„Debata często jest nużąca”. Wybory prezydenckie coraz bliżej. Debaty mnożą się jak grzyby po deszczu, a kandydaci prześcigają się w wywoływaniu emocji. Czy to właśnie emocje są kluczem do zwycięstwa? O kampanii jako spektaklu, sile symboli i sensie frekwencji rozmawiamy z politologiem prof. Szymonem Ossowskim. Seweryn Budnik: W kampanii bardziej liczy się rozum czy emocje? Prof. Szymon Ossowski: Oba elementy są ważne, ale emocje wygrywają. Badania pokazują, że najpierw oceniamy cechy osobowościowe kandydatów – czy wydają się charyzmatyczni, wiarygodni, „nasi”. Dopiero potem przychodzą obietnice i program. A na końcu? Logo partii. Więc tak – kampania to emocje i teatr, ale bez politycznego zaplecza i trafionych obietnic wyborczych nie da się wygrać. Debaty to dziś bardziej emocje czy konkret? Dla większości widzów – emocje. Sama debata często jest nużąca, wyborcy nie mają ochoty oglądać polityków przez trzy czy cztery godziny, dlatego ważne są pojedyncze gesty, hasła czy symbole – to zostaje w pamięci odbiorców. W czasach mediów społecznościowych jest inaczej niż w erze przedinternetowej, bardziej liczy się jeden moment, który stanie się viralem, niż cały występ. Jak z tą „kopertą” Trzaskowskiego? Zagrało? Zdecydowanie. To był teaser – nikt nie wiedział, co w niej jest, ale wszyscy mówili właśnie o tym. Współczesna kampania to przecież nieustanna walka o uwagę. Koperta, flaga, gest – to działa lepiej niż najbardziej merytoryczna i rozbudowana wypowiedź. Ale czy te symbole realnie zmieniają decyzje wyborców? Nie przesadzajmy. Mało kto zmienia zdanie po jednej debacie. Ale jeśli różnica między kandydatami wynosi 2–3 punkty procentowe, to kilka takich celnych zagrywek może mieć odzwierciedlenie w wyniku. Debaty są ważne, ale jako element pewnej całości. Skąd więc ta nadprodukcja debat? Z jednej strony: ciekawość. Część kandydatów jest mało znana, ludzie chcą ich zobaczyć i usłyszeć. Z drugiej – to igrzyska. Debaty to spektakl, który angażuje emocjonalnie elektoraty. Ludzie chcą widzieć swojego kandydata w akcji. I chcą poczuć, że ich lider „dowalił” przeciwnikowi. Wyborcy czują więź ze swoimi kandydatami, są w stanie za nimi stanąć w każdej sytuacji. Debaty wzbudzają emocje, a co za tym idzie zainteresowanie mediów. Bądź co bądź, kampania wyborcza nie ma miejsca co chwilę, więc media starają się to w pełni wykorzystać. Czytaj też: Polonia idzie na rekord. Będą tłumy w lokalach wyborczychCzyli kampania to klasyczne „chleba i igrzysk”? Idealnie powiedziane. „Chleb” to obietnice. „Igrzyska” to debaty, emocje, wydarzenia. Tak działa marketing polityczny – trzeba dawać ludziom emocje i przekonanie, że coś się dzieje. Inaczej przestaną się interesować kampanią. Skąd się bierze najwyższa frekwencja właśnie w wyborach prezydenckich? Bo to wybory proste i czytelne – jedna osoba, jeden wybór, jasna rywalizacja. Loga partyjne trochę chowają się w tle i nie odgrywają aż takiej roli. Trochę jak mecz finałowy. Znasz wszystkich „zawodników” i wybierasz jednego. A jak przychodzi druga tura – to już decyduje najczęściej klasyczne „mniejsze zło”. Czy zatem wspólny wróg łączy lepiej niż wspólny cel? Zdecydowanie. Nic tak nie mobilizuje, jak „my kontra oni”. W 2023 roku mobilizacja była ogromna, bo ludzie głosowali przeciwko. Teraz może być trudniej – rządzący się nieco zużyli, obietnice nie zostały jeszcze w większości spełnione, emocje opadły. Część wyborców zawiodła się przez to na obecnej ekipie rządzącej, z czego może wyniknąć fakt, że nie pójdą na wybory w ogóle. Możemy liczyć na powtórkę tamtej frekwencji? Nie sądzę. W 2023 była wyjątkowa mobilizacja i wyjątkowe emocje. Dziś już nie ma tej samej energii, a część wyborców może po prostu zostać w domu. Jeśli wyraźnie przekroczymy 60%, to i tak będzie sukces. Jak zbudować społeczeństwo obywatelskie, które rozumie wagę swoich decyzji? Edukacją. Trzeba wrócić do porządnie prowadzonego WOS-u, wprowadzić realną edukację obywatelską i medialną. Dziś dzieciaki wiedzą, jak używać TikToka, ale nie wiedzą, czym różni się wojewoda od marszałka województwa. A przecież każdy ma jeden głos – prezes i portier. Dlatego trzeba uczyć tych kompetencji już w szkole średniej, a nawet już w podstawówce. Żeby ludzie wchodzący w dorosłość zdawali sobie sprawę z konsekwencji podejmowanych przez siebie decyzji i posiadali wewnętrzne przekonanie, że są one ważne. Czytaj też: Obce kraje próbowały ingerować w nasze wybory. ABW powiadomiona