czy nieobecność Rafała Trzaskowskiego na debacie w Końskich, która odbyła się 28 maja, była błędem.– Uważam, że nie. Pojechał do Kalisza. Nie ma przecież zasady, że musi jeździć wszędzie tam, gdzie pojawia się Nawrocki. Debata między nimi już się odbyła. Oglądałem ją bardzo dokładnie i z dużym skupieniem – przyznał.– Muszę przyznać, że byłem wtedy bardziej skoncentrowany na Nawrockim niż na Trzaskowskim. Obserwowałem jego nerwowe ruchy i rosnące napięcie – aż do momentu, kiedy coś przyjął na dziąsło czy pod wargę. Nie wiem co. Jestem lekarzem, ale nie zamierzam stawiać diagnozy, co dokładnie to było – dodał. – Widziałem tylko, że pan Nawrocki jak czarodziej wyciągał te swoje woreczki z rękawa, z jakichś ukrytych kieszoneczek, co świadczy o tym, że był profesjonalnie przygotowany do tego, żeby użyć ich podczas debaty. To była z całą pewnością najważniejsza debata w życiu – zarówno dla Nawrockiego, jak i Trzaskowskiego. Miliony widzów – chyba około 10 milionów – przed telewizorami. I on nie potrafi się powstrzymać? Niebywałe – stwierdził Arłukowicz.Zobacz także: Mentzen nie poparł Nawrockiego i... apeluje do sumień swoich wyborców