„Raport specjalny”. Media określały Gzowskiego jako „szarą eminencję Lasów”. Reporterom „Raportu Specjalnego” udało się dotrzeć do dokumentów i maili odsłaniających mechanizm zakupu reklam, które miały promować wizerunek Lasów, a przy okazji promowały wizerunek partii Zbigniewa Ziobro.Jeden z informatorów dziennikarzy podkreślał, że Gzowski został „wysłany do Lasów Państwowych, żeby zabezpieczać interesy Suwerennej Polski na odcinku medialnym i transferów finansowych”. – Panowie z Suwerennej dość skutecznie rozpoznali, jaki są te możliwości i gdzie są kramiki z pieniędzmi i jak je skutecznie odkręcać – mówił.– Jeżeli byśmy chcieli to zsumować to na pewno jest to wielkość kilkuset milionów złotych w skali całych Lasów Państwowych. W historii Lasów Państwowych jeszcze nie było takiej sytuacji, byśmy mogli mówić o przeniewierzeniu środków Lasów Państwowych na taką skalę – podkreślił inny rozmówca. Łakomy kąsek dla politykówEmerytowany leśnik ze Śląska i były szef regionalnej dyrekcji Lasów w Katowicach Kazimierz Szabla powiedział, że „nie ma w Europie takich państw, jak Polska – poza jeszcze Bułgarią – gdzie taka struktura własności istnieje”. – W większości państw lasy są w rękach prywatnych i tam niewiele politycy mogą zrobić, a w Polsce mogą bardzo dużo – wyjaśnił.„Szelest pieniędzy w szeleście liści”– Nie spotkałem się, by leśnicy słyszeli w szeleście liści szelest pieniędzy. Etos leśnika psuje ingerencja polityki – zaznaczył.Od ponad roku w Lasach trwa audyt oraz kontrola NIK i Skarbówki, które mają zweryfikować tezę, że Lasy Państwowe były w ostatnich latach pod wpływem polityków Suwerennej Polski i że wykorzystano struktury i finanse tej organizacji do budowania poparcia przed ostatnimi wyborami parlamentarnymiKariera Gzowskiego. Od rycerza do carewiczaPolitycy Suwerennej Polski uważają, że w całej sprawie chodzi o oddanie polskich lasów „Niemcom i eurokratom”, Kontrolę nad lasami politycy Suwerennej Polski objęli w 2020 roku. Rok później na stanowisku dyrektora generalnego Lasów Państwowych pojawił się Józef K.– również związany ze środowiskiem Ziobry, który w marcu tego roku usłyszał zarzuty związane z jego działalnością w tej instytucji.Rzecznikiem prasowym instytucji został Michał Gzowski, wcześniej pracownik Ministerstwa Sprawiedliwości i Ministerstwa Środowiska. Zanim zaczął robić karierę polityczną odgrywał rolę średniowiecznego rycerza w rekonstrukcjach historycznych i pokazowych walkach. Gzowski w rozmowach z mediami podkreślał, że lasy muszą być „polskie, nie brukselskie, nie unijne”. – Tak samo wiernie służyłby swojej partii, gdyby pracował w PKP, czy w energetycy – powiedział anonimowo jeden z rozmówców dziennikarzy TVP.„Carewicz”Gzowski przez leśników nazywany jest „carewiczem Lasów Państwowych”. Dziennikarze Raportu Specjalnego dotarli do dokumentów i korespondencji, wskazujących na to, że miał zabezpieczać interesy Suwerennej Polski.– To była osoba, która trzęsła lasami, mając dwadzieścia parę lat, bez żadnego doświadczenia, albo z niewielkim doświadczeniem – powiedział jeden z rozmówców reporterów. Rozmówcy wskazują, że Gzowski starał się zawsze zajmować ważne miejsca na różnych wydarzeniach, ponieważ jego ambicją było znalezienie się na liście w wyborach parlamentarnychAwans Gzowskiego był błyskawiczny. Jako jedyny rzecznik lasów w historii otrzymał samochód służbowy, chwilę później trafił do Służby Leśnej i otrzymał mundur leśnika, co jest honorem, na który nie mogą liczyć nawet leśnicy z wieloletnim stażem.Kariera Gzowskiego w CILPCentrum Informacyjne Lasów Państwowych (CILP) jest nazywane przez leśników „skarbonką Lasów Państwowych”. Kilka miesięcy po pojawieniu się w instytucji Michał Gzowski został naczelnikiem komunikacji w CILP.Dziennikarze dotarli do instrukcji, która miała utorować mu ścieżkę do tego awansu, choć co do jego kompetencji, czy nawet wymaganego na takie stanowisko stażu pracy mogą być bardzo duże zastrzeżenia. Abonament na propagandęGzowski na tym stanowisku wymieniał korespondencję z dziennikarzami prawicowych mediów. Lasy Państwowe zlecały i płaciły za setki materiałów prasowych. Kierownictwo Suwerennej Polski chciało w ten sposób zdobyć przychylność tych mediów przed wyborami.Umowy zawierano na 120 tysięcy złotych (tzw. stodwudziestki), by nie przekroczyć progu 130 tysięcy złotych, dlatego, że powyżej tej kwoty należy ogłaszać przetarg. Materiały sponsorowane przez Lasy Państwowe w niektórych mediach, jak „Sieci”, czy „Do rzeczy” publikowane były co tydzień. W żadnym z nich nie było promocji nadleśnictw i dyrekcji, które płaciły za artykuły, lecz zdjęcia dyrektora generalnego, rzecznika prasowego i zdjęcia z politykami Suwerennej Polski.Jednym z największych beneficjentów Lasów Państwowych był „Apostoł Miłosierdzia Bożego” – katolicki kwartalnik z Częstochowy, którego felietonistą był Gzowski. Łącznie na promocję w prawicowych mediach Lasy Państwowe wydały 26 milionów złotych. – Gzowski posiadał od dyrektora generalnego upoważnienie na wyrażanie zgody na „stodwudziestki” – powiedział jeden z rozmówców reporterów „Raportu Specjalnego”.Usługi doradcze i „zleceniówki”Jak twierdzą osoby, które rozmawiały z dziennikarzami „Raportu Specjalnego”, Gzowski „przynosił nazwisko i wskazywał ile dana osoba ma zarabiać”. W taki sposób na umowę zlecenie miała być zatrudniona partnerka Gzowskiego, która była także pracownicą Ministerstwa Klimatu i Środowiska.. W Lasach miała zajmować się mediami społecznościowymi. Aby uniknąć zarzutu o nepotyzm umowę na podobne usługi podpisała jej bliska krewna. Razem zarobiły co najmniej 54 tys. złotych.Ludzie związani z Gzowskim oraz środowiskiem Suwerennej Polski byli zatrudniani na różne umowy, często „zleceniówki”, czy wykonywali usługi doradcze. Jedną z takich osób był Rafał Drzewiecki były dziennikarz i zastępca szefa gabinetu Zbigniewa Ziobry, który na doradzaniu Lasom Państwowym tylko w dwa lata zarobił ok. 177 tys. złotych.Leśny Fundusz SprawiedliwościŚrodki z Lasów Państwowych były przekazywane uznaniowo. Na dwa pikniki „Drewno jest z lasu” wydano ponad 300 tys. złotych. Z kolei sam konkurs „Drewno jest z lasu” posiadał budżet w wysokości ponad 11 mln złotych. Jak informowała w 2022 roku fundacja Dziedzictwo Przyrodnicze, 85 proc. środków trafiło do parafii.Jeden z duszpasterzy pytany przez reporterów TVP o wykorzystanie środków z konkursu powiedział, że zostały one przeznaczone na konfesjonały. Pytany o to, co konfesjonały mają wspólnego z konkursem odparł, że „są z drewna”.Z pieniędzy Lasów Państwowych finansowane były także drogi lokalne. Przeznaczono na to miliony złotych. Nakładając na mapę Polski dane o pieniądzach, które Lasy Państwowe wydały na organizację różnych wydarzeń można zauważyć, że największe fundusze trafiały do regionów, z których startowali w wyborach politycy Suwerennej Polski tacy jak Edward Siarka, Michał Woś, czy były dyrektor Lasów Józef K. Liderem tych wydatków była Regionalna Dyrekcja Lasów Państwowych w Katowicach, która na wydarzenia wydała ponad 4,5 mln złotych tylko w 2023 roku. We wcześniejszych latach wydarzeń było o wiele mniej i wydatki były o wiele mniejsze. „Detronizacja carewicza”Ostatni wielki projekt to postawienie 2 tys. bilbordów. Oficjalnie miały promować gospodarkę leśną, ale nieoficjalnie mówiło się, że mieli promować się na nich politycy Suwerennej Polski. Koszt tego przedsięwzięcia miał wynieść łącznie 35 mln złotych. Ostatecznie stanęło kilkaset pustych stelaży.Twarzą fiaska okazał się Michał Gzowski, który został za to zdymisjonowany, co określono jako „detronizację carewicza”.ZOBACZ TAKŻE: Duża operacja CBA. Agenci weszli do kilku oddziałów Lasów PaństwowychGzowski nie ma sobie nic do zarzuceniaGzowski w rozmowie z dziennikarzami „Raportu Specjalnego” stwierdził, że środki były wykorzystywane zgodnie z przepisami prawa. – Oczywiście dysponentem tych środków był dyrektor generalny, który podejmował decyzję w granicach prawa – podkreślił, dodając, że jest w stanie „odeprzeć każdy zarzut i obronić każdą tezę”.„Lasy nie są prawicowe ani lewicowe”– Jeśli politycy zechcą zrezygnować z tych nieuprawnionych kompetencji to da się Lasy odpolitycznić, bo one nie są ani prawicowe ani lewicowe – podkreślił Kazimierz Szabla. Wyraził jednak wątpliwości, czy politycy jakiejkolwiek opcji politycznej zechcą przestać traktować Lasy Państwowe jako łup polityczny, a zaczną patrzeć na nie w kategorii dobra narodowego.