To jednak śmiech przez łzy. Po II wojnie światowej Polska miała zostać zbudowana od nowa, tym razem według wzorca zza Buga. Komuniści planowali zaorać społeczną rzeczywistość: przestawić zwrotnice pamięci, napisać dzieje od nowa już nie dla elit, ale dla mas. Dotyczyło to także systemu oświaty. Przed przepisaniem swojej roli w historii nie uchronił się pierwszy polski król. „Butni i chciwi panowie […] woleli żyć z grabieży niż dorabiać się bogactwa we własnym kraju”. Brzmi jak pamflet wymierzony w polską szlachtę? Otóż nie – to podręcznik do historii dla IV klasy z 1957 r. A owi panowie to nie rodzimi obszarnicy, lecz jedenastowieczni niemieccy „feudałowie”, których gromił „ludowy” Chrobry. I tak zaczynała się w PRL historia dla uczniów: wykładem z klasową podbudową i nutą… endecką.Nowalijkom metodycznym mówimy „nie”W 1945 r. kończyła się wojna, a z nią stary porządek. Polska miała zostać zbudowana od nowa, tym razem według wzorca zza Buga. Komuniści planowali zaorać społeczną rzeczywistość: przestawić zwrotnice pamięci, napisać dzieje od nowa już nie dla elit, ale dla mas. Dotyczyło to także systemu oświaty i rozpoczęto prace nad nowym modelem szkolnictwa. Reformą kierowały osoby wyedukowane w ZSRR, m.in. Eustachy Kuroczko, minister oświaty Stanisław Skrzeszewski i specjalizująca się w nauczaniu historii Żanna Kormanowa.Ich celem stało się wprowadzenie jednolitej, powszechnej, bezpłatnej i obowiązkowej szkoły podstawowej, najpierw ośmioletniej, potem, jak w ZSRR, jedenastoletniej. Zniesienie podziału na szkołę powszechną i średnią miało symbolicznie zlikwidować różnicę między „elitami” a „masami”. Reforma ta była odpowiedzią na zarzuty o niesprawiedliwość systemu przedwojennego. Dla porządku podkreślmy, że tak radykalnym zmianom przeciwstawiał się Związek Nauczycielstwa Polskiego, który prezentował bardziej umiarkowane i realistyczne podejście.Przeczytaj także: Gniezno znów stolicą Polski. Uroczyste zgromadzenie w tysiąclecie koronacjiW ramach reformy głównym nośnikiem ideologii miała stać się historia. W szkole powinna być ściśle kontrolowana tak, aby podstawa programowa była narzędziem narracji komunistycznej, a nie tylko wiedzy. Kormanowa wykazała się jednak dużym pragmatyzmem i 80 lat temu, podczas konferencji nauczycieli-członków Polskiej Partii Robotniczej, zorganizowanej w dniach 13-14 maja 1945 r., wołała z trybuny: „Nie ma dziś czasu i miejsca na nowalijki metodyczne […]. Przy budowaniu szkoły masowej musimy zrezygnować z jakości […], postęp wprowadzimy później”.I do 1947 r. dzieci uczyły się z przedwojennych podręczników. A tam…Pała z wyobraźni historycznejIstotna cezura. Bo oto Komisja Oceny Wydawnictw Szkolnych, powołana w październiku 1945 r. zawyrokowała, że książki do historii z lat 20. XX w., skupiają się wyłącznie na królach, szlachcie i przywódcach wojskowych. Ich narracja wyklucza perspektywę ludu, robotników, chłopów i należy je odrzucić. „Nie dotyczyło [to] podręczników używanych do nauczania historii […] wydanych w latach trzydziestych” – zapisał Zbigniew Osiński, autor „Nauczania historii w szkołach podstawowych w Polsce w latach 1944-1989”.Zatem wśród dopuszczonych książek znalazły się m.in. „Opowiadania z dziejów ojczystych dla klasy V szkoły powszechnej” Włodzimierza Jarosza (Lwów 1933), „Z naszej przeszłości. Podręcznik dla klasy V szkoły powszechnej” Hanny Pohoskiej i Marii Wysznackiej (Warszawa 1933) czy „Dzisiaj i dawniej na ziemiach polskich. Historia dla klasy V szkoły powszechnej” Janiny Schoenbrenner (Warszawa 1933).Ich autorzy skupili się na państwowości i dynastiach, szczególne miejsce zajęli Piastowie, a wśród nich Bolesław Chrobry. Ukazano go jako wcielenie książęcych cnót – odważnego, mądrego, bogobojnego. Nie był to już heros z płótna Matejki, wąsaty tytan na tle Złotej Bramy w Kijowie. Autorzy podręczników z lat 30. rozstawili też inaczej akcenty: mniej było mesjanizmu, więcej realnej polityki i walki z Niemcami. I właśnie takie ujęcie, pragmatyczne, z naciskiem na konflikt z Berlinem i Zachodem, spodobało się powojennej władzy.Przeczytaj też: Rechrobryzacja – podpowiadamy, jak urozmaicić repolonizacjęMożna by rzec, pierwszy polski król jak Świętowit, pokazał inne oblicze. Podkreślmy, ukształtowane w czasach, kiedy oficjalną historiozofię budowali piłsudczycy i endecy. Wertujemy „Wiadomości z dziejów Polski. Podręcznik do nauki historii w klasie V szkoły powszechnej” Wandy Bobkowskiej i Jana Dąbrowskiego (Lwów 1937). „W długotrwałych walkach Bolesław chrobry nie tylko umocnił granice państwa – czytamy – lecz także utrwalił ostatecznie niezależność Polski od cesarstwa [i] zadecydował o niezawisłości i wolnem istnieniu państwa polskiego”. To mogło się podobać komunistom, ale czy faktycznie ich wybór był słuszny? Pod koniec każdego rozdziału było otwarte zadanie i w jednym zaleca się uczniowi: „Porównaj wychowanie Bolesława Chrobrego z wychowaniem dzisiejszego młodzieńca!”. Polecenie z podręcznika, który nie przewidział, że „dzisiejszy młodzieniec” wraca do szkoły po sześciu latach piekła wojny. Porównanie nie działa, historia nie daje się rozwiązać w zadaniu domowym.Robotnik denuncjuje wilkołakaRok szkolny 1947/1948 zainaugurował minister Stanisław Skrzeszewski, nowosądeczanin z kolejarskiej rodziny, człowiek dobrze wykształcony, ale, jak inni reformatorzy, z kilkuletnim stażem w ZSRR. Wołał: „Nauczyciele patrioci, nauczyciele demokraci, muszą nadawać ton w szkole. Plotka złośliwa, dowcipy i uśmieszki znaczące i podrywające wiarę w nową Polskę muszą się spotkać z natychmiastowym odporem demokratycznej większości nauczycieli. Koledzy demokraci muszą rozwinąć ideologiczną ofensywę, przekonywać nierozumiejących i błądzących kolegów”.O co mu chodziło? O donosicielstwo. Ówczesny urzędnik służby bezpieczeństwa (nieznany z nazwiska, cytowany przez Osińskiego) dopowiadał to dosadniej: „Nauczycielstwo […] uważa nas [tj. służby bezpieczeństwa] za wilkołaków, których zadaniem jest wyrządzanie krzywdy młodzieży. Nie było wypadku, by nauczycielstwo zwróciło się do nas, że w jego szkole źle się dzieje. A przecież to jest jedyna droga, by uchronić młodzież przed drogą występku”.Sprawdź też: Koronacja Chrobrego jak wstąpienie do UE. „Wejście do dużej polityki”Tymczasem trwały już finalne prace nad nową koncepcją systemu oświaty i nadchodził „postęp”, na który kazała czekać Kormanowa. Od 1948 r. polskie szkolnictwo zostało podporządkowane ideologii marksistowsko-leninowskiej, co wyraźnie odbiło się na programach nauczania. Skrzeszewski nie owijał tu w bawełnę: „Musi ulec całkowitej, bezkompromisowej zmianie dotychczasowy, z gruntu fałszywy, pokutujący i w naszych programach stosunek do tzw. kultury zachodniej”.W szkołach wprowadzono obowiązkową naukę języka rosyjskiego, stopniowo eliminowano religię, likwidowano prywatne placówki i niezależne instytucje edukacyjne. Szkolnictwo wyższe, aż do 1956 r., pozostawało ściśle kontrolowane przez państwo. Zarazem jednak rozbudowano sieć siedmioklasowych szkół podstawowych i placówek zawodowych, które skutecznie podporządkowano potrzebom industrializacji.Doprowadziło to do bezprecedensowego wzrostu liczby uczącej się młodzieży oraz dostarczyło wykwalifikowanych robotników. Jednoznaczne potępienie tej reformy byłoby więc uproszczeniem, bo w ramach sztywnej ideologii zbudowano fundamenty systemu, który długo jeszcze pełnił praktyczne funkcje. Może właśnie dlatego tylu zawodówkom czy szkołom rolniczym nadawano wtedy imię Chrobrego?Marksistowska baza, leninowska nadbudowaW tak przeformatowanej szkole historia pozostawała kluczowym przedmiotem. Jak pisze Jerzy Ronikier w książce „Mit i historia” (Kraków 2002), „elementy ideologii wychowawczej tego czasu wyraźnie wzięły górę nad prawdą historyczną”. W stalinowskim systemie oświaty Piastowie również znaleźli swoje miejsce, ale nie jako dynastia władców, lecz jako naturalni sojusznicy ludu.Historia państwa polskiego została przeformułowana: bohaterami dziejów nie byli już królowie i książęta, ale „masy”, walczące przeciw uciskowi feudałów i Kościoła. Piastowie, szczególnie ci „dobrzy” Bolesławowie, Chrobry i Krzywousty, zostali przedstawieni jako obrońcy ludu przed wrogami wewnętrznymi i zewnętrznymi. Miało to swoje odzwierciedlenie m.in. w nowej książce do historii Gryzeldy Missalowej i Janin Schoenbrenner. Przypomnijmy, druga z autorek pisała podręczniki jeszcze przed wojną i jeden z nich, wydany w 1933 r., wykorzystano w latach 1944-1947.Przeczytaj także: 1000-lecie koronacji pierwszego króla Polski. Historycy mają wątpliwościJednak powojenna książka duetu historyczek, jak wskazuje badaczka Anita Młynarczyk-Tomczyk, powstała już „w oparciu o ideologię marksizmu-leninizmu”, a „wiele wydarzeń i faktów historycznych przedstawiono nie tylko jednostronnie, ale tendencyjnie i niezgodnie z prawdą historyczną”. Spójrzmy jeszcze do Dziennika Urzędowego Ministerstwa Oświaty z 24 kwietnia 1952 r. (nr 6, poz. 48-54), gdzie obok Missalowej i Schoenbrenner wymienia się Eugeniusza Kośmińskiego z jego „Historią wieków średnich”. Autor tego podręcznika nie ograniczał się do piętnowania niemieckich feudałów i omawiając czasy Chrobrego łajał Kościół: „Szybko rosło bogactwo papieża. […] Innocenty III wprowadził 'Zbiórkę krzyżową', którą ściągał rzekomo na przygotowanie wyprawy krzyżowych. […] Wielkie pieniądze otrzymywał papież od duchowieństwa ze wszystkich krajów katolickich. Ważnym źródłem dochodów papieskich był handel 'odpuszczaniem grzechów'”.Dodajmy, że książkę Kośmińskiego wydano po polsku i w Litewskiej Socjalistycznej Republice Radzieckiej (Kowno 1951). Polonijne dzieci poznawały Chrobrego w rodzimym języku, ale już wyłącznie z perspektywy walki klasowej.Hitler odchodzi, Hitler przychodziStalin, który lubił przedstawiać się nie tylko jako językoznawca, ale i historyk, w maju 1945 r., tuż po zdobyciu Berlina, wygłosił jedną ze swoich złotych myśli: „Doświadczenie historyczne uczy, że Hitlerzy przychodzą i odchodzą, a naród niemiecki, a państwo niemieckie – pozostaje”. Kiedy padały takie perły, radzieccy ideolodzy skwapliwie przepisywali je do partyjnego dekalogu, a następnie przekuwali w ustawy, rozporządzenia i, oczywiście, podstawy programowe. Proces ten – polegający zarówno na uprawomocnianiu, jak i późniejszym, po śmierci Stalina unieważnianiu takich wiecznych prawd – musiał trochę potrwać.Dlatego dopiero w 1956 r., pod koniec tzw. odwilży, realne zmiany dotarły do polskich szkół. Specjalizująca się w nauczaniu historii Adela Bornholtz pisała ostrożnie, że dotychczasowe programy były oderwane od rzeczywistości, mając na myśli m.in. antyniemieckie uproszczenia. Nie wyrastały, jak zauważała, „z przebadanych i przeanalizowanych potrzeb społeczeństwa”, nie uwzględniały możliwości ucznia ani nauczyciela, a cele nauczania były „ambitne i imponujące, ale mało realne, często niejasne i nie skonkretyzowane” (cyt. za Osińskim).Zobacz także: Znaleziono łyżwę sprzed tysiąca lat. Należała do wojów Bolesława Chrobrego?Koniec lat 50. przyniósł nową cezurę. „Po Budapeszcie [po powstaniu węgierskim 1956 r.] miejsce komunistycznej wiary zajął geopolityczny lęk” – jak obrazowo ujął to Jacek Kuroń – a „ideologią uzasadniającą PRL-owski porządek stał się strach przed sowieckimi czołgami”. W nowej atmosferze, wraz z kolejną reformą oświaty, na sztandary trafiło hasło „naukowego poglądu na świat”. Naukowego, to znaczy przewidywalnego, zachowawczego i – bezpiecznie – nieskrajnego.W tej logice także historia pierwszych Piastów musiała zostać odpowiednio przepisana. Bolesław Chrobry, który jeszcze niedawno był klasowym buntownikiem i obrońcą ludu, znów rysował się jako ojciec państwa, narodowy realista, budowniczy struktur. Z podręczników wyłaniał się nie jako wojownik z mieczem, lecz inżynier, konstruktor solidnych fundamentów polskiej państwowości. Gdyby się uprzeć – a ówczesna dydaktyka chętnie się upierała – można było w nim dostrzec cechy charakterologiczne zbliżone do wizerunku Edwarda Gierka: pragmatyzm, troskę o rozwój, umiarkowaną dumę i odrobinę technokratycznej dezynwoltury.Chrobry i nieśmiertelne nauki Stalina?W końcu pojawia się Chrobry, jakiego pamiętamy z podręcznika starszego rodzeństwa – z „Historii dla klasy I liceum ogólnokształcącego” autorstwa Jerzego Dowiata”. Egzemplarz, który przeglądamy, wydrukowano w Warszawie w 1981 r., ale pierwszy nakład ukazał się już w 1967 r., a ostatni zszedł z maszyn drukarskich w 1988 r. Oczywiście w każdym wydaniu wprowadzano zmiany, ale ogólna opinia o tej książce nie może być inna niż pozytywna.Przyjrzał się jej także Ronikier, porównał z innymi podręcznikami i wychwycił niemało różnic, choćby w nazewnictwie (Dowiat pisał o „rozdrobnieniu feudalnym w Polsce”, podczas gdy inni o „Polsce dzielnicowej”). Jednak największą zasługą Dowiata było to, że „odszedł od dotychczasowej metody narracji i zerwał ze stosowaniem prostego dydaktyzmu, prezentującego nieskomplikowany czarno-biały obraz dziejów”. W efekcie unika stosowania pojęcia „naród” wobec społeczności plemiennych i pierwszy rezygnuje z jednoznacznie negatywnej oceny Niemiec, z którymi walczył Chrobry.Ronikier przyjrzał się też Dowiatowemu opisowi samego Chrobrego: policzył słowa poświęcone jego panowaniu i wyszło mu, że Dowiat przypomina gospodarza, który nie urządza wystawnego bankietu, ale dba, żeby każdy gość wyszedł najedzony i zadowolony. Na opis panowania Chrobrego poświęcił ok. 750 słów, ale umiejętnie rozłożył akcenty. W porównaniu z innymi autorami to arytmetyczna średnia, jedni użyli więcej, inny ograniczyli się do trzystu. Dowiata wyróżnia za to aż siedem zagadnień w ramach jednego tematu: pisał i o polityce, i o Kościele, i o wojnach, nie ograniczając się tylko do jednej, najgłośniejszej kampanii czy koronacji. W krótkim tekście zmieścił cały wachlarz spraw, i czytając Dowiata, ma się wrażenie, że mniej zależało mu na snuciu legend, a bardziej na pokazaniu, jak naprawdę wyglądał mechanizm państwa. Wszystko jest poukładane, klarowne, bez zbędnych ozdobników, a całość dopełnia zestaw 170 ilustracji.Krótko mówiąc, to pierwszy podręcznik do historii po 1945 r., z którego o Chrobrym i o Piastach można było dowiedzieć się, co trzeba, bez przedzierania się przez ideologiczne zaklęcia czy celowe przemilczenia. Choć znamienne jest i to, że Dowiat – autor tak wyważonej i rzetelnej książki – był równocześnie twórcą artykułu, którego sam tytuł mrozi krew w żyłach: „Nieśmiertelne nauki Stalina – wytyczną pracy nad kształtowaniem naukowego światopoglądu młodzieży”. Z drugiej strony, może właśnie dzięki takim publikacjom zasłużył sobie na komfort napisania podręcznika według najlepszej wiedzy naukowej i w zgodzie z sumieniem badacza.Historia i pamięćDo tego książka, z której sami się uczyliśmy – „Historia 1” Julii Tazbirowej i Haliny Manikowskiej. Pierwszy raz wydana jeszcze w 1988 r., zastąpiła Dowiata i była wznawiana dwanaście razy, aż do 2000 r. Jak się zdaje, dobra na pointę. Bo z jednej strony mamy książki pisane jeszcze w latach 30. XX w., w środku blok książek napisanych w czasie PRL, a po drugiej stronie – właśnie duet Tazbirowej i Manikowskiej, z którym nie tylko weszliśmy w III Rzeczpospolitą, ale i zamknęliśmy XX w.Co ciekawe, wśród autorów podręczników więcej było kobiet niż mężczyzn. Kłóci się to z powszechnym wyobrażeniem, zgodnie z którym autor książki historycznej to mężczyzna z brodą i w marynarce, niczym prof. Andrzej Garlicki. Sprawdziliśmy też, skąd pochodziły autorki i większość z nich była związana z Warszawą i Łodzią. Ale czy ich płeć i powiązania z dwoma środowiskami akademickimi wpłynęły na jakość podręczników? Nasza „Historia 1” to naprawdę dobra książka.Tylko że dziś, kiedy do niej wracamy, nachodzą nas wspomnienia i trudno nam ją oceniać. Patrzymy niby na rozdział o Chrobrym, a widzimy Maćka w dżinsowej bluzie, który siedział obok i uśmiechniętą Sylwię, bujającą pod ławką nogą. Jest rok 1995, za oknem jesień. Profesor Krzysztof Prorok zagląda do dziennika. Kogo teraz wybierze? Kto opowie o Bolesławie Chrobrym?