Kameralne wywiady w księgarni. Kiedyś Mariusz Szczygieł pytał o wszystko i dziwił się światu. W programie „Rozmowy (nie)wygodne” wie, o co zapytać, żeby odpowiedź nie była banalna. Ze swoimi gośćmi nie robi wywiadów, ale rozmawia z nimi tak, jakby siedzieli sami przy stoliku w kawiarni. I to się właśnie nazywa sztuką konwersacji, którą bardzo cenią widzowie programu. Dorota Szymborska: Nie chciałeś wracać do telewizji, ale jednak dałeś się namówić TVP. Jakie korzyści dał Ci ten powrót? Mam na myśli nie tylko korzyści materialne, ale także emocjonalne.Mariusz Szczygieł: Po moim dobrowolnym odejściu z programu „Na każdy temat” w Polsacie – 24 lata temu – nie było roku, żebym nie otrzymał jakiejś propozycji z telewizji. Odmawiałem konsekwentnie. Uważałem, że telewizja to niemalże wcielenie diabła. Chciałem budować swoją pozycję jako reportera, autora książek, co przy pracy w telewizji by mi się nie udało. Byłbym ciągle uważany za prezentera, który przy okazji pisze. Wymazałem więc to medium ze swojego życia.Poza tym wciąż proponowano mi duże programy studyjne, teleturnieje, miałbym być showmanem, a tego nie chcę. Natomiast rok temu, gdy TVP Info przyszło z propozycją kameralnych rozmów nagrywanych w księgarni z jednym operatorem do trzech kamer, czyli bez wielkiej ekipy, już mi się to spodobało. A kiedy Grzegorz Sajór potwierdził, że mogą to być rozmowy nie o polityce, ale o życiu i wartościach, to taka misyjna propozycja bardzo mi się spodobała. Poza tym trafiła na człowieka, który już sobie wyrobił niezłą pozycję autora piszącego. Teraz mogę być pisarzem, który przy okazji rozmawia przed kamerami.Ale nie będę hipokrytą i nie będę kłamał, że nie zadecydowały korzyści materialne. Pisarze nie mają stałej pensji, dlatego propozycja z TVP zapewniła mi stały dochód.Cała rozmowa z Mariuszem Szczygłem na TVP.PL