Ceny mieszkań szybują. Hiszpański rząd domaga się usunięcia z platformy Airbnb niemal 66 tys. ofert wynajmu. Chodzi o mieszkania, które – zdaniem władz – naruszają przepisy dotyczące najmu krótkoterminowego. W niedzielę tysiące mieszkańców Wysp Kanaryjskich wyszło na ulice. Jak przekonują: przez nadmiar turystów nie czują się na wyspie jak u siebie. Protestujący alarmują, że nie są już gospodarzami we własnych miastach. Ceny mieszkań ciągle są windowane, a domy i lokale, które mogłyby służyć mieszkańcom, przerabiane są na apartamenty dla turystów. Tylko w 2024 roku do Hiszpanii przyjechało prawie 100 milionów gości – o 13 proc. więcej niż rok wcześniej. Kraj pęka w szwach.Spór nie ma wyłącznie podłoża emocjonalnego, ale i... prawne. Ministerstwo ds. praw socjalnych poinformowało, że dziesiątki tysięcy ofert na Airbnb nie mają wymaganych licencji, zawierają błędne dane lub nie precyzują, czy właściciel działa jako osoba prywatna, czy profesjonalny podmiot. Najpierw interweniował sąd w Madrycie – nakazał natychmiastowe usunięcie blisko pięciu tysięcy ofert. Reszta – ponad 60 tysięcy – czeka na dalsze decyzje.Czytaj też: UE zniesie sankcje gospodarcze nałożone na Syrię. „Chcemy pomóc”„To jasny sygnał: żadna firma, nawet największa, nie stoi ponad prawem” – komentuje minister Pablo Bustinduy. „Można chronić prawo do mieszkania i jednocześnie zarządzać turystyką z głową”.Wyspy Kanaryjskie. Za dużo Airbnb, za mało domówHasło „za dużo Airbnb, za mało domów” – które kilka miesięcy temu wypowiedział premier Pedro Sánchez – zdaje się powoli wchodzić w życie. Władze Barcelony zapowiedziały, że do 2028 roku zlikwidują wszystkie 10 tys. krótkoterminowych ofert najmu w mieście. Inne regiony, jak Baleary czy Kraj Basków, także rozpoczęły kontrole. Niektóre lokalne władze, np. w Murcji czy na Ibizie, podpisały z Airbnb porozumienia, które mają wymusić zgodność z przepisami.Sama platforma odpiera zarzuty. Jej szefowie twierdzą, że Airbnb działa jako pośrednik, a za zgodność ofert odpowiadają właściciele mieszkań. Zapowiadają też apelację i przekonują, że likwidacja najmu turystycznego nie rozwiąże problemu braku mieszkań. „To brak podaży winduje ceny, nie Airbnb” – mówi rzecznik firmy.Ale mieszkańcy mają dość. Protesty pod hasłem „Canarias tiene un límite” – „Wyspy Kanaryjskie mają granice” – mogą być dopiero początkiem. Na Majorce już zapowiedziano kolejne demonstracje. Ich organizatorzy mówią wprost: nie walczą z turystami, tylko o prawo do życia we własnym kraju.Zobacz także: Stać nas na coraz więcej, ale króluje klasyka. Wakacyjne plany Polaków