Konkursowi zawdzięczają sukcesy. Zasady są proste: artyści mają kilka minut i miliony widzów, których mogą zainteresować swoją muzyką. Każdy dostaje taką samą szansę. Pozostaje tylko jak najlepiej ją wykorzystać. Eurowizja to nie od dziś świetna szansa na promocję dla zespołów i wokalistów. Niektórzy zawdzięczają temu konkursowi swoje kariery, a trzeba przyznać, że w tym gronie nie brakuje wielkich gwiazd. Gdyby istniał jakiś skuteczny sposób na osiągnięcie sukcesu w branży muzycznej, wiele osób byłoby w stanie nawet zapłacić fortunę za gotową receptę.Jedni pracują przez wiele lat, zanim znudzi im się dopłacanie do wyjazdów na koncerty i w końcu stwierdzą, że mają dość, inni potrafią w ciągu kilku tygodni zdobyć miliony odsłuchów w serwisach streamingowych. Nie brakuje też jednak muzyków, którzy umieją dobrze liczyć i wiedzą, że miliony widzów Eurowizji to również miliony potencjalnych fanów. Wystarczy pokazać się z jak najlepszej strony i mieć w sobie „to coś”. Dla niektórych występ na Eurowizji okazał się przepustką do wielkiej, światowej kariery – i nie ma w tym żadnej przesady. ABBA: brakowało im tylko jednego Nie ma na świecie zespołu, który wykorzystałby sukces na Eurowizji lepiej, niż zrobiła to ABBA. Gdyby nie konkurs, muzycy i tak zdobyliby popularność, ale pewnie później i z dużo większym nakładem pracy. Co ciekawe, przygoda Szwedów z tą imprezą rozpoczęła się już na kilka lat przed słynną wygraną. Jeszcze pod starą nazwą, czyli Björn, Benny, Agnetha & Anni-Frid, grupa próbowała dostać się na Eurowizję w 1973 roku. Utwór „Ring Ring” dostał dobre noty, ale ostatecznie Szwecja wysłała na konkurs inny utwór. Muzycy co prawda zyskali rozgłos w kraju, ale nie do końca o to im chodziło. Po tej porażce postanowili, że za wszelką cenę dostaną się na Eurowizję. Wiedzieli, że mają talent i potencjał, brakowało im tylko szansy na zaprezentowanie się przed ogromną publicznością. Rok później zespół zgłosił piosenkę „Waterloo”, napisaną przez Björna, Benny’ego i Stiga Andersona, czyli menedżera, a przy okazji zdolnego twórcę i producenta. Utwór wyróżniał się nie tylko podczas krajowych preselekcji. Dziennikarze w Europie zaczęli chwalić szwedzką propozycję, a wtedy ABBA postanowiła zwiększyć swoje szanse i przygotowała angielską wersję tekstu. Okazało się to świetnym pomysłem.Co prawda w dniu konkursu ABBA nie była typowana na zwycięzcę, jednak muzycy nie mieli czasu na myślenie o swoich szansach, skupiali się tylko na tym, żeby jak najlepiej wypaść. Zespół wyszedł na scenę w błyszczących, kolorowych strojach, a dyrygent orkiestry na dole był przebrany za… Napoleona. Grupa od razu zwróciła na siebie uwagę widzów, do tego wykonała utwór, który nie mógł nie porwać eurowizyjnej publiczności. Tego kwietniowego wieczoru ABBA zrealizowała swój plan – wygrała Eurowizję. Wkrótce „Waterloo” podbiło listy przebojów nie tylko w Europie, ale też choćby w USA i Australii. CZYTAJ TEŻ: Szwecja i cała reszta. Anatomia sukcesu eurowizyjnych potęgABBA mogła się pochwalić pierwszym wielkim międzynarodowym hitem, ale równocześnie osiągnęła coś znacznie lepszego. Szwedzi udowodnili sobie i niedowiarkom, że szansę na wielką karierę na świecie mają nie tylko zespoły z krajów anglosaskich. Sukces w Brighton okazał się dla grupy ABBA nie tylko spełnieniem marzeń, ale też trampoliną do wielkiej kariery. Olivia Newton-John chciała śpiewać inną piosenkęCo ciekawe, w tym samym roku, kiedy ABBA wygrała Eurowizję, w konkursie startowała inna przyszła gwiazda. Olivia Newton-John reprezentowała Wielką Brytanię. Oczywiście wiele osób trzymało kciuki za zwycięstwo Szwedów, jednak w ostatnich tygodniach przed konkursem wielu obserwatorów przewidywało, że to właśnie Newton-John wyjedzie z Brighton z nagrodą.Kiedy została reprezentantką Wielkiej Brytanii na Eurowizji, wokalistka miała już na koncie trzy płyty i pierwsze muzyczne sukcesy, ale dotyczyły one przede wszystkim Wysp i Australii. Artystka marzyła o tym, żeby zdobyć rozgłos w całej Europie, a także oczywiście w USA, jednak nie było to wcale takie proste. Pomóc mogło zwycięstwo w konkursie. Co prawda Olivia Newton-John została wybrana w wewnętrznym głosowaniu przez komisję publicznego nadawcy, ale już o piosence mogli zdecydować widzowie i słuchacze. Artystka przygotowała sześć utworów, które zaprezentowała w telewizyjnym show, a Brytyjczycy mieli wybrać ten, który najbardziej im się podoba. Ponad 27 tysięcy listów przesądziło o tym, że wokalistka zaśpiewała w Brighton „Long Live Love”. Newton-John nie ukrywała, że wolała inną propozycję, „Angel Eyes”, która jej zdaniem miała większe szanse na zwycięstwo, ale cóż: vox populi, vox dei. Ostatecznie Olivia Newton-John zajęła w Konkursie Eurowizji 4. miejsce. Przyznajmy szczerze, że z „Waterloo” trudno było konkurować, jednak ostatecznie artystka i tak odniosła ogromny sukces, mimo że nie trafiła nawet na podium. Wokalistka zyskała dzięki konkursowi coś bardzo cennego – sporą popularność. „Long Live Love” świetnie radziło sobie na europejskich i australijskich listach przebojów, a Newton-John błyskawicznie wydała album, na który trafiły jej eurowizyjne propozycje. W Stanach Zjednoczonych piosenki zyskały nieco inne brzmienie, bo artystka postanowiła przerobić je na styl country, co okazało się strzałem w dziesiątkę. Wkrótce Olivia świętowała numery jeden na listach najchętniej kupowanych płyt i odbierała nagrody, między innymi Grammy. Nareszcie zyskała też popularność za oceanem, na której tak bardzo jej zależało. CZYTAJ TEŻ: Kiedy finał Eurowizji? Polska wśród wielkich faworytów do zwycięstwaOlivia Newton-John, za namową koleżanki po fachu – również Australijki – Helen Reddy przeprowadziła się do USA, wydała kolejny album, który okazał się jeszcze większym sukcesem, a niewiele później zdobyła rolę w słynnym musicalu „Grease”. Zatem co z tego, że wokalistka nie wygrała Eurowizji w Brighton, skoro dzięki talentowi i uporowi nawet 4. miejsce przekuła w sukces na kilka dekad. Céline Dion zafundowała widzom Eurowizji thriller Być może nie wszyscy o tym dzisiaj pamiętają, ale Eurowizja otworzyła drzwi do wielkiej kariery również przed Céline Dion. Pod koniec lat 80. artystka była znana w rodzinnej Kanadzie oraz we Francji, ale współpracownicy Céline uznali, że to za mało, bo taki talent zdecydowanie zasługuje na większą rozpoznawalność.Na Eurowizji nie było istotne, skąd pochodzi dany artysta. Europejski kraj mógł z powodzeniem reprezentować nawet ktoś spoza kontynentu i taką możliwość skrzętnie wykorzystała Szwajcaria. Wokalistka stanęła bowiem do konkursu szwajcarskiego nadawcy i zwyciężyła, co oznaczało wyjazd 33. Konkurs Eurowizji. Artystka pojechała na podbój Dublina z utworem „Ne partez pas sans moi”. Autorami tej piosenki byli Atilla Şereftuğ i Nella Martinetti. Ten sam duet napisał również utwór, który Szwajcaria wysłała na Eurowizję dwa lata wcześniej. Piosenka zajęła wtedy, podczas finału w Norwegii, drugie miejsce, nic więc dziwnego, że Szwajcarzy i tym razem mieli nadzieję na wysoką lokatę. Fani Eurowizji podczas konkursu w Dublinie nie mogli narzekać na brak emocji. Irlandia gościła finał już po raz trzeci, ale takiego widowiska ani nagłych zwrotów akcji wcześniej nie doświadczyła. I wcale nie chodzi tu o wielką ścianę z ekranami ani komputerowy system prezentowania wyników, którymi pochwalił się po raz pierwszy w historii organizator, a które okazały się wtedy przełomowym zjawiskiem. W Dublinie o trofeum walczyło w 1988 roku 21 krajów.Niemal do ostatnich minut widzowie i uczestnicy byli przekonani, że trofeum trafi w ręce Scotta Fitzgeralda z Wielkiej Brytanii. Szwajcarię pod koniec głosowania dzieliło od Brytyjczyków 5 punktów. To sporo i raczej nikt nie liczył na wielką zmianę na ostatniej prostej. Eurowizja jednak wiele razy udowadniała, że wszystko może się zdarzyć – tak też było w 1988 roku. Jugosławia, która jako ostatnia przyznawała wyróżnienia, nie oddała ani jednego głosu na Wielką Brytanię, za to dała 6 punktów Szwajcarii. W ten sposób, dzięki zaledwie jednemu – za to wyjątkowo cennemu punktowi – Céline Dion wygrała Konkurs Eurowizji w Dublinie. Dla wokalistki to zwycięstwo okazało się podwójnym sukcesem. Kanadyjka nie tylko wyjechała z Irlandii z nagrodą, ale też zaprezentowała swój talent setkom milionów widzów na całym świecie. Utwór „Ne partez pas sans moi” trafił na listy przebojów wielu europejskich krajów, a także znalazł się na płycie, którą Céline wydała w Europie zaledwie kilka tygodni po konkursie. Artystka błyskawicznie rozpoczęła też pracę nad swoim anglojęzycznym debiutem. Przed Eurowizją Dion mogła pochwalić się talentem, po wygranej miała również tak wyczekiwaną rozpoznawalność. Nic dziwnego, że do dzisiaj Kanadyjka przyznaje, iż konkurs zmienił jej życie. CZYTAJ TEŻ: Ta piosenka wygra Eurowizję? Szwedzkie „saunowanie” z polskim akcentemWarto wspomnieć, że w Dublinie szerzej publiczności zaprezentowała się również inna przyszła gwiazda. Lara Fabian, która reprezentowała Luksemburg, zakończyła konkurs na 4. miejscu. Måneskin nie słuchali niedowiarków – i dobrze na tym wyszli Co prawda początki grupy Måneskin wyglądały podobnie, jak w przypadku wielu innych zespołów, jednak sama droga artystów do popularności była już raczej nietypowa. Trójka muzyków poznała się w szkole, a czwarty dołączył po tym, jak w internecie trafił na ogłoszenie zespołu o poszukiwaniu perkusisty. Włosi na początku wzięli udział w konkursie dla lokalnych grup, zaczęli pisać swoje piosenki, a potem prezentowali je na ulicach Rzymu. Być może nie brzmi to jakoś „luksusowo”, jednak warto pamiętać, że na ulicach występował też na początku swojej kariery choćby Ed Sheeran, który dzisiaj grywa na stadionach. To najlepszy dowód na to, że wszystko jest możliwe, poza tym takie uliczne koncerty to niezła szkoła życia, a przy okazji szansa na wiele godzin ćwiczeń, co chwali sobie wielu muzyków, którzy właśnie tak zaczynali. Jak wiadomo – praktyka czyni mistrza. W końcu zespół poczuł się na tyle pewnie, że zgłosił się do programu „X Factor”, w którym otarł się o zwycięstwo i ostatecznie zajął drugie miejsce. Måneskin nie wygrali talent show, za to zdobyli sporą popularność. Muzycy wydali swój debiutancki album i sporo koncertowali, zresztą nie tylko we Włoszech. Jednak największe zaskoczenie miało dopiero nadejść. Grupa wystąpiła na Festiwalu Piosenki Włoskiej w San Remo i wygrała. Co w tym dziwnego? Otóż muzycy pojechali tam z „Zitti e buoni” – rockową piosenką, a ten gatunek raczej historycznie nie cieszył się na tej imprezie wielką popularnością. Wygrana oznaczała jednak, że zespół będzie reprezentować Włochy na Eurowizji, gdzie… utwór okazał się podobnie dużą niespodzianką. Måneskin jednak nie tylko zaskoczyli, ale też podbili serca publiczności i wygrali Eurowizję w 2021 roku. Trzeba przyznać, że zespół „wycisnął” z tego zwycięstwa tyle, ile tylko się dało. Grupa wydała wkrótce zapowiadaną już przed Eurowizją płytę, udzielała setek wywiadów, jeździła po świecie, promując swoją muzykę, a do tego oczywiście koncertowała. Bilety na występy Włochów rozchodziły się jak ciepłe bułeczki. Måneskin udało się to, co przy okazji Konkursu Eurowizji jest zmartwieniem wielu rockowych artystów – zachować wiarygodność. Ta impreza mimo wszystko kojarzy się raczej z popowymi brzmieniami i wielu muzyków grających rocka zwyczajnie boi się wystartować, bo nie wie, jak później poradzić sobie z etykietką eurowizyjnego artysty. Tymczasem dla Måneskin od początku nie stanowiło to problemu. Być może dzięki temu grupa przyjechała do Rotterdamu jak po swoje i wyjechała już jako formacja u progu międzynarodowej kariery, którą wkrótce zrobiła. Na tyle dużą zresztą, że dość szybko jak na taki staż na scenie zespół zrobił sobie przerwę.CZYTAJ TEŻ: Estończyk podbija Eurowizję i gra... na nerwach włoskiej prawicyCzęść grupy aktualnie odpoczywa, a część – jak wokalista Damiano David – skupia się na solowej karierze. Nie da się jednak ukryć, że artysta ma ułatwione zadanie, bo – między innymi dzięki pamiętnemu zwycięstwu na Eurowizji – nikomu nie trzeba go dzisiaj przedstawiać. Loreen to pierwsza kobieta, która wygrała Eurowizję dwa razy Loreen to wyjątkowy przypadek w tym zestawieniu, bo wokalistka okazała się drugą osobą, a pierwszą kobietą, która wygrała Eurowizję dwukrotnie. Za pierwszym razem dzięki konkursowi artystka zdobyła popularność, a za drugim razem utwierdziła widzów w przekonaniu, że warto było przyznać jej pierwsze miejsce nieco ponad dekadę wcześniej.Przed konkursem Loreen udało się zdobyć rozgłos w rodzinnej Szwecji, między innymi dzięki programowi „Idol”. Artystka nie wygrała go, ale zyskała grono fanów i tuż po talent show zaczęła wydawać swoją muzykę. Zamiast jednak rozwijać karierę na scenie, Loreen w kolejnych latach – dosyć zaskakująco – zniknęła z radarów i zajęła się produkcją oraz reżyserią telewizyjnych reality shows. Tym większą niespodzianką okazał się start wokalistki w Melodifestivalen, czyli krajowych eliminacjach do Eurowizji w 2011 roku. I to wcale nie dlatego, że Loreen – jak sama przyznała – nawet nie ma w domu telewizora. Powrót na scenę okazał się niełatwy, bo artystka odpadła. Loreen nie zamierzała się jednak poddawać i wróciła na konkurs rok później. „Euphoria” nie tylko wygrała wtedy krajowe eliminacje, ale też nie dała szans konkurencji podczas Konkursu Eurowizji w Baku. Zgodnie z przewidywaniami bukmacherów wokalistka zajęła pierwsze miejsce. Utwór podbijał listy przebojów, w tym w Wielkiej Brytanii, co w przypadku eurowizyjnych piosenek zdarza się tam – co ciekawe – dość rzadko. W tym czasie Loreen pracowała nad debiutancką płytą.Co było dalej? Koncerty, płyta, jeszcze więcej koncertów, a kilka lat później… znów walka o start na Eurowizji. I kolejne zaskoczenie, bo artystka przegrała krajowe eliminacje. Pewnie niektórzy na jej miejscu daliby sobie spokój, ale wokalistka przerabiała już taki scenariusz i najwidoczniej nauczyła się, że porażki mogą motywować równie mocno jak wygrane. Kilka lat później wróciła, zresztą nie tylko po to, żeby po prostu wystartować. Już przed Eurowizją w Liverpoolu w 2023 roku wiele osób stawiało właśnie na zwycięstwo Szwecji. Loreen była w eurowizyjnym świecie rozpoznawalną postacią, ale powiedzmy sobie szczerze: nawet ona wróciłaby do domu po półfinałach, gdyby nie świetna piosenka. „Tattoo” zrobiło furorę i dało Szwecji siódme zwycięstwo w historii konkursu, a samej artystce pozwoliło „odświeżyć” karierę i trafić do tych, którzy być może nie byli świadkami jej pierwszego zwycięstwa w 2012 roku. Szwedzka wokalistka sporo koncertuje, o czym niedługo na własne oczy i uszy przekonają się polscy fani. Loreen będzie jedną z gwiazd Orange Warsaw Festival 2025. Artystka wystąpi na głównej scenie imprezy 30 maja. CZYTAJ TEŻ: Wystąpi na Eurowizji z Justyną Steczkowską. „To świetna szefowa”