„Nie dożyją sześćdziesiątki”. Dziennikarze z Niemiec dotarli do ofiar i pośredników globalnej siatki handlu organami. Trop prowadzi do szpitala w Kenii i agencji werbującej biorców z Europy. Niemieckie media ujawniły kulisy międzynarodowego handlu organami. Dziennikarze „Der Spiegel”, ZDF i Deutsche Welle wspólnie prześledzili ścieżki sprzedawców i nabywców organów, przeanalizowali dokumenty, rozmawiali z informatorami i specjalistami medycznymi. Ustalili, że międzynarodowa sieć – obejmująca szpital w Kenii oraz tajemniczą agencję, która przyciągała biorców organów z Niemiec – wykorzystywała bezbronnych ludzi. Ofiarami byli młodzi, potrzebujący pieniędzy, oraz starsi, desperacko poszukujący organów ratujących życie.Media opisują m.in. historię Kenijczyka Amona Kipruto Mely, którego pośrednik wysłał do szpitala Mediheal w Eldoret w zachodniej Kenii. Mężczyzna został przyjęty przez indyjskich lekarzy, którzy wręczyli mu dokumenty w języku angielskim, którego nie rozumiał.Nikt nie poinformował Amona o zagrożeniach dla zdrowia. Po operacji wypłacono mu jedynie 4 tys. dolarów zamiast obiecanych 6 tys. Za te pieniądze mężczyzna kupił telefon i samochód, który szybko się zepsuł. Wkrótce potem stan zdrowia Amona się pogorszył. Miał zawroty głowy, był słaby i zemdlał w domu.Zobacz także: Lekarz wycinał nerki bezdomnym psom do przeszczepów. Jest wyrok„Nie dożyją sześćdziesiątki”Jak informuje Deutsche Welle, historia mężczyzny jest jedną z wielu. Willis Okumu, badacz zorganizowanej przestępczości w Instytucie Studiów nad Bezpieczeństwem w Afryce w Nairobi, rozmawiał z kilkoma młodymi mężczyznami, którzy przyznali, że sprzedali swoje nerki w mieście Oyugis, 180 kilometrów na południowy zachód od Eldoret. Okumu szacuje, że w samym tylko Oyugis nawet stu młodych mężczyzn mogło sprzedać swoje nerki, a wielu z nich cierpi z powodu problemów zdrowotnych, depresji i urazów psychicznych. – Nie sądzę, by dożyli sześćdziesiątki – mówi Okumu.Portal Deutsche Welle rozmawiał z czterema młodymi mężczyznami z Oyugis, którzy twierdzą, że sprzedali swoje nerki za zaledwie 2 tys. dolarów. Opowiedzieli, jak po operacji w szpitalu Mediheal w Eldoret pośrednicy poprosili ich o rekrutację nowych dawców za 400 dolarów prowizji od każdego.Zobacz także: Chciała ekspresowo schudnąć. Brytyjka zmarła po nieudanej operacji w TurcjiBiorcy z Izraela i NiemiecNa początku organy trafiały do odbiorców z Somalii, a dawcy rekrutowani byli w Kenii. Od 2022 roku transplantacje zaczęły obejmować pacjentów z Izraela, a od 2024 – także z Niemiec. Dawcy dla dobrze płacących klientów (do 200 tys. dolarów za nerkę) są sprowadzani m.in. z Azerbejdżanu, Kazachstanu i Pakistanu.Jak mówi informator portalu Deutsche Welle, dawcy są proszeni o podpisywanie dokumentów stwierdzających, że są krewnymi biorców. Choć formalnie wyrażają zgodę na usunięcie nerki, nikt nie uprzedza ich o możliwych zagrożeniach dla zdrowia.Za pozyskiwanie międzynarodowych dawców i biorców odpowiadała agencja MedLead. Stoi za nią obywatel Izraela – Robert Shpolanski, który według aktu oskarżenia z 2016 r., sporządzonego przez Sąd Magistracki w Tel Awiwie, został oskarżony o organizowanie „dużej liczby nielegalnych przeszczepów nerek” na Sri Lance, w Turcji, na Filipinach i w Tajlandii. Zobacz także: Urodziła dziecko obcej osobie. Błąd w klinice in vitro