„Rosyjska linia rozbijania solidarności Zachodu”. Z prowincjonalnego aktywisty awansował do roli jednego z najbardziej niepokojących graczy na scenie środkowoeuropejskiej. Jego niedawne poparcie dla Karola Nawrockiego, kandydata polskiej prawicy, nie jest przypadkiem – to element szerszej strategii budowania osi nacjonalistycznej w regionie. Ale za fasadą „patriotyzmu” i „eurorealizmu” kryje się polityka, która coraz wyraźniej wpisuje się w scenariusze Kremla. Kim jest George Simion? Simion promuje się jako obrońca rumuńskiej tożsamości, tradycji i „zwykłych obywateli”. Jego partia AUR powstała na fali społecznego rozczarowania elitami i błyskawicznie zdobyła popularność, odwołując się do haseł antyimigranckich, anty-LGBT i antyunijnych. Simion uwodzi wyborców wizją „Europy ojczyzn” i powtarza, że nie chce Rumunii poza NATO czy UE, ale tylko „suwerennej”.W rzeczywistości jednak jego polityka polega na nieustannym lawirowaniu. W jednym tygodniu atakuje Węgrów, w kolejnym szuka sojuszu z Orbánem. W Rumunii mówi o „niepodzielnej narodowej wspólnocie”, w Brukseli – o „europejskim pluralizmie”. Ta elastyczność to nie przejaw mądrości politycznej, lecz cynicznej kalkulacji. Simion gra na frustracjach, lękach i resentymentach, nie oferując żadnej spójnej wizji poza nieustannym sianiem podziałów.„Nowa Europa”Simion od lat próbuje przekonywać, że jest „największym wrogiem rosyjskiej propagandy”. Problem w tym, że jego działania i otoczenie mówią coś zupełnie innego. W 2024 roku mołdawski sąd uznał za prawdziwe twierdzenia o jego kontaktach z agentami FSB. To nie medialne plotki, lecz orzeczenie sądu, poparte dokumentami wywiadu mołdawskiego i analizami ukraińskich służb. Simion przegrał proces o zniesławienie, bo nie był w stanie obalić dowodów na swoje spotkania z rosyjskimi agentami.Nieprzypadkowo od lat objęty jest zakazem wjazdu do Mołdawii i na Ukrainę – oba kraje wskazują, że jego działalność jest „zagrożeniem dla bezpieczeństwa narodowego”. Ukraińskie służby podkreślają, że Simion prowadzi „systematyczną działalność antyukraińską”, a jego narracja o „ochronie rumuńskiej mniejszości” na Ukrainie idealnie wpisuje się w rosyjską strategię rozbijania jedności regionu.Warto dodać, że Simion i AUR są regularnie chwaleni przez rosyjskich ideologów, takich jak Aleksandr Dugin, który wprost wskazuje rumuńską skrajną prawicę jako potencjalnego sojusznika „nowej Europy” pod dyktando Moskwy.Na dwa frontyPublicznie Simion potępia rosyjską agresję na Ukrainę – ale tylko wtedy, gdy wymaga tego sytuacja medialna lub polityczna. W praktyce jego partia domaga się wstrzymania pomocy wojskowej dla Kijowa, powtarza hasła o „nie naszej wojnie” i konsekwentnie podważa sens zachodnich sankcji wobec Rosji. To nie jest neutralność – to aktywne wspieranie rosyjskiej linii rozbijania solidarności Zachodu.Simion chętnie powołuje się na Donalda Trumpa i Viktora Orbána, budując wizerunek „niezależnego lidera”. W rzeczywistości jednak jego polityka to powielanie schematów znanych z Budapesztu: krytyka UE, flirt z nacjonalizmem, a w tle – niejasne powiązania z rosyjskimi interesami.Wzrost popularności Simiona to nie tylko problem Rumunii. Jego działania destabilizują relacje z sąsiadami, podważają zaufanie do instytucji demokratycznych i wzmacniają prorosyjskie narracje w regionie. Jeśli Simion wygra wybory prezydenckie, Rumunia może stać się kolejnym ogniwem w łańcuchu państw lawirujących między Zachodem a Rosją – a to z kolei może przynieść fatalne skutki dla bezpieczeństwa w Europie Środkowej.