Pobił wieloletni rekord Polski. Wytrzymał presję. Porozstawiał rywali po kątach. Wywalczył srebrny medal halowych mistrzostw Europy i wrócił do kraju, nadal w lekkim szoku. Maksymilian Szwed otworzył przed sobą drzwi do wielkiej międzynarodowej kariery. – Jeszcze takiego zdolnego biegacza nie miałem – mówi Krzysztof Węglarski, trener 400-metrowca, w rozmowie z TVP.Info. Tego zawodnika powoli zaczyna nam zazdrościć międzynarodowa czołówka. Polacy 23 lata czekali na taki bieg. Niespełna 21-letni Maksymilian Szwed wywalczył w Holandii srebro. Nawet po powrocie do kraju widać było, że emocje nadal w nim buzują. Podkreślał, że czuje się przebodźcowany. Trudno się dziwić.– Powoli dociera do mnie, co się wydarzyło. Zerknąłem w tabele historyczne. Byłem w szoku, przy jakich nazwiskach się znajduję. Co lepsze, jestem wynikowo nad wieloma legendami. Szaleństwo – przyznaje w rozmowie z TVP.Info.Apetyt na kolejne medaleW Apeldoorn padł rekord z długą brodą, który dzierżył Marek Plawgo. – Jestem podwójnie szczęśliwy, bo znowu czuję emocje, oglądając ulubioną konkurencję. Może poczekam na kogoś, kto pobije mój rekord na 400 metrów przez płotki, ale Maks obiecał, że na razie płotków nie rusza. Całe szczęście – mówi nam były sprinter.44-latek spotkał się już z medalistą, z którym zamienił kilka słów. – Był bardzo zadowolony. Miał nadzieję, że wygram. Niestety, nie udało się, ale było bardzo blisko. Zabrakło 2-3 metrów. Może uda się następnym razem – relacjonuje Szwed.Maksymilian zrozumiał, że na stałe wbił się do europejskiej czołówki. – Uświadomiłem sobie, że mogę osiągnąć jeszcze więcej. Teraz już nie ma ograniczeń. Głowa jest spokojniejsza. Bardziej otwarta. Pozytywnie się nakręciłem – mówi i dodaje: – Pierwszy raz na międzynarodowych zawodach nie czułem presji. Nie zwracałem uwagi na to, że są wokół starsi ode mnie. Póki co, nie potrzebuję pomocy psychologa sportowego. Czułem się bardzo pewny. Wiedziałem, że mam wszystko dobrze poukładane w głowie.„Najzdolniejszy ze wszystkich”Szwed tylko przez moment żałował, iż nie pokonał linii mety jako pierwszy.– Jest lekki niedosyt, że mam „tylko” srebro, ale koniec końców to ogromny sukces! Węgier Attila Molnár zasłużył na złoto, tym bardziej po jego genialnym wyniku, który osiągnął w Ostrawie (45,08 sekundy – przyp. red.). Wtedy zabrakło mu trzech setnych do rekordu Europy. Finalnie dostałem to, na co zasłużyłem. Nie narzekam – twierdzi.Zachwycony postawą swojego biegacza jest trener Krzysztof Węglarski. – Jeszcze takiego zdolnego biegacza nie miałem. Póki co, pracujemy bardzo spokojnie, a Maks walczy ze światową czołówką. To mój pierwszy, tak utalentowany zawodnik. Staram się być trenerem, który dąży do osiągania sukcesów ze swoimi zawodnikami – oznajmia z uśmiechem na twarzy.Czytaj też: Hurkacz żegna się z Indian Wells. Bardzo słaby mecz PolakaA w jaki sposób po sukcesie nagrodził się sam Szwed? – Nie świętowałem zbyt mocno. Próbuję odpocząć. Bardzo mało spałem przez ostatnie dni. Stres był ogromny. Emocje powoli schodzą. Gdy zrelaksuję się w domu, będę mógł się cieszyć sukcesem na serio – podkreślił.Docenił jednak ważność zdobytego krążka. – Ten medal będzie jednym z najbardziej wyjątkowych. Otworzył mi drzwi. Rekord Polski dużo znaczy. Motywuje mnie to, by walczyć o najlepszy wynik w historii kraju również na stadionie. Nie zamierzam tracić czasu. Już w sobotę zaczynam pierwszy obóz – podsumowuje.Przed 20-latkiem kolejne wyzwania. Jego rekord życiowy na stadionie wynosi 45,25 sekundy i niewykluczone, że zaatakuje rekord Polski Tomasza Czubaka – 44.62 z 1999 roku. – Nie będę próbował za wszelką cenę bić rekordów życiowych w każdym sezonie. To niemożliwe. Podchodzę do pracy z chłodną głową – kończy.Czytaj też: Wielu w nią zwątpiło. „Ten brązowy medal smakuje jak... złoto!”