Zaczęło się od cmentarza. 30 ofiar śmiertelnych, ponad 48 tys. ha lasów spłonęło w najgorszym w historii pożarze w Korei Południowej, który przez przypadek spowodował – jak podejrzewają śledczy – 56-letni mężczyzna czyszczący grób dziadków 22 marca. Południowokoreańska policja wszczęła dochodzenie w sprawie mężczyzny podejrzanego o przypadkowe wzniecenie najgorszych w historii kraju pożarów lasów podczas sprzątania grobów swoich dziadków – poinformowali śledczy.Podejrzewa się, że ogień został zaprószony w najbardziej dotkniętej pożarem prowincji Gyeongsang Północny, gdzie spłonęło o 12 800 ha lasów.– W sobotę zatrzymaliśmy go bez aresztu, w celu przeprowadzenia dochodzenia pod zarzutem nieumyślnego wzniecenia pożarów lasów – powiedział w niedzielę agencji AFP urzędnik, który odmówił podania nazwiska.Chciał podpalić wiszące z drzewa gałęziePolicję na trop miała nakierować córka podejrzanego, twierdząc, że ojciec próbował podpalić zapalniczką gałęzie drzew wiszące nad grobami. Agencja informacyjna Yonhap zacytowała kobietę, mówiącą, ze płomienie „przenosił wiatr i ostatecznie wywołał pożary lasu”.Czytaj także: Mjanma pod gruzami. Junta bezradna w obliczu kataklizmuNa spotęgowanie pożaru wpłynęły zmiany klimatyczne powodujące wyjątkowo suche warunki, bo obszar zaprószenia ognia od miesięcy doświadczał opadów poniżej średniej, a ubiegły rok był najgorętszym w historii Korei Południowej.Wśród 30 ofiar śmiertelnych jest pilot helikoptera, który zginął, gdy jego samolot rozbił się w górzystym terenie.Pożar zniszczył również kilka zabytków, w tym zbudowany prawdopodobnie w VII w. kompleks świątynny Gounsa w Uiseong, a także uwypuklił kryzys demograficzny i dysproporcje regionalne w Korei Południowej.