Wspomnienia z czasów słusznie minionych. Święto Ludzi Pracy, czyli 1 maja w okresie PRL, świętowane było głównie pochodami, które przemierzały główne ulice miast. Choć władza chciała, by wyglądały one na spontaniczny zryw obywateli, tak naprawdę były obowiązkowe. 1 maja był drugim po 22 lipca najważniejszym świętem czasów PRL. Mówiono o nim, że to „imieniny” PRL. „1 maja 1890 r. 10 tys. warszawskich robotników wyszło na ulicę, aby wyrazić swój sprzeciw wobec >>obcym zaborcom i rodzimym wyzyskiwaczom<<” – przypominał „Przekrój” w 1950 roku. Pięć lat po wojnie polskie władze ustanowiły 1 maja świętem państwowym.Pochody pierwszomajowe, czyli propagandowy spektaklChoć dla wielu Polaków obchody 1 maja i związane z nim pochody kojarzą się nierozerwalnie z epoką PRL, prawda jest taka, że tradycja obchodów Święta Pracy ma dużo dłuższą historię. Jak wynika z zapisów historii, Międzynarodowe Święto Pracy ustanowiła Druga Międzynarodówka w 1891 roku. W ten sposób upamiętniono protest robotników w Chicago, który miał miejsce pięć lat wcześniej i który został krwawo stłumiony przez policję. W czasach II RP obchody święta pracy organizowała Polska Partia Socjalistyczna. Miały one wydźwięk protestu przeciw systemowi. Dopiero po wojnie, po 1949 roku, kiedy powstała siła wiodąca narodu, czyli PZPR pochody pierwszomajowe stały się propagandowymi spektaklami, które wychwalały system i które odbywały się aż do jego upadku w 1989 roku.Było drugim najważniejszym świętem minionej epoki. Pierwsze, czyli 22 lipca nazywano „urodzinami PRL”, z kolei 1 maja był tytułowany jego „imieninami”. Trudno było nie tylko przejść obok niego obojętnie, ale też nie zauważyć przygotowań do obchodów 1 maja. We wszystkich zakładach pracy i szkołach przygotowywano dekoracje, głównie w postaci transparentów z hasłami oraz szturmówek, czyli chorągwi noszonych podczas pochodów.„Niech żyje Gomułka”, „Niech żyje PZPR”– Chodziłam wtedy do liceum na warszawskiej Woli. Już na początku kwietnia wychowawca planował z nami, co kto zrobi, co zdobędzie, bo niełatwo było przecież z materiałami na te transparenty i szturmówki. Czasem wykorzystywano te z ubiegłego roku, ale składowane w zakurzonych szkolnych magazynkach, nadgryzione przez szczury niestety nie nadawały się do „godnej” prezentacji podczas pochodu – wspomina pani Anna Kryńska, która brała udział w pochodach.Czytaj też: „Czarna wołga”, polityczna zemsta, okup. Tak porywano dzieci w czasach PRLDodaje, że nie tylko przygotowywała z kolegami i koleżankami z klasy transparenty, ale na kilka dni przed 1 maja w jej szkole odbywały się próby generalne z machania szturmówkami, wykrzykiwania haseł: „Niech żyje Gomułka”, „Niech żyje PZPR”, chodzenia w równych odstępach.– Nikt się z udziału w pochodzie nie zerwał, zwłaszcza w klasie maturalnej, bo to mogło zaważyć na przyszłości egzaminów. Pamiętam, że dziewczyna z rocznika, który przed nami zdawał maturę, zachorowała i miała problemy z egzaminami. Nieważne, że miała zaświadczenie od lekarza, bo z tego co pamiętam leżała nawet w szpitalu. Doszukiwano się spisku w jej nieobecności. Ostatecznie maturę zdała, ale zaniżono jej oceny – opowiada pani Anna.Do pochodów przygotowywała się cała Polska. Nie tylko uczniowie czy studenci, ale też robotnicy, lekarze, górnicy. Media już na dwa miesiące przed 1 maja przypominały, że już niebawem w miastach całej Polski odbędzie się to wielkie święto. Tak też było. Pochody z okazji 1 maja odbywały się w stolicy, gdzie na trybunie można było zobaczyć kierownictwo partyjno-rządowe, a także pozostałych miastach, miasteczkach i wsiach, gdzie wspomniane trybuny zajmowali lokalni dygnitarze.1 maja, czyli spontaniczny, wyreżyserowany zrywWładze PRL chciały, by pochody wyglądały na spontaniczny zryw mieszkańców, ale tak naprawdę były od początku do końca wyreżyserowane. Scenariusz, choć podobny, powstawał co roku na podstawie nowych, aktualizowanych wytycznych Biura Politycznego. Organizacją uroczystości z okazji 1 maja zajmowały się komitety partyjne. Wszystko musiało być zatwierdzone. Hasła na transparentach, dekoracje, stroje osób, które szły w pochodzie.„Wyjątkową uwagę przywiązywano do podobizn przywódców niesionych przez manifestantów, sporządzając szczegółowe instrukcje czyje wizerunki, w jakich formatach i proporcjach powinny być eksponowane w czasie pochodu” – pisze dr Piotr Osęka na stronie Muzeum Historii Polski.W pochodzie brali udział przedstawiciele wszystkich możliwych zawodów, głównie tych związanych z pracą fizyczną. Byli, więc górnicy w tradycyjnych strojach, hutnicy w maskach ochronnych, a robotnicy fizyczni i budowlańcy trzymali w rękach kielnie. Strażacy maszerowali z wężami do gaszenia pożarów, a rybacy nieśli sieci, rolnicy z kolei snopy zboża, zazwyczaj również wycięte z kartonu.Nie brakowało także przedstawicieli świata nauki. Nauczyciele akademiccy maszerowali wspólnie ze studentami. Wraz z nimi szli także aktorzy, artyści oraz literaci. Dziennikarze dzierżyli w dłoniach ogromnych rozmiarów transparenty przedstawiające szpalty gazet.Kolumny, odziały i komendant pochoduNiektórzy nie maszerowali, ale jechali na platformach dużych ciężarówek. Przypominały trochę te, jakich używa się podczas karnawału w Rio. Zamiast tancerek można było na nich zobaczyć murarzy, którzy stawiali mur albo lekarzy w nowoczesnym laboratorium. Maszerujący tłum nie tylko machał flagami, kwiatami i balonami oraz wznosił okrzyki, ale niósł również wielkie portrety Stalina oraz Bieruta.Idący w pochodzie byli podzieleni na „kolumny” oraz „oddziały”. Dzięki temu możliwa była kontrola nad tłumem, który liczył dziesiątki a nieraz setki tysięcy osób. Nad przebiegiem pochodu czuwali specjalnie wyznaczeni do tego ludzie nazywani „komendantami pochodu”. Jemu podlegali dyrektorzy kolumn.Czytaj też: 5 zł na kobietę, przymusowy odbiór goździka. Dzień Kobiet czasów PRL„Niczym zawiadowca stacji kierował ruchem i za pośrednictwem telefonu nakazywał włączenie się do pochodu kolejnych grup, oczekujących w punktach zbiórki” – pisze dr Osęka.Osobną grupę pierwszomajowych pochodów stanowili sportowcy, a także akrobaci. To oni podczas pochodów prezentowali swoje umiejętności. Wszyscy uczestnicy defilowali przed trybunami, na których miejsca zajmowali sekretarze partii i przedstawiciele władz.- Sam pamiętam kilka takich przemarszów. Jako członek sekcji judo milicyjnego klubu sportowego Gryf w Słupsku szedłem z całą sekcją w pochodzie. Wcześniej pod nasz klub sportowy podjeżdżała nyska z flagami. Staraliśmy się wybierać te biało-czerwone, ale niektórym trafiały się czerwone, na cześć naszego „przyjaciela” zza wschodniej granicy. Niektórzy mieli jeszcze gorzej, bo musieli nieść transparenty. I dźwigać nad głowami ciężar propagandowych haseł – wychwalanie władz i bratnich krajów, zapewnienia o poparciu dla rządzących albo nawiązania do problemów ówczesnego świata – wspomina Wojciech Przylipiak, autor książki „Czas wolny w PRL”.Wśród haseł, które utkwiły mu w pamięci, są m.in. „Potępiamy rewizjonistów i syjonistów”, „Dokerzy gdyńscy zawsze z tobą, towarzyszu Wiesławie”, „Ręce precz od Wietnamu”.Zdjęcia Stalina i Bieruta zastąpiły te Gomułki i CyrankiewiczaGdy uczestnicy pochodu przechodzili przed trybunami, jak mówił lektor Polskiej Kroniki Filmowej z 1963 „zgodnie z tradycją oprócz transparentów, niesie się w pochodzie także najmłodszych warszawiaków”. Stałym elementem było to, że jeden z oficerów BOR, podnosił na rękach małą dziewczynkę, która wręczała I sekretarzowi kwiaty a on odwdzięczał się za to kilkoma cukierkami. Miał być to jasny przekaz, że dzieci kochają przywódców socjalistycznej ojczyzny, a PZPR dba o najmłodszych obywateli PRL.Czasem do trybuny, na której maszerujących oklaskiwali rządzący, udało się przedostać komuś, kto miał coś „do załatwienia”. – Jeden z sąsiadów wylądował w więzieniu. Sprawa była nieco polityczna, chodziło o jakieś przekręty w Mennicy. Pamiętam, że miał wyjść na wolność wcześniej tylko dlatego, że jego syn podbiegł do trybuny i wręczył Gomułce list od rodziny. Czy to była prawda? Czy rzeczywiście I sekretarz ulitował się z okazji 1 maja? Tego nie wiadomo – wspomina pan Zdzisław z warszawskiego Żoliborza.O ile początkowo przedstawiciele władzy tylko stali na trybunach, po 1956 roku najpierw szli na czele pochodu, a dopiero potem zajmowali swoje miejsca. Zniknęły portret Stalina i Bieruta a ich miejsce zastąpiły zdjęcia Gomułki i Cyrankiewicza.„Trybuna, z której I sekretarz przyjmował pochody i defilady wyglądała, jak część fortyfikacji: od strony ulicy mierzyła 4 metry wysokości. Z roku na rok jej konstrukcja stawała się coraz bardziej zwarta. W roku 1952 pojawił się płócienny dach, w 1954 – materiał zastąpiono solidniejszym, sztywnym budulcem, dodano także tylną ścianę trybunę. Budowla przed gmachem Komitetu Centralnego zaczęła przypominać basztę. Ta metafora stała się jeszcze bardziej dosłowna po roku 1956, kiedy przywódcy partii oglądali pochód z trybuny przed Pałacem Kultury” – pisze dr Osęka.Czytaj też: Karnawał w PRL. Bale przodowników pracy, striptiz i ginące sztućceTorturą dla uczestników pochodów był nie tyle sam przemarsz, choć i ten dawał się we znaki, gdy maj okazywał się nad wyraz gorącym miesiącem, ale też przemówienia, zwłaszcza te w wykonaniu Gomułki. Ciągnęły się w nieskończoność, nikt nie pamiętał, co było na początku i czego w ogóle dotyczyły. Bywało też komicznie, gdy I sekretarz mówił o tym, że: „Gdybyśmy mieli więcej cienkiej blachy, zarzucilibyśmy świat konserwami, ale nie mamy mięsa” albo „Stanęliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód”.Pochody „drugiego obiegu”W latach 60. podczas pierwszomajowych pochodów pojawiły się pierwsze próby zakłócania przemarszów. 1 maja 1966 roku grupa studentów z Uniwersytetu Warszawskiego zorganizowała manifestację tuż przed trybuną Gomułki. Transparenty im zabrano, więc hasła wykrzykiwali. Dwa lata później do podobnego incydentu doszło we Wrocławiu.Leon Kieres, wówczas student drugiego roku prawa Uniwersytetu Wrocławskiego, wspominał w rozmowie z Teresą Torańską: „Nie wiedziałem, że studenci szykują pochód »drugiego obiegu«, nie miałem bliskich kontaktów z elitami studenckimi. Przypadkowo znajdowałem się pod PDT-em, gdy nagle zobaczyłem grupę studentów z Politechniki z antysocjalistycznymi, jak się wtedy mówiło, transparentami. Przyłączyłem się do nich. Przemaszerowaliśmy pod trybuną honorową, wznosząc okrzyki: »Prawdę dziś mówi Miś« oraz »Czytajcie Świerszczyk, bo nie kłamie«. Oficjele, słysząc, co krzyczymy, stali przerażeni, a generał wojsk sowieckich, który nie znał polskiego, z uśmiechem bił nam brawo. Myślał prawdopodobnie, że jesteśmy wspaniałą młodzieżą, która spontanicznie wyległa na ulice”.Ostatnia dekada PRL to pochody, w których szli również działacze „Solidarności”. Zamieniały się w opozycyjne wiece i protesty przeciwko dyktaturze oraz zależności Polski od ZSRR. „W wielu województwach działalność» S «była agresywna […] ujawniło się sporo przypadków nacjonalizmu i antyradzieckości” – mówił zatroskany Stanisław Kania na posiedzeniu Biura Politycznego.Z czasem pochody odbywały się coraz bardziej w kontrze, a „Solidarność” psuła ich przebieg. Operatorzy kamer dostawali szczegółowe instrukcje, jak pokazywać ich przebieg, gdyby nagle w pobliżu kamery doszło do zdarzeń nieprzewidzianych i niebędących elementem pochodu.Szynka i pomarańcze z nyski, plastikowe sztućceObecność podczas obchodów 1 maja była obowiązkowa, więc w zakładach pracy na ten czas nie udzielano urlopów i sprawdzano listę obecności. Koniec przemarszu stawał się okazją do zabawy oraz zdobycia tego, czego na co dzień nie dało się dostać w sklepach.– Wszyscy ruszali na wyżerkę do licznych straganów z jedzeniem i piciem. Mężczyźni popijali piwo, panie kupowały artykuły przemysłowe do domu, trafiały się czekolady oraz kubańskie pomarańcze – opowiada Wojciech Przylipiak.Czytaj też: Cytrusy w PRL. Gomułka ich nienawidził, Polacy kochaliW nyskach z towarami można było dostać też szynkę i to bez kartek. Rozdawano balony, które obok czekolady, najbardziej cieszyły najmłodszych. W wielu miastach odbywały się potańcówki i dancingi. Obywatele, jeśli było ciepło i mieli taką możliwość, wybierali się na plażę i spędzali czas nad wodą.– 1 maja to był też taki dzień, w którym rozpoczynał się sezon na sprzedaż lodów. Nigdy nie zapomnę, jak dziadek wracający z pochodu, przyniósł plastikowy nóż i widelec, bo po pochodzie można było zjeść kiełbaskę z rusztu. To był skarb, który – choć szybko się połamał – był wręcz magiczną zabawką i pierwszomajowym powiewem nowoczesności – śmieje się Aleksandra Mrokowska, która na pochodach nie bywała, ale zna je z opowieści.Flagi, które na 1 maja wywieszali wszyscy obywatele, przed 3 maja, a więc Świętem Konstytucji, musiały zniknąć. Nie zawsze trafiały z powrotem do magazynów. Obywatele PRL wykorzystywali materiał na poszewki, a drążki szturmówek nadawały się idealnie jako tyczki do pomidorów.Pochód nie odbył się po raz pierwszy w historii 1 maja 1989 roku. Władze bały się, że legalna już „Solidarność” całkowicie je zdominuje.