Dariusz Loranty dla portalu TVP.Info. Rośnie liczba brutalnych ataków w Polsce. Regularnie opinią publiczną wstrząsają makabryczne historie, jak morderstwo pracownicy Uniwersytetu Warszawskiego. – Doszliśmy do czasów szaleństwa, zgłupienia polskiej młodzieży – przyznał w rozmowie z portalem TVP.Info Dariusz Loranty, były policjant i negocjator policyjny. Seweryn Budnik: Jaka była pańska pierwsza myśl, reakcja, na informacje o brutalnym ataku na kampusie Uniwersytetu Warszawskiego? Dariusz Loranty: Wielkie zdziwienie, ponieważ w Polsce na uniwersytetach bardzo rzadko dochodzi do takich zdarzeń. Mimo że nie jest to pierwszy raz, byłem zdziwiony, że wydarzyło się to w Warszawie, a także tym jaką dynamikę miała ta zbrodnia. Dlaczego doszło do tego ataku?Z całą pewnością nie jest to morderstwo z premedytacją. Osoba popełniająca przestępstwo z premedytacją zawsze ma motyw i plan. W tym zaś przypadku plan był szczątkowy, a zamordowana osoba nie była celem sprawcy. Działał on pod wpływem silnych bodźców emocjonalnych, w stanie amoku. Widzi pan jakieś powiązania między wtorkowym atakiem na nauczyciela akademickiego na warszawskiej Ochocie, a wydarzeniami z UW? Czy Mieszko R. będzie znajdował naśladowców? Nie mam cienia wątpliwości co do tego, że Mieszko R. będzie znajdował swoich naśladowców. Natomiast w tym przypadku nie wiązałbym tych dwóch zdarzeń. U Mieszka mamy czynnik psychiatryczny, nie wiadomo czy był poczytalny, świadomy swoich czynów. W przypadku wtorkowego ataku mamy do czynienia z ewidentnym zaplanowaniem działania, sprawca jest w pewien sposób przygotowany do ataku, a ofiara ma jakieś pojęcie, kim mógł być atakujący. Gdy w jego domu zjawili się ratownicy, nie chciał udać się z nimi do szpitala. Ofiara nie chciała zwiększać znamion tego zdarzenia. Tu ukazuje nam się właśnie ta premedytacja. A morderca z UW?Jeżeli chodzi o zbrodnię Mieszka R., to jak najbardziej znajdzie ona swoje uzasadnienie. Jedna czy druga osoba zaburzona, usłyszy w mediach o tym wydarzeniu i pomyśli, że skoro jedna osoba tak zrobiła, to ona też może. I w przypływie gniewu kogoś zaatakuje. Jest to jednak bardzo wąska grupa osób. Chciałbym, żeby te słowa wybrzmiały – Polska jest na tle innych stosunkowo bardzo bezpiecznym krajem. Takie sytuacje jak ta oczywiście mają miejsce i to bez względu na to, jaka jest władza, mówię o tym, bo to też należy podkreślić. Ta sytuacja nie zmienia to faktu, że Polska to bezpieczne państwo. Czytaj też: Premier nagradza bohaterów po ataku na UW. Jest wniosek do prezydentaDlaczego ludzie naśladują zbrodniarzy? Czy fakt, że dostają się do kultury masowej poprzez książki, seriale czy filmy wpływa na potencjalnych morderców? Faktycznie doszliśmy do czasów szaleństwa, zgłupienia polskiej młodzieży – książkami czy filmami o bandytach i o tym, jacy oni byli wspaniali i jakie mieli piękne życie. Przestępca żyje krótko, ale na bogato. Tego typu publikacje sprawiają, że młodzież ma skrzywione myślenie na temat przestępczości. Mówię tak o tym, ponieważ jest to gorsza i o wiele dalej idąca tendencja, niż jednorazowy przypadek zabójstwa, poczynionego przez szaleńca na kampusie uniwersyteckim. To zjawisko jest po prostu gorsze społecznie. Wpajane są młodzieży złe wzorce. Pokazuje się, że jak komuś się da w ryj i coś ukradnie, a na dodatek nikt nas nie złapie, to jest super, jest ekstra. To nie są dobre przykłady dla młodych ludzi. Czy osoby podejmujące się takich czynów zawsze muszą być niepoczytalne? Książki i filmy są w stanie, aż tak wypaczyć umysł człowieka? Ludzie o niezrównoważonej etyce to naprawdę wąska grupa ludzi. Tylko w niej gra albo film mogą być wzorcem. Osoba, która już coś ukradła, nieważne komu i nie miała wyrzutu sumienia, nie będzie miała problemu, żeby zrobić to po raz kolejny. Przy tym podkreślmy, że oglądanie takich materiałów (nagrania z morderstwa na UW obiegły sieć – przyp. red.) przez osobę z gruntu uczciwą nie jest żadnym zagrożeniem. Taki człowiek zdaje sobie sprawę z tego, co ogląda, z czym ma do czynienia. Jak temu zapobiegać? Może powszechne testy psychologiczne? Testy psychologiczne oczywiście nie są żadnym novum. Od wielu lat przeprowadza je się w policji czy ABW, są to bardzo rozbudowane systemy. Jednak chciałbym również społeczeństwo przestrzec. Mianowicie jest to jakieś sito, jednak bardzo szerokie. Patrząc na liczbę zdarzeń i zwolnień z ich powodów w policji, możemy to bardzo łatwo wywnioskować. Policjant, który nawet nie popełni żadnego przestępstwa, tylko na przykład zacznie świrować na imprezie, na której jest alkohol. On już i tak będzie źle wpływał na dobre imię instytucji, a także będzie uwłaczał temu systemowi.Warto też powiedzieć o tym, że te ostre sita policyjne wcale nie zmniejszają liczby takich „odpałów’’ jak to się mówi w żargonie policyjnym. W latach 90. kiedy ja sam byłem poddawanym takim testom, nie badano nas w kadrach policji, tylko jeździliśmy na badanie do psychiatry w szpitalu wojewódzkim. Mimo zaostrzonych przepisów przypadki odstające w negatywny sposób od reszty i tak się zdarzały. Uczelnie dalej powinny same zajmować się bezpieczeństwem na swoim terenie?Wszystkie uczelnie, w tym uniwersytety, zgodnie z konstytucją we własnym zakresie określają porządek publiczny na swoim terenie. Policja nie ma prawa wejść na teren uczelni bez wezwania rektora. Ostatni raz taka sytuacja, kiedy policja sama wkroczyła, miała miejsce w 1969 roku. Od tego czasu przestrzega się tych wytycznych. Pięć lat temu policjanci zatrzymali dwie kobiety stojące podczas protestu na schodach uniwersytetu. Wywołało to wielką awanturę i aferę na całą Unię Europejską, że Polska Policja narusza autonomie uniwersytetu. Uczelnie powinny więc zatrudniać na własną rękę wykwalifikowanych ochroniarzy, którzy są odpowiednio przeszkoleni do strzeżenia takiej jednostki. Czytaj też: Kolejny atak na warszawskiej uczelni. Sprawca zbiegł