Konflikt Japonii i Korei Południowej. Około 90 wysepek i raf koralowych o łącznej powierzchni niecałych 19 hektarów jest od kilkudziesięciu lat osią sporu między Tokio i Seulem. Japonia skarży się, że Korea Południowa „nielegalnie okupuje” jej terytorium, w przeciwną stronę padają oskarżenia o „prowokacje”. Archipelag to dla Korei Południowej Dokdo („samotne wyspy”), zaś dla Japonii Takeshima („wyspy bambusowe”). W prawie międzynarodowym to Liancourt Rocks, nazwane po incydencie z udziałem francuskiego statku wielorybniczego „Le Liancourt”, który niemal rozbił w tym regionie w 1849 roku.Jest to grupa wysp na Morzu Japońskim składająca się z około 90 wysepek i raf (w tym 37 zaklasyfikowanych jako stały ląd). Powstały w erze kenozoicznej około 4,5 miliona lat temu. Największe wyspy to: dla Korei Południowej Seodo, zaś dla Japonii – Ojima (powierzchnia 8,864 ha) i Dongdo lub też Mejima (7,33 ha). Cały archipelag zajmuje powierzchnię 18,745 ha.Otaczające go wody są bogate w ryby i skorupiaki. Przypuszcza się, że pod dnem morskim mogą znajdować się bogate złoża gazu – wyspy mogą mieć więc pewne znaczenie dla gospodarki. Sęk w tym, że prawa do eksploatacji zasobów nie są bynajmniej paliwem w sporze terytorialnym, toczonym od lat 50. ubiegłego wieku.Ambicja mocarstwoweKonflikt nie znajduje rozwiązania przede wszystkim z powodu mocarstwowych ambicji tak Japonii, jak i Korei Południowej, które w ten sposób walczą o prestiż. Nie odpuszczają w kwestiach terytorialnych, choćby dotyczyły tak mikroskopijnego obszaru. Ani Tokio, ani Seul nie pozwalają sobie na słabości.Jak na grupę niewielkich skał wyrastających z morza, ich historia jest niezwykle fascynująca. Koreańskie źródła, między innymi mapy, sugerują, że były znane Koreańczykom wcześniej niż Japończykom i że znajdowały się pod ich kontrolą.Wydaje się, że Japończycy najpewniej nie znali ich przed XVII wiekiem, przynajmniej nie ma na to dowodów. Późniejsze japońskie materiały sugerują, że wiedziano, iż należą do sąsiada. Władze w Tokio pomijają jednak te dowody i argumenty, gdyż nie pasują do ich mocarstwowych ambicji.Do ciekawej sytuacji doszło w czerwcu 2021 roku. Ówczesny prezydent Korei Południowej Mun Jae-in po powrocie z oficjalnej podróży do Hiszpanii ogłosił, że ma bezsprzeczne dowody, iż Dokdo przynależą się jego krajowi. Twierdził, że znalazł je podczas wizyty w bibliotece Senatu w Madrycie.Hiszpańskie mapyMun oświadczył, że zgodnie z udostępnionym mu przez Hiszpanów dokumentem, wyspy Dokdo należały kiedyś do koreańskiego państwa zarządzanego przez dynastię Yi, zwanego Joseon. Królestwo powstało w 1392 roku i zostało zlikwidowane w 1910 roku po zajęciu półwyspu koreańskiego przez Japonię.Według dyrekcji hiszpańskiej biblioteki, udostępniona południowokoreańskiemu prezydentowi mapa to dokument przygotowany przez francuskiego kartografa Jean-Baptiste'a Bourguignona d'Anville w XVIII wieku. – Możemy powiedzieć, że to bardzo cenny historyczny dokument, który dowodzi, że Dokdo jest koreańskim terytorium – podkreślał prezydent Mun.Japończyków to oczywiście nie przekonało. Dla nich archipelag jest ich terytorium, anektowanym 22 lutego 1905 roku – gdy Japonia i Rosja, walcząc ze sobą osłabiały królestwo Joseon i doprowadziły do jego likwidacji. Cesarstwo uznało, że wyspy są ziemią niczyją.Gubernator prefektury Shimane ogłosił wprowadzenie nazwy Takeshima. W czasie wojny z Rosją, zakończonej dla Moskwy kompromitującą klęską, władze w Tokio dostrzegły strategiczne znaczenie wysp i zaczęły budować na nich infrastrukturę wojskową.Klęska JaponiiCesarstwo Wielkiej Japonii, proklamowane w 1890 roku, nie utrzymało się długo. Poniosło klęskę podczas wojny na Pacyfiku. Po II wojnie światowej amerykańskie władze okupacyjne wyłączyły Dokdo spod władzy japońskiej i stały się one częścią terytorium Korei, choć już wtedy podzielonej na dwa państwa: Koreę Południową (Republika Korei) i Koreę Północną (Koreańska Republika Ludowo-Demokratyczna).Również po wybuchu wojny koreańskiej w 1950 roku gen. Douglas MacArthur objął wyspę jako część Korei osłoną sił USA. W 1951 roku szkice traktatu pokojowego z San Francisco – regulującego miejsce Japonii na arenie międzynarodowej po II wojnie światowej i status okupowanych przez nią wcześniej terytoriów – niefortunnie pominęły Dokdo na liście wysp wyłączonych spod władzy Japonii. Jakby przynależność Takeshimy nie podlegała dyskusji.Wśród sygnatariuszy tego traktatu nie było jednak władz Korei. Seul zareagował szybko. W styczniu 1952 roku, pomiędzy podpisaniem i wejściem w życie traktatu, ówczesny koreański prezydent Rhee Syng-man ogłosił wyspę terytorium koreańskim i nakazał przeganiać japońskich rybaków. Przez lata poniosło tak śmierci przynajmniej osiem osób.18 lipca 1952 roku wydano dekret prezydencki nakazujący przejęcie wszystkich statków zagranicznych prowadzących nielegalne połowy i naruszających Linię Pokoju. Została ona wyznaczona w ogłoszonej wcześniej Deklaracji Suwerenności nad Przyległymi Morzami.Poligon bombowyJaponia nie zostawiła tej sprawy. 23 maja 1952 roku podczas posiedzenia komisji spraw zagranicznych w Izbie Reprezentantów wiceszef MSZ Ishihara potwierdził zamiar resortu dotyczący wyznaczenia Takeshimy na poligon bombowy dla sił okupacyjnych. Wyjaśnił, że ma to „pomóc Japonii uzyskać potwierdzenie jej suwerenności terytorialnej nad wyspą”.15 września 1952 roku południowokoreańska ekspedycja naukowa na pokładzie statku „Chinnam-ho” i 23-osobowa załoga kutra rybackiego „Kwangyong-ho” zostały zaatakowane na wodach wokół archipelagu. Co ciekawe, cztery bomby zrzucił jednosilnikowy samolot z... amerykańskimi oznaczeniami, który zaraz odleciał w kierunku Japonii.Po bombardowaniu doszło do wymiany not między Waszyngtonem i Tokio oraz Seulem. Amerykanie strategicznie wycofali się, żeby nie zrazić żadnego z sojuszników i nie utracić wpływów w regionie. Japonia wielokrotnie próbowała jeszcze poruszać sprawę archipelagu w Międzynarodowym Trybunale Sprawiedliwości, ale Korea Południowa konsekwentnie odrzucała propozycje.W końcu w 1965 roku udało się podpisać Traktat o podstawowych stosunkach między Japonią a Republiką Korei, który uwzględnił spór o archipelag. Oczywiście niczego nie rozstrzygnął. Kraje zgodziły się więc, że druga strona rości sobie prawa do wysepek jako własnego terytorium i żadna ze stron nie sprzeciwi się, gdy druga strona przedstawi kontrargument.TraktatW kolejnych punktach zgodzono się traktować to jako problem, który będzie musiał zostać rozwiązany w przyszłości. Jeśli natomiast w przyszłości zostaną wyznaczone jakiekolwiek terytoria połowowe, oba kraje mogą używać archipelagu jako własnego terytorium do oznaczania granic. Miejsca, w których obie linie się nakładają, będą uważane za wspólne terytorium.Przyjęto także, że status quo w postaci koreańskiego zwierzchnictwa zostanie utrzymane, ale Koreańczycy nie będą zwiększać liczby policjantów ani budować nowych obiektów. W 2007 roku południowokoreańska gazeta „Joongang Ilbo” doniosła, że w latach 80. ubiegłego wieku ówczesny przywódca Chun Doo-hwan nakazał zniszczenie tej części traktatu.Porozumienie nie rozwiązało problemu. Ten zaczął się nasilać na początku wieku. W kwietniu 2006 roku Japonia ogłosiła plan badań morskich wokół archipelagu. Twierdzono, że skoro będzie przeprowadzać badania w swojej własnej wyłącznej strefie ekonomicznej, nie ma potrzeby uzyskiwania zgody władz w Seulu, a ogłoszenie tych zamiarów – podkreślano – jest zwykłą grzecznością.Korea Południowa tak tego nie odebrała. W kraju w tym czasie przybierały na sile żądania rozliczenia się z Japonią za trwającą około 40 lat okupację, okresami wyjątkowo brutalną. – Dokdo jest terytorium koreańskim. Nie zwykłym terytorium koreańskim, ale terytorium koreańskim, które zostało wyrzeźbione z gorzkiego żalu. Dokdo jest pierwszym terytorium koreańskim, którego nas pozbawiono, gdy Japonia skolonizowała Koreę. Japonia zajęła ten teren na potrzeby bitew podczas wojny rosyjsko-japońskiej – mówił ówczesny prezydent Roh Moo-hyun.Symbol suwerennościPowiedział tak dzień po ogłoszeniu japońskich planów badawczych. Wyraził przy tym ocenę, że japońskie roszczenia do Dokdo oznaczają dążenie do prawa do okupowanego w przeszłości terytorium. Stwierdził, że archipelag jest „symbolem odzyskania suwerenności przez Koreę”. Skoro symbol – to wiadomo, że ranga jest olbrzymia.Żeby wzmocnić przekaz, Seul wysłał w rejon wysp 20 kanonierek, aby przeprowadziły pokazowe ćwiczenia i sam zaczął realizować misje badawcze. Zamieszkanie na wyspach od jednej do około 20 osób wykorzystywane jest propagandowo.Nawet minimalne decyzje polityczne skutkowały spiętrzeniem protestów, odwoływaniem ambasadorów. Tak było choćby w lipcu 2008 roku, gdy Japonia zdecydowała się wspomnieć o sporze o Takeshimę w „Komentarzu do wytycznych programowych” na zajęcia z wiedzy o społeczeństwie w szkole średniej.Czytaj więcej: Chińscy żołnierze na ukraińskim froncie. Pekin reagujeSeul odpowiedział wzmocnieniem systemu wczesnego ostrzegania wobec możliwych prób inwazji ze strony japońskich nacjonalistów. To z kolei wywołało protesty w Tokio. Co ciekawe, spór minimalnie zbliżył do siebie oficjalnie pozostające w stanie wojny państwa koreańskie. Pjongjang zdecydowanie poparł sąsiada z południa.Nierozwiązany konflikt ucichł, ale zawsze drobne gesty rozpalają go na nowo. Ostatnie nasilenie to oświadczenia rządów. Japońskie MSZ opublikowało po posiedzeniu rządu Dyplomatyczną Błękitną Księgę 2025, czyli coroczny raport na temat polityki zagranicznej i działań kraju.Tokio kontra Seul„Takeshima wyraźnie jest nieodłączną częścią terytorium Japonii, zarówno w świetle faktów historycznych, jak i prawa międzynarodowego” – podkreślono. Dodano, że „Korea Południowa kontynuuje nielegalną okupację Takeshimy”.„Wszelkie środki podejmowane przez Republikę Korei w odniesieniu do Takeshimy na podstawie nielegalnej okupacji nie mają uzasadnienia prawnego” – oceniono. „Japonia będzie nadal dążyć do rozwiązania sporu o suwerenność terytorialną nad Takeshimą w oparciu o prawo międzynarodowe, w sposób spokojny i pokojowo nastawiony” – zapewniono.Tokio twierdzi też, że „Republika Korei nigdy nie przedstawiła żadnych wyraźnych podstaw dla swoich twierdzeń, że przejęła faktyczną kontrolę nad Takeshimą przed faktycznym przejęciem kontroli nad nią przez Japonię i ponownym potwierdzeniem jej suwerenności terytorialnej w 1905 roku”. Do wpisu dołączono mapki, z których wynika, że najbliższym Takeshimy stałym lądem jest Japonia.W odpowiedzi MSZ Korei Południowej zaznaczyło w komentarzu, że „rząd po raz kolejny jasno wyraził, iż zareagujemy stanowczo na wszelkie prowokacje ze strony Japonii dotyczące Dokdo”. „Dokdo jest wyraźnie naszym nieodłącznym terytorium historycznie, geograficznie i zgodnie z prawem międzynarodowym” – oświadczył rzecznik MSZ Lee Jae-woong.„Zdecydowanie protestujemy przeciwko powtarzającym się niesprawiedliwym roszczeniom rządu Japonii wysuwanym w jego dyplomatycznych wytycznych” – dodał. Resort wezwał również Taisuke Mibae, ministra ambasady Japonii w Seulu, aby złożyć mu notę protestacyjną.Wrócił termin „prowokacja”Należy zwrócić uwagę na użycie zwrotu „prowokacja”. Południowokoreańska Dyplomatyczna Błękitna Księga w 2023 i 2024 roku, gdy prezydentem był Yoon Suk-yeol, pomijała go i przywróciła dopiero po niedawnym odsunięciu Yoona od władzy.Z kolei Japonia niezmiennie od 2018 roku korzysta ze zwrotu „nielegalna okupacja” i w tym kontekście domaga się zwrotu Takeshimy. Mimo takiego nastawienia rząd w Tokio zachował odniesienie do Korei Południowej jako „partnera”. „W obecnym środowisku strategicznym (zagrożenie ze strony Korei Północnej, Chin – przy. red.) znaczenie relacji Japonia-Korea Południowa pozostaje niezmienne” – zapewniono w Księdze.Japonia zasugerowała również, że nie weźmie na siebie odpowiedzialności za odszkodowania dla koreańskich ofiar pracy przymusowej podczas okupacji Półwyspu Koreańskiego w latach 1910-1945. Ta jedna z najbardziej bolesnych ran Koreańczyków cały czas pozostaje otwarta.Na razie spór o upstrzone guanem Dokdo czy też Takeshimę rozbija się o gabinety polityków. Ostatnia dyplomatyczna eskalacja jest jednak tak intensywna, że niewykluczone, iż wkrótce nacjonaliści w obu krajach w ramach najświętszego oburzenia na działania przeciwnika wobec nieodłącznego terytorium ich ukochanej ojczyzny znów będą sobie obcinać palce.