Mówi portalowi TVP.Info ekspert, Mateusz Gibała. Grenlandia to straumatyzowany wielkolud, który – jak mawiają mieszkańcy tej największej wyspy na świecie – boi się „Trumpidła”, czyli Donalda Trumpa, którego nazywają dziadem ze schizofrenią – mówi w rozmowie z portalem TVP.Info ekspert do spraw krajów nordyckich i twórca serwisu „Polityka po nordycku” Mateusz Gibała. – 80 procent Grenlandczyków jest przeciwnych włączeniu ich kraju do USA – podkreśla. We wtorek 11 marca na zamieszkiwanej przez 57 tysięcy mieszkańców Grenlandii odbywają się wybory. Coraz częściej na wyspie będącej duńskim terytorium autonomicznym pojawiają się tendencje niepodległościowe, które nasiliły się w związku z deklaracjami prezydenta USA Donalda Trumpa, co sprawiło, że to spokojne miejsce na mapie świata znalazło się w centrum globalnego zainteresowania.W rozmowie z portalem TVP. Info Mateusz Gibała podkreśla, że „mieszkańcy Grenlandii przyzwyczajeni są do ciszy, do bycia z dala od światowej polityki”, co jednak uległo zmianie po tym, jak o wyspie zaczął mówić prezydent Trump. – W ostatnim czasie nastąpił wzrost turystyki o 20 proc. i Grenlandczycy mimo trudnej sytuacji z Trumpem nastawiają się na turystykę i liczą, że ona wzrośnie – wskazuje ekspert, zauważając, że z jednej strony jest to szansa na zwiększenie budżetu wyspy, a z drugiej zagrożenie dla jej wyjątkowego ekosystemu i naturalności.– To zainteresowanie Trumpa jest jakimś plusem, ale tworzy zagrożenia. Trump z perspektywy geopolitycznej podkreśla, że USA mogą być gwarantem bezpieczeństwa dla tego kraju. Z perspektywy amerykańskiej to jest logiczne. Oni chcą ten arktyczny teren kontrolować – mówi.CZYTAJ TAKŻE: Syn Donalda Trumpa przyleciał na Grenlandię. „Upokorzenie duńskiego rządu”Chiny, Rosja i USA zainteresowane Grenlandią– Wiemy, że w latach po rozpoczęciu wojny na Ukrainie wzmogło się zainteresowanie terenem arktycznym w Chinach i w Rosji – podkreśla ekspert. Jak dodaje, Chiny nastawione są na handel i odnowienie Jedwabnego Szlaku, a wszelkie zawirowania wokół Grenlandii są Chinom na rękę.– Chińczycy chcą wejść na grenlandzki rynek poprzez inwestycje, by przez to zyskać dostęp do arktycznego szlaku morskiego – mówi. Jak dodaje, Rosjanie nie są zainteresowani Grenlandią pod względem ekonomicznym, lecz militarnym. Elementem, który łączy zarówno Rosję, Chiny, jak i USA – mówi nasz rozmówca – jest zainteresowanie kwestiami militarnymi, ale również surowcami, ponieważ one są bardzo istotne np. w kontekście produkcji samochodów elektrycznych. Gibała zwraca też uwagę na to, że Grenlandczycy widzą w tym potencjał finansowania, gdyż duża część grenlandzkiego PKB to pieniądze, które są przekazywane przez Danię. – Dokonują w trakcie tych wyborów wyboru pomiędzy byciem surowcowym Eldorado a pozostaniem bastionem zielonej rewolucji – dodaje.ZOBACZ RÓWNIEŻ: Siła oddziaływania Trumpa. Po 500 latach z herbu Danii znika ważny symbolJak zaznacza, za tą drugą opcją opowiada się wysuwająca się na prowadzenie partia Wspólnoty Inuitów, która uważa, że ochrona środowiska oraz kwestie kulturowe są najważniejsze. Z kolei – zauważa – partie drugorzędne mówią o tym, że trzeba pomyśleć nad sprzedażą surowców, co da krajowi niezależność finansową.ZOBACZ RÓWNIEŻ: Premier ostro odpowiada Trumpowi. „Nie jesteśmy na sprzedaż”Niepodległa Grenlandia? Ekspert uważa, że zapowiadane referendum raczej się odbędzie, ale sama niepodległość możliwa byłaby za dziesięć lub nawet dwadzieścia lat, ze względu na procedury związane ze zgodą Danii i inne przygotowania.Pytany o to, jak Grenlandczycy postrzegają Duńczyków, mówi, że jest to zróżnicowane, ale powszechne jest sformułowanie „duński kolonializm”, które ma negatywny wydźwięk. – Oni postrzegają Danię jako państwo najeźdźców, które pozbawiło ich części praw, części siebie i oni teraz chcą to przywrócić, chcą o to walczyć – mówi ekspert, dodając, że stosunki pomiędzy Danią a Grenlandią są coraz gorsze.Jako przykład podaje odwołanie w minionym roku w ostatniej chwili przez grenlandzkiego premiera spotkania z duńskim królem, co było postrzegane w Danii, jako wręcz „oplucie monarchy” i okazanie braku szacunku, w momencie, gdy w narracji Donalda Trumpa pojawiło się włączenie Grenlandii do USA.– Grenlandczycy wiedzą, że mają swoją kulturę i historię. Nie czują się Duńczykami – podkreśla. „Chcemy odciąć się od Trumpidła”Ekspert wyraża jednak wątpliwości związane z uzyskaniem niepodległości. – Oni i tak będą zależni finansowo przez dłuższy czas. Przecież nawet w wypadku wydobycia surowców będą potrzebowali środków. Dotacje mogłyby płynąć z Danii, USA, ewentualnie z Chin, które byłyby zainteresowane kwestią infrastruktury – mówi.Zdaniem eksperta w przypadku Grenlandii niepodległość może wywołać więcej zagrożeń niż korzyści. – Oni mówią „chcemy odciąć się od Trumpidła”, ale tak naprawdę będą zależni od obcych mocarstw, więc ten duński kolonializm zostanie zastąpiony przez jakiś inny – wskazuje. „Straumatyzowany wielkolud”Grenlandia – jak zauważa – boryka się z różnymi problemami, zwłaszcza z traumą pokoleniową i strachem przed Ameryką oraz obcymi mocarstwami. – Sformułowanie, że Grenlandia to straumatyzowany wielkolud jest bardzo trafne – mówi ekspert, dodając, że medialne doniesienia mówią o bardzo dużym społecznym problemie z alkoholem czy o kwestii bezrobocia. – Nie jest aż tak kolorowo, jak może się wydawać – podkreśla. CZYTAJ TEŻ: Trump chce zająć autonomiczne terytorium Danii. „Absolutna konieczność”Młodzi chcą lepszego życia Gibała mówi, że grenlandzkie władze chcą zachęcać młodych, by pozostali na wyspie, ale młodzi chcą żyć lepiej i często decydują się na przeprowadzkę do Danii. – Dania daje możliwości. Poza tym oni wiedzą, że Dania dotuje Grenlandię, znają duński język, więc podążają za perspektywą lepszego życia – podkreśla, zaznaczając, że młodych mieszkańców Grenlandii kusi także dobry duński socjal i możliwość osiągnięcia lepszej pozycji na rynku pracy. Dążenia związane z niepodległością wynikają także z przywiązania do kultury, tradycji i lokalnych języków oraz wzrostu wspomnianego straumatyzowania. – Do dziś Grenlandczycy pamiętają o temacie wkładek aborcyjnych dla grenlandzkich kobiet. To jest dla nich bardzo traumatyczna i kontrowersyjna sprawa i mają w związku z tym żal do Duńczyków – wskazuje.ZOBACZ TAKŻE: Przymusowa antykoncepcja. Mroźne państwo wypłaci odszkodowanie – Jednak Grenlandia w tej chwili bez Danii nie istnieje, a ma być bez niej niepodległa. To rodzi zatem pytanie o to, czy poziom życia mieszkańców wyspy nie ulegnie pogorszeniu. Sprzedaż surowców nie jest również czymś oczywistym, bo dla wielu Grenlandczyków ochrona środowiska jest szalenie ważna – podkreśla ekspert. – Typowy Grenlandczyk to dziś człowiek zbuntowany, ale jednak w środku smutny, bo nie wie, jaka czeka go przyszłość – mówi. Kto wygra wybory na Grenalandii? Największym poparciem cieszy się partia Wspólnota Inuitów, która podkreśla konieczność ochrony środowiska. Partia zyskała 40 procent.Z kolei osiągająca sondażowe wyniki 20-25 procent poparcia partia Simut zainwestowała 28 milionów euro w ostatnich latach w modernizację infrastruktury stolicy. – Ta partia duży nacisk kładzie na dobre relacje z Danią i akcentuje potrzebę dalszego wsparcia ze strony tego państwa, bez którego Grenlandia nie będzie mogła osiągnąć wielu rzeczy – mówi Mateusz Gibała.Kolejną partią jest centrowa Nalerak, promująca równowagę między autonomią i niepodległością, a także koncentruje się na rybołówstwie, które generuje 90 procent PKB wyspy. O tym są te wybory Kluczową kwestią – zdaniem eksperta – są relacje z Danią, która subsydiuje kraj kwotą 500 milionów euro rocznie, co stanowi 60 procent budżetu. Na drugim miejscu znajduje się sprawa zmian klimatycznych oraz aspiracje Donalda Trumpa. – Grenlandczycy nie chcą skupiać się na Trumpie, boją się, że on jest na tyle sprytny, że przy ewentualnych interesach mógłby ich wykiwać – wskazuje. Jak mówi wielu Grenlandczyków określa Trumpa jako „dziada ze schizofrenią”. Według badań aż 80 procent mieszkańców Grenlandii sprzeciwia się włączeniu wyspy do Stanów Zjednoczonych. CZYTAJ TAKŻE: Eksperyment na dzieciach, wiele z nich zmarło. Premier Danii przepraszaTrzy scenariusze dla Grenlandii– Niechęć wobec USA może wpłynąć także na wynik tych wyborów – podkreśla Gibała i wskazuje trzy potencjalne scenariusze.Pierwszym jest pozostanie autonomią w ramach Danii. Drugą jest niepodległość, a trzecim stagnacja. Ekspert wskazuje, że droga do potencjalnej niepodległości byłaby długa.– Mowa o dziesięciu, a nawet dwudziestu latach. To nie jest proste – konieczne są inwestycje w gospodarkę. Myślę, że samo referendum może się odbyć około 2030 roku – mówi, zaznaczając, że istnieje ryzyko, że Rosja i Chiny mogłyby próbować wpłynąć na wyniki tego referendum, gdyż niepodległość Grenlandii leży w ich interesie.