Kreml gotowy wojować „przez lata”. Hasło bezpośrednich rokowań pokojowych Rosji i Ukrainy wywołały promyk nadziei, ale szybko okazało się, że przełomu nie będzie. Władimir Putin, zamiast stawić się w Stambule osobiście, wysłał na rozmowy polityków z czwartego szeregu. Według nieoficjalnych informacji byli oni wyjątkowo cyniczni i trzymali się narracji „bierzcie, co dajemy, bo jutro proponowane warunki będą gorsze”. Od początku Rosjanie robili wszystko, aby podkreślić fakt, że robią łaskę siadając przy negocjacyjnym stole w Turcji. Do Stambułu wysłali jako szefa delegacji byłego ministra kultury (w randze doradcy Putina) Władimira Miedinskiego. W jej składzie znalazł się też szef rosyjskiego wywiadu (GRU), admirał Igor Kostiukow – persona non grata w USA czy Unii Europejskiej, funkcjonariusz oskarżany o udział w spisku na życie podwójnego (rosyjsko-brytyjskiego) agenta Siergieja Skripala.Długa lista rosyjskich żądańJeszcze przez rozpoczęciem rozmów Rosjanie usiłowali wymusić, aby odbywały się one bez udziału Amerykanów oraz gospodarzy – Turków. Innym żądaniem było zachowanie absolutnej tajemnicy, co do szczegółów negocjacji. Oficjalnie ich nie ujawniono, ale w nieoficjalnych rozmowach dziennikarze poznali przede wszystkim rosyjskie warunki „pokojowe”. Dokładnie przedstawił je serwis Clash Report, powołując się na swoje tureckie źródła (potwierdziły je w dużej mierze też kremlowskie media). Zobacz także: Szansa na negocjacje Ukrainy z Rosją. Nowe informacje ze Stambułu Rosjanie zażądali całkowitej neutralności Ukrainy – zakazu stacjonowania na jej terytorium obcych wojsk oraz rozmieszczania broni masowego rażenia. Kijów miałby też zrzec się reparacji wojennych i przyjąć europejskie standardy dotyczące mniejszości narodowych. Chodzi głównie o rosyjskojęzycznych mieszkańców Ukrainy, którzy są poddawani „nacjonalistycznej propagandzie”. Władze w Kijowie miałyby też zrzec się i prawnie uznać za rosyjską sporą część swoich ziem – chodzi o Krym, region doniecki, ługański, chersoński i zaporoski. Wycofanie ukraińskich wojsk z tego terytorium, to jeden z kluczowych warunków zawarcia pokoju przez Kreml.Groźby przy negocjacyjnym stoleSzef rosyjskiego zespołu negocjacyjnego miał też groźbami „zachęcać” Ukraińców w Stambule bo podjęcia bardziej zdecydowanych kroków.– Może niektórzy z was siedzący tutaj przy tym stole stracą więcej swoich bliskich. Rosja może walczyć wiecznie – miał powiedzieć Miedinski, cytowany przez kanał Visegrad24.W social mediach odpowiedział mu były dowódca obrony Mariupola, podpułkownik Bohdan Krotewycz.„Jest możliwe, że pan Miedinski nie doczeka kolejnej rundy negocjacji. Oczywiście hipotetycznie rzecz ujmując” – napisał w serwisie X weteran dwóch wojen z Rosją.Szef rosyjskiej delegacji w podobnej retoryce, z dozą kpiny, miał się wypowiadać przy negocjacyjnym stole nie raz. Zagraniczny korespondent „The Economist” Oliver Carroll, powołując na informacje zbliżone do kręgów negocjacyjnych, przytoczył inne jego stwierdzenie. Zobacz także: Negocjacje ukraińsko-rosyjskie bez przełomu– Nie chcemy wojny, ale jesteśmy gotowi walczyć przez rok, dwa, trzy... Jak długo to potrwa. Walczyliśmy ze Szwecją przez 21 lat. Jak długo jesteście gotowi walczyć? – miał pytać prowokacyjnie Ukraińców Miedinski.Andrij Sybiha: „Wszystko to miało sens”Z kolei korespondent rosyjskiej telewizji publicznej, także powołując się na informacje bezpośrednio od kremlowskiej delegacji zdradził, że Ukraińcy usłyszeli coś w rodzaju ultimatum.– Jeżeli w najbliższym czasie nie zgodzą się na uznanie czterech nowych rosyjskich regionów (poza zajętym wcześniej Krymem-red.), to następnym razem będzie mowa już o sześciu regionach. Takie słowa padły. Potwierdziliśmy to – przekonywał widzów, w relacji na żywo ze Stambułu, dziennikarz kanału Rossija 1. Mimo to spotkanie rosyjsko – ukraińskie miało swoje plusy. W Stambule udało się ustalić, że obie strony spotkają się niebawem znowu oraz dokonana będzie wielka wymiana jeńców.Zobacz także: „Czas zwiększyć presję”. Premier Tusk zdecydowanie o działaniach Rosji– Jeśli odłożymy na bok wszystkie rosyjskie bzdury, pseudohistoryczne oświadczenia, prowokacje itd., sedno sprawy jest takie: 1000 naszych ludzi, udało nam się uzgodnić ich powrót. To 1000 szczęśliwych rodzin. Już z tego powodu wszystko to miało sens – powiedział uczestniczący w negocjacjach ukraiński minister spraw zagranicznych Andrij Sybiha.