„Czynów nie popełniono”. Prokuratura Okręgowa w Warszawie odmówiła wszczęcia śledztwa w sprawie rzekomego pobicia Justyny Klimasary przez Andrzeja Szejnę w 2016 r. i nakłaniania jej do rezygnacji ze zgłoszenia tego służbom – dowiedział się portal TVP.Info. Kobieta zeznała, że żadna z tych rzeczy nie miała miejsca. Prokuratura Okręgowa w Warszawie badała dwa wątki związane z rzekomym pobiciem lewicowej działaczki Justyny Klimasary. Pierwszy dotyczył „spowodowania bliżej nieustalonego dnia w październiku 2016 roku w Warszawie ciężkiego uszczerbku na zdrowiu poprzez dokonanie pobicia ustalonej osoby przez posła na Sejm RP”. Drugi zaś „udaremniania od bliżej nieustalonego dnia października 2016 roku w Warszawie postępowania karnego poprzez nakłanianie ustalonej osoby przez posłów na Sejm RP do odstąpienia od złożenia zawiadomienia, czym miano pomagać w uniknięciu odpowiedzialności karnej innego posła na Sejm RP”. Zeznania Justyny KlimasaryProkuratura Okręgowa w Warszawie postanowiła odmówić wszczęcia śledztwa w tej sprawie, „wobec stwierdzania, że czynów tych nie popełniono” – wynika z informacji przesłanej portalowi TVP.Info przez prok. Piotra Skibę, rzecznika stołecznej okręgówki. – W trakcie prowadzonego postępowania sprawdzającego przesłuchano osobę wskazywaną przez zawiadamiającego jako pokrzywdzoną, która zeznała, iż około dziewięciu lat temu w mediach pojawiły się fałszywe informacje, że została pobita. Zakwestionowała ona także, by ktokolwiek nakłaniał ją do rezygnacji ze złożenia zawiadomienia – stwierdził prok. Piotr Skiba. Czytaj także: Szejna do dymisji? Szefowa Lewicy: Myślę, że zostanie na stanowiskuZawiadomił i uciekł Zawiadomienie w sprawie domniemanego pobicia Klimasary przez Szejnę złożył do prokuratury 23 marca poseł PiS Marcin Romanowski (obecnie ukrywający się na Węgrzech, ścigany w sprawie nieprawidłowości w Funduszu Sprawiedliwości za rządów Zjednoczonej Prawicy). „Z mediów – zarówno współczesnych, jak i archiwalnych – wynika, że do zdarzenia doszło podczas imprezy towarzyskiej z udziałem posła Szejny, a jego skutkiem było złamanie oczodołu u młodej działaczki SLD, dziś Lewicy. Zdarzenie to, w mojej ocenie, wypełnia znamiona przestępstwa z art. 156 § 1 pkt 2 k.k., czyli spowodowania ciężkiego uszczerbku na zdrowiu, za które grozi do 10 lat więzienia” – wyjaśniał wówczas poseł w swoich mediach społecznościowych. Polityk dodał, że „z doniesień medialnych i wypowiedzi samych polityków Lewicy wynika, że sprawa ta mogła być świadomie tuszowana, a działacze partii mogli wpływać na pokrzywdzoną, by nie zgłaszała sprawy organom ścigania”. „W sprawie przewijają się nazwiska Włodzimierza Czarzastego, Anny Marii Żukowskiej – które, jeśli potwierdzi się ich rola w zacieraniu śladów przestępstwa, mogą odpowiadać z art. 239 k.k. (utrudnianie postępowania) czy art. 245 k.k. (wpływanie na pokrzywdzoną podstępem lub groźbą)” – dodał Romanowski.Prok. Skiba podkreślił, że „jedyne okoliczności, na jakie wskazał zawiadamiający to doniesienia medialne”. – Przesłuchana w sprawie osoba wskazywana jako pokrzywdzona zanegowała, by doszło do któregokolwiek z opisywanych w doniesieniu zachowań – podsumował rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie. Czytaj także: Problemy alkoholowe wiceministra. Oświadczenie nie kończy sprawy „Ściek kłamstw” W marcu br. „Gazeta Wyborcza” ujawniła, że wiceminister spraw zagranicznych Andrzej Szejna zmaga się z chorobą alkoholową. Wówczas była posłanka Lewicy Beata Maciejewska napisała na portalu X m.in., że „Szejna ciągle chodził pijany i większość posłów oraz pracowników Klubu Parlamentarnego Lewicy o tym wiedziała”. „Kilka dni temu, po ujawnieniu nieprawidłowości dot. Szejny napisał do mnie dawny działacz Lewicy: Tak, to trwa od lat... Bywało nawet gorzej. Pobił kiedyś (tu pada nazwisko partyjnej działaczki). Miała złamany nos, a ona go szantażowała, że pójdzie z tym do mediów, jeśli nie będzie jej opłacał mieszkania i życia w Warszawie i tak bal trwa do dziś...” – opisywała Maciejewska. Skasowany postSzejna został wysłany na urlop. Internauci doszukali się w sieci sprawy z 2016 roku, gdy Justyna Klimasara, opublikowała na Instagramie zdjęcia twarzy ze śladami pobicia oraz wypis ze szpitala. Napisała wówczas, że napaści dopuścić się miał działacz SLD, którego nazwisko niebawem „skróci się do S.”. Później skasowała ten post. W rozmowie z portalem TVP.Info 26 marca Justyna Klimasara zaprzeczyła tym rewelacjom. – Nie ma kogo karać. W każdym razie Andrzej Szejna nic mi nie zrobił i nagonka na niego powinna mieć swój finał w sądzie. Podobnie jak inne pomówienia pani Maciejewskiej w stosunku do mnie, które niszczą moje życie prywatne. Łatwo udowodnię, że wszystko, co mówi, to ściek obrzydliwych kłamstw – zapewniła Klimasara. Czytaj także: „Podobno sędzia Szmydt dużo pił”. Alkoholicy łakomym kąskiem dla wywiadu