CIA opublikowała raport o starciu z UFO. Żołnierze strącają UFO, pojazd rozbija się, wysiada z niego pięciu kosmitów, stają się jednym osobnikiem i generują światło, które zabija ponad 20 wojskowych. Scena z taniego filmu science-fiction? Nie. Wyciąg z oficjalnego raportu CIA. Co tak naprawdę wydarzyło się na poligonie? Tajemnicze zjawiska na niebie są widziane od wieków na całym świecie. Zachowały się relacje o zaobserwowaniu „płomiennych dysków” na niebie ze starożytnego Egiptu. Odnotowali je skrzętnie skrybowie faraona Totmesa III z XVIII dynastii, panującego w latach 1458-1424 przed naszą erą.Trudno ich obserwacje traktować w kategorii przywidzeń. W starożytności latały jedynie ptaki oraz niektóre gatunki ssaków czy owadów. Żadnych balonów, samolotów czy rakiet nie było, nie mówiąc już o statkach kosmicznych. Zresztą ptaka czy nietoperza da się odróżnić na pierwszy rzut oka. „Płomienne dyski” też.Przez wieki tajemnicze opisy pojawiały się pod wieloma szerokościami geograficznymi. Wydaje się, że początek współczesnej ufologii to koniec XIX wieku. 25 stycznia 1878 roku wychodzący w Denison w amerykańskim stanie Teksas dziennik „Denison Daily News” opublikował artykuł pod tytułem „Dziwny fenomen”. Rolnik John Martin relacjonował, że zaobserwował duży, ciemny obiekt. Przypominał balon – już wtedy znany – ale lecący „z cudowną prędkością”.Astronomowie i UFOMoże zmyślał, choć trudno zakładać, żeby o zdrowych zmysłach chciał wystawiać się na pośmiewisko. Jeszcze trudniej oskarżać o blagę naukowców, ludzi, których fundamentem pracy jest racjonalizm i rozsądek. W tym kontekście warto zwrócić uwagę na relację astronomów, którzy dostrzegli tajemnicze zjawisko 17 listopada 1882 roku.Edward Walter Maunder z Królewskiego Obserwatorium w Greenwich donosił o „dziwnym niebieskim przybyszu w kształcie dysku”. Ocenił, że nie był to meteor. Możemy przyjąć, że Maunder jako astronom powinien rozpoznać meteor na pierwszy rzut oka i stwierdzić, że dostrzeżony obiekt nim nie był. Co zatem widział z kolegami? To pozostaje zagadką.Skupmy się na relacjach wojskowych. Te z racji dodatkowej otoczki tajemniczości czy chęci wykorzystywania wszelkich technologii w celach militarnych wydają się być najciekawsze. Podczas II wojny światowej piloci donosili między innymi o rozmaitych światłach nieznanej natury, które towarzyszyły samolotom. Nazwano je foo fighters. Zachowały się zdjęcia je przedstawiające.Również i my mamy na tym polu osiągnięcia. Jest raport o „dziwnych światłach na niebie” z września 1941 roku. Podczas rejsu z Dakaru do Suezu transatlantyku SS Pułaski, który służył wówczas jako transportowiec dla wojska, marynarz wachtowy o nazwisku Doroba zaobserwował coś, co zgodnie z jego opisem było kulą zielonkawego światła o rozmiarach połowy tarczy księżyca.Raport dla wywiaduJakiś tajemniczy fenomen towarzyszył jednostce, lecąc nieco na skos od dziobu. Po godzinie – jak odnotował brytyjski oficer łącznikowy – gwałtownie skręcił i oddalił z ogromną prędkością. Raport trafił do wywiadu wojskowego. Jak zawsze w tego typu przypadkach.Podobnie przepadł pojazd zaobserwowany przez strzelca bombowca B-24 Liberator pilotowanego przez 26-letniego pilota Romana Sobińskiego. 26 marca 1942 roku maszyna 301. Dywizjonu Bombowego Ziemi Pomorskiej „Obrońców Warszawy” wracała do Wielkiej Brytanii po nalocie na Essen w Zagłębiu Ruhry. Gdy leciała nad jeziorem IJsselmeer w Holandii doszło do tajemniczego kontaktu.„Strzelec pokładowy zakomunikował mu, że leci za nimi świetlisty dysk w kolorze pomarańczowym. Po wielu manewrach, których celem było zgubienie dysku, Sobiński rozkazał strzelcowi otworzyć ogień: wydawało się, że wiele pocisków trafiło w dysk, ale bez skutku, mimo że obiekt ten stanowił dobry cel, gdyż znajdował się w odległości tylko 150 metrów” – napisał Jerzy Prokopiuk we wstępie do książki Carla Gustava Junga „Nowoczesny mit”, poświęconej fenomenowi UFO. Oczywiście kanonada nie przyniosła najmniejszego rezultatu.Wobec wzrostu liczby niewytłumaczalnych zjawisk, na przełomie lat 40. i 50. ubiegłego wieku władze Sił Powietrznych Stanów Zjednoczonych nadały im określenie „Niezidentyfikowane Obiekty Latające”, czyli UFO. Nie wiadomo, czym są te osobliwości, ale przynajmniej dostały nazwę.Definicja UFOZgodnie z definicją UFO to „przedmioty lub zjawiska zaobserwowane najczęściej przez osoby przypadkowe, niedające się zidentyfikować z żadnymi obiektami i zjawiskami znanymi z warunków ziemskich; nie jest wyjaśnione, czy relacje obserwatorów są uwarunkowane psychologicznie, czy dotyczą zjawisk meteorologicznych, optycznych, czy innych, niepoznanych jeszcze zjawisk naturalnych”.UFO to więc wszystkie nieznane nam obiekty latające, niezależnie od ich pochodzenia. Może to zarówno oznaczać coś pochodzenia ziemskiego, ale i – tego nie da się wykluczyć – pozaziemskiego. Te drugie są oczywiście najciekawsze, szczególnie jeżeli sugerują obecność przedstawicieli cywilizacji pozaziemskiej, coś, czego ludzka ręka nie byłaby w stanie stworzyć.Ostatnio Pentagon zmodyfikował rozpalający wyobraźnię na całym świecie skrótowiec UFO na UAP, czyli niezidentyfikowane zjawiska powietrzne (Unidentified Aerial Phenomena). Oświadczono, że celem było unikanie skojarzeń z rzekomymi kontaktami z cywilizacjami z kosmosu, które zdaniem miłośników tajemnic odwiedzają Ziemię po słynnym i wciąż wywołującym emocje incydencie w Roswell w 1947 roku.Tu wojskowi mają zaskakująco dużo do powiedzenia, a jeszcze ciekawsze jest to, że się swoją wiedzą raczą dzielić. Kilka lat temu zaobserwowali zjawisko tak intrygujące i niewytłumaczalne, że poprosili profanów o pomoc. Przenieśmy się do 14 listopada 2008 roku. Tego dnia Marynarka Wojenna USA obserwowała i nagrała jakiś pojazd, który poruszał się wbrew znanym nam prawom fizyki. Pentagon potwierdził w końcu, że nagrania, które wyciekły są autentyczne.UFO namierzoneKomandor David Fravor, dowódca eskadry myśliwskiej „Czarne Asy”, i jego skrzydłowy, porucznik Jim Slaight, wykonywali lot szkoleniowy na myśliwcach F/A-18F Super Hornet nad Kalifornią, nieopodal San Diego. Dowództwo krążownika rakietowego USS Princeton rozkazało im przechwycenie pewnego obiektu latającego. Radar dozoru przestrzeni powietrznej AN/SPY-1 zainstalowany na pokładzie okrętu namierzał bowiem dziwny, a więc przypuszczalnie wrogi obiekt w okolicach wysp Catalina i San Clemente.Fenomenm pojawiał się i znikał przez około dwa tygodnie, do tego nie było wiadomo, ile jest tego UFO. Kevin Day z obsługi radaru odnotował bowiem 10 listopada od 8 do 10 śladów czegoś lecącego na wysokości 28 tys. stóp (8,5 tys. metrów). Podobne odczyty miała załoga samolotu wczesnego ostrzegania Northrop Grumman E-2 Hawkeye, powiadomiona o możliwym zagrożeniu przez dowództwo krążownika.Kom. Fravor i por. Slaight mieli ustalić, jakie zamiary ma coś i czy obiekt przenosi broń. Gdy wojskowi się do tego zbliżyli, stwierdzili, że nie widzieli niczego podobnego. Oczywiście ich wzrok mógł kuleć, ale wszystko zostało nagrane przez kamerę pokładową.Kamera uwieczniła więc owal z dodatkowymi elementami o rozmiarze, jak porachowano, około 14 metrów. Obiekt znajdował się na wysokości około 24 tys. metrów i poruszał się w niewytłumaczalny sposób. Wbrew prawom fizyki i aerodynamiki wykonał niezwykły skok do wysokości 6 tys. metrów, w dodatku pod wiatr wiejący na tej wysokości z prędkością ponad 200 km/godz. Żeby było ciekawiej, robił to wszystko obracając się wokół własnej osi. – Mój Boże, spójrz na to coś, stary! – powiedział Fravor do kolegi.Czytaj więcej: CIA na tropie Arki Przymierza. Medium „potwierdziło”– Przyspieszał w tempie jakiego nigdy dotąd nie widziałem. Wyglądał jak latająca drażetka tic tac, posiadająca niewiarygodne możliwości. Powiedziałbym, że wątpię, by było to podobne do czegoś, co mogą opracować Ziemianie – przyznał pilot już pod odtajnieniu nagrania.UFO miało więcej w zanadrzu. Dowództwo Princetona wezwało oba myśliwce do punktu zbornego oddalonego o około 100 km. Po chwili operator ponownie połączył się pilotami. – Nie uwierzycie! Ten obiekt znajduje się już w waszym punkcie zbornym – mówił zszokowany. Wyliczono, że pojazd musiał poruszać się z prędkością przeszło 6 tys. km/godz.Po lądowaniu piloci stali się obiektem kpin, ale władzom nie było do śmiechu. Zlecono przeprowadzenie dochodzenia, które oczywiście niczego nie wyjaśniło. – Nie wiem, co widziałem. Ten pojazd nie miał skrzydeł, stateczników, rotorów, a z miejsca uciekł naszym F-18. Wiem na pewno, że chciałbym się czymś takim przelecieć – stwierdził Fravor.Obiekt na radarzeKolejnym wysłanym do zbadania obiektu był Chad Underwood, również pilot US Navy. Otrzymał ostrzeżenie od kolegi, że coś jest tam nie tak. – Poleciałem w wyznaczony rejon ćwiczebny. W zasadzie niczego szczególnego nie spodziewałem się zobaczyć, ale Princeton miał konkretny obiekt na radarze i chciał, żebyśmy to coś – z braku lepszego wyrazu – upolowali. Nagle na moim radarze zaczął błyskać jakiś punkt – opowiadał Underwood w rozmowie z „New York Magazine”.Coś znajdowało się około 30 kilometrów od niego. Ocenił, że będzie w stanie nagrać zjawisko kamerą działającą w podczerwieni. Underwood po chwili zbliżył się do dziwnego pojazdu. – Najbardziej zaskoczyło mnie to, jak dziwnie zachowywał się ten obiekt. Był nieobliczalny – jego gwałtowne zmiany wysokości czy prędkości były po prostu całkowicie odmienne od rzeczy, które dotąd widziałem – relacjonował.– Samoloty, niezależnie czy załogowe, czy bezzałogowe, niezmiennie podlegają prawom fizyki. Muszą mieć jakieś źródło napędu, tic tac nie wyglądał, jakby miał coś takiego. W ciągu kilku sekund był w stanie zejść z 50 tys. stóp na sto (z około 15 tys. metrów na 30 metrów), a to po prostu nie jest możliwe – przyznał nie bez racji.– Gdyby to coś przestrzegało praw fizyki jak normalny obiekt, który można zobaczyć na niebie, jak inny samolot, pocisk manewrujący albo nawet jakiś specjalny projekt, o którym rząd miałby nie mówić – miałoby to dla mnie więcej sensu. Ale ten pojazd nie zachowywał się zgodnie ze znaną nam mechaniką – przekonywał oficer. – Choćby napęd. Zwykle widać silniki emitujące pióropusz ciepła, a ten obiekt tak nie robił. Nagranie z kamery pokazało jakieś źródło ciepła, ale nie było tam smug spalin, żadnego śladu po napędzie – wskazał.Raport trafił do Advanced Aerospace Threat Identification Program (AATIP, Program Identyfikacji Zaawansowanych Zagrożeń Lotniczych), komórki działającej w ramach Agencji Wywiadowczej Departamentu Obrony (DIA). Eksperci sobie z nim nie poradzili. Nie ustalono, co widzieli i nagrali piloci.Zresztą ATTIP zasługuje na oddzielne omówienie, to swoiste kosmiczne Archiwum X, fenomen sam w sobie jeżeli chodzi o przepalanie publicznych pieniędzy. Program funkcjonował w latach 2008-2012, oficjalnie zakończono go w wyniku cięć w budżecie. Sęk w tym, że wydawano nań „zaledwie” 22 miliony dolarów, niewiele w porównaniu z budżetem Pentagonu przekraczającym 700 miliardów dolarów rocznie. Media zwęszyły jednak, że były jakieś podejrzane przepływy pieniędzy do firmy cwanego lobbysty.Liczący 490 stron raport końcowy z prac ATTIP to istna kopalnia wiedzy, jeżeli chodzi o przepalanie publicznych pieniędzy. Wojskowych interesowały nie tylko niezidentyfikowane obiekty latające i niewyjaśnione zjawiska powietrzne, ale też technologie rodem z science-fiction. Na przykład Firma EarthTech International Inc. otrzymała grant na badania nad „tunelami czasoprzestrzennymi, którymi można byłoby podróżować, gwiezdnymi wrotami oraz negatywną energią”. Jej raport dotyczący tuneli czasoprzestrzennych zilustrowano wdzięcznymi rysunkami przedstawiającymi człowieka obserwującego się nawzajem przez portal z uśmiechniętym dinozaurem.Efekt niewidzialnościZ kolei niemiecki fizyk prof. Ulf Leonhardt ze szkockiego Uniwersytetu St. Andrews pracujący dla izraelskiego Weizmann Institute of Science otrzymał grant na badania nad „maskowaniem do niewidzialności”. Miłośnik optyki kwantowej skupił się na hipotetycznych podstawach stworzenia „niewidzialnej dziury w przestrzeni, w której można byłoby chować różne przedmioty”. Badał jak światło, przestrzeń i rozmaite materiały typu woda czy szkło mogą być zniekształcone, żeby uzyskać efekt niewidzialności.Natomiast dr Richard Obousy, fizyk teoretyczny i dyrektor organizacji non profit Icarus Interstellar, zajął się „napędem nadświetlnym, ciemną energią i manipulowaniem dodatkowymi wymiarami”. Napędem nadświetlnym będącym oczywiście bezpośrednim rozwinięciem pomysłu z uniwersum Star Trek. I tak to się kręciło latami.W miejsce ATTIP powstało Airborne Object Identification and Management Synchronization Group (AOIMSG) – Grupa Synchronizacji Identyfikacji i Zarządzania Obiektami Powietrznymi. Zajmuje się ona synchronizacją działań związanych z wykrywaniem oraz identyfikacją UFO w amerykańskiej przestrzeni powietrznej, a także „określaniem i niwelowaniem potencjalnego ryzyka związanego z zagrożeniami dla lotów i bezpieczeństwa narodowego USA”. Chcielibyśmy wierzyć, że również podejmuje takie cudowne badania, a nie analizuje trywialne sprawy balonów meteorologicznych.Warto odnotować, że w czerwcu 2021 roku na prośbę Kongresu USA Departament Obrony przygotował raport na temat UFO. Pentagon się nie napracował, przygotował zaledwie 9-stronicowy dokument. Wyliczono w nim 144 obserwacje niewyjaśnionych zjawisk, dokonane przez pilotów wojskowych od listopada 2004 roku do marca 2021 roku. Nie sprecyzowano jakiej natury były wszystkie kontakty, lecz zasugerowano, że w materii UAP – tu już użyto tego skrótowca, już nie tak działającego na wyobraźnię – można jeszcze wiele rzeczy odkryć.Raport CIAOd tego czasu czekaliśmy na porządne informacje dotyczące UFO – trudno rozstać się z tym zwrotem – i wygląda na to, że się doczekaliśmy. Dotyczy rzekomego bliskiego kontaktu pierwszego stopnia żołnierzy sowieckich z kosmitami. Historia, która miała wydarzyć się między 1989 a 1990 rokiem, brzmi momentami absurdalnie, ale przecież swoim autorytetem poparła go amerykańska Centralna Agencja Wywiadowcza.CIA odtajniła i opublikowała raport dotyczący kontaktów z kosmitami z czasów zimnej wojny. Jest to omówienie artykułu opublikowanego w „Canadian Weekly World News” i ukraińskiej gazecie „Holos Ukrayiny”. Doniesienia po raz pierwszy pojawiły się maju 2000 roku, ale najwyraźniej Agencja dokładnie je teraz przeanalizowała.W raporcie opisano relację z pierwszej ręki dotyczącą odwetowego ataku obcych po tym jak sowieccy żołnierze zestrzelili UFO przelatujące nad bazą wojskową. Kosmici wyłonili się z wraku, połączyli się w jeden obiekt (!), rozbłysnęli jasnym światłem (!!) i zamienili wszystkich żołnierzy w kamień (!!!). Oprócz dwóch. Pijaństwo w rosyjskiej armii, delirium tremens – to rzecz zwyczajna, ale być może w tej historii faktycznie chodzi o coś więcej.„Jeśli akta KGB odpowiadają rzeczywistości, to jest to niezwykle groźny przypadek” – ocenił w raporcie anonimowy przedstawiciel CIA. Uznał, że „obcy posiadają taką broń i technologię, które wykraczają poza wszelkie nasze założenia. Potrafią się bronić, jeśli zostaną zaatakowani”.Rakietą ziemia-powietrze w UFOJak wynika z dokumentu, informacje pozyskane przez amerykański wywiad ujawniły doniesienia o „nisko lecącym statku kosmicznym w kształcie spodka” nad sowiecką jednostką biorącą udział w ćwieczeniach. „Z nieznanych przyczyn” – jak wynika z ustaleń – żołnierze wystrzelili rakietę ziemia-powietrze w kierunku nieznanego obiektu latającego w wyniku czego rozbił się on w pobliżu bazy wojskowej. W raporcie opisano, że „pięć niskich, humanoidalnych stworzeń z 'dużymi głowami i dużymi czarnymi oczami' wyłoniło się” z rozbitego statku kosmicznego i połączyło się ze sobą, tworząc jeden 'pojedynczy obiekt', wydając przy tym głośny, brzęczący dźwięk”. Potem było to światło i – jak twierdzą naoczni świadkowie – 23 żołnierzy nagle „zamieniło się w kamienne słupy”. Dwóch wojskowych miało przeżyć, gdyż stali w zacienionym miejscu i nie byli całkowicie wystawieni na kontakt ze światłem.Wskazano, że szczątki „skamieniałych żołnierzy” i sam statek kosmiczny zostały przetransportowane do tajnej bazy badań naukowych w pobliżu Moskwy. Naukowcy ustalili, że struktura molekularna żołnierzy odpowiada strukturze wapienia. Stwierdzono również, że przyczyną zagłady grupy wojskowych było „źródło energii”, którego natura nie jest jeszcze znana ludziom. Zapewne nigdy nie uzyskamy potwierdzenia, czy faktycznie doszło do tego incydentu. Rosjanie osiągnęli bowiem wyżyny w kłamstwie i fałszowaniu prawdy. Faktem jest natomiast, że na początku roku prezydent Donald Trump podpisał rozkaz odtajnienia rządowych akt dotyczących niezidentyfikowanych zjawisk gromadzonych przez dziesięciolecia. Niewykluczone więc, że wkrótce będą wypływały kolejne historie o UFO.