Jak się bawiono w poprzedniej epoce? Karnawał w czasach PRL był dla obywateli tamtych czasów doskonałą i dodatkową okazją, by się bawić. Ówczesne władze również potrafiły wykorzystać ten czas, by pokazać, że „dba” o swoich obywateli. Polacy bawili się m.in. na balach przodowników pracy, a nawet naturystów. Co było główną atrakcją karnawałowych zabaw i jakie czasem naprawdę trudne wyzwania stawały przed prowadzącymi je wodzirejami? W czasach PRL Polacy bawili się chętnie i często. Karnawał był tym czasem, gdy zarówno prywatek, jak i zorganizowanych bali było jednak dużo więcej. Wielu obywateli nie wyobrażało sobie wręcz, by właśnie zimą nie ruszyć, choć na jeden bal czy dancing. Zabawy i te w dużych miastach, ale też w mniejszych miasteczkach czy na wsiach cieszyły się sporym zainteresowaniem.Zabawa czasów PRL. Jedna z nielicznych rozrywekDla wielu obywateli czasów PRL karnawałowa zabawa była tak naprawdę jedną z nielicznych rozrywek, z jakich w tamtym czasie, nieco szarym i ponurym, można było skorzystać. Miejsc, w których można było potańczyć, pobawić się i spędzić czas ze znajomymi w pierwszych dekadach PRL było niewiele. Wiele z nich zaczęło tworzyć się i zdobywać popularność dopiero pod koniec lat 60.Nocne i zabawowe życie Polaków często toczyło się, więc w prywatnych mieszkaniach na tzw. domówkach. – W czasach PRL bawiliśmy się różnie. Każdy z pewnością ma jakieś wspomnienia z domówek, ale też imprez w lokalach. Tych drugich rzeczywiście było zdecydowanie mniej. Imprezy w domach były zresztą pewnego rodzaju tradycją. Często nie świętowało się urodzin, ale imieniny. Na takie prywatki czy to z okazji jubileuszu, czy też karnawału każdy przynosił coś do jedzenia i picia. Nawet jeśli mieszkanie było małych rozmiarów, dało się nie tylko potańczyć, ale całkiem nieźle wyszaleć – opowiada Wojciech Przylipiak, autor książki „Kelnerki, barmani, wodzireje”.Bale karnawałowe alternatywa dla domówek w PRLAlternatywą dla domówek, zwłaszcza w trakcie karnawału, były od pewnego czasu licznie organizowane potańcówki, a także – a może przede wszystkim – bale. Władze czasów PRL również zabawę postanowiły wykorzystać do celów propagandowych. Wiele imprez tamtych czasów organizowały zakłady pracy a dokładnie wyznaczone w nich osoby. Działały specjalne komitety zakładowe, które organizowały bale dla swoich kolegów i koleżanek. Bywało, że jeden zakład „współpracował” w kwestii balu z innym znajdującym się w pobliżu lub z tej samej albo podobnej branży. Czytaj też: Cytrusy w PRL. Gomułka ich nienawidził, Polacy kochaliPrzykładowo zakłady mleczarskie gościły na balu kolegów i koleżanki z lokalnych piekarni czy masarni, ślusarze bawili się z branżą mechaniczną, a chłopi z robotnikami.Przodowników pracy, przebierańców, naturystówBale nosiły nazwy wzięte zazwyczaj od branży, która się na nim bawiła. Nie brakowało, więc bali hutników, robotników, nauczycieli czy górników. Odbywały się także imprezy literatów lub osób, które miały podobną pasję np. podróżników, a nawet naturystów. Na balach osób z danej branży panie zakładały eleganckie sukienki, szpilki, a panowie, jeśli oczywiście istniała taka możliwość, ubierali się w galowe mundury np. strażaka lub górnika. Jeśli ich zawód takowego nie miał, wtedy decydowano się rzecz jasna na elegancki garnitur. Z racji tego, że w sklepach w czasach PRL wielu rzeczy brakowało, w tym również kosmetyków, panie korzystały z domowych sposobów na karnawałowe charakteryzacje. Jakich? Gdy brakowało brokatu, którym można było posypać włosy, rozbijały choinkową bombkę i dzięki temu otrzymywały potrzebny im produkt do makijażu.W czasach PRL odbywało się również bardzo dużo zabaw tematycznych i balów przebierańców. – Rzeczywiście Polacy w czasach PRL uwielbiali się przebierać w stroje księżniczek, żołnierzy z dawnych epok czy postaci z bajek. W każdym większym mieście działała jedna lub dwie wypożyczalnie strojów, w których można było coś odpowiedniego znaleźć, ale często uczestnicy takich zabaw sami szyli i ozdabiali swoje stroje – opowiada Przylipiak.Konfetti z dziurkacza, brokat z bombki choinkowejKarnawałowe bale i zabawy czasów PRL odbywały się w mniejszych i większych obiektach oraz lokalach gastronomicznych. W Warszawie m.in. w Pałacu Kultury i Nauki praz takich hotelach jak Bristol albo Victoria. W mniejszych miastach pobawić się można było w hotelach, domach kultury, a także świetlicach i remizach. Te ostatnie były często nieogrzewane, a zimy czasów PRL dosyć srogie. Dlatego też uczestnicy często pląsali na parkiecie w kozakach lub gumofilcach.Czytaj także: Stacz kolejkowy, kartki, towar spod lady. Tak wyglądał handel w czasach PRLDekoracje sal były jednym z zadań powierzonych organizatorom albo wspomnianym wcześniej osobom z komitetów zakładowych, które były odpowiedzialne za zabawy. Najczęściej wykorzystywano w tym celu balony, serpentyny i anielskie włosy, które zbierano z rozebranych po świętach choinek. Innym „produktem” zbieranym skrupulatnie było konfetti. To z kolei przygotowywano za pomocą dziurkacza z kartek w kratkę lub linię. W sezonie karnawałowym kioski wyprzedawały nie tylko serpentyny, ale i lusterka ozdobione zdjęciem gwiazd powojennego kina. To był modny gadżet, przy pomocy którego na sali balowej można było poprawić makijaż albo fryzurę.Atrakcje bali czasów PRL. Popisy cyrkowców i striptizAtrakcją balów karnawałowych były występy artystyczne, popisy cyrkowe albo magiczne sztuczki. W lokalach gastronomicznych, na balach, które nie były organizowane przez zakłady pracy, pojawiła się jeszcze jedna modna, choć z dzisiejszej perspektywy kontrowersyjna rozrywka. Był nią striptiz. Legenda czasów PRL głosi, że pierwszy odbył się w kultowym konglomeracie gastronomiczno-rozrywkowym, czyli szczecińskiej Kaskadzie.– Nie był tak naprawdę pierwszym, bo ten rodzaj rozrywki na imprezach praktykowano już wcześniej, ale tak się przyjęło, że to właśnie tam po raz pierwszy i oficjalnie miał miejsce – mówi Przylipiak. O tym, że była to ważna część programów artystycznych i kojarzona z dancingami czy zabawami czasów PRL świadczą również kadry z filmu „Wodzirej” Feliksa Falka czy serialu Stanisława Barei „Alternatywy 4”, gdzie jedna z mieszkanek bloku dorabia w ten sposób, by móc kupić sobie mieszkanie.– To była bardzo ważna część programu artystycznego w tamtych czasach, która wbrew pozorom nie była bardzo wulgarna, ale miała wpisywać się w to, co działo się na scenie. Sprawiała organizatorom sporo problemów, bo pań chętnych, by to robić, nie było zbyt wiele. Te, które występowały też nie za bardzo chciały przechodzić szkolenia, jak to robić profesjonalnie, dlatego też czasem przeradzało się to w małą komedię, bo przykładowo stanik nie chciał się rozpiąć – opowiada Przylipiak.Festiwal striptizów rozpoczął się na fali odwilży w 1956 roku. Można je było zobaczyć m.in. w krakowskim Feniksie, warszawskiej Stodole, która znajdował się jeszcze w baraku na Emilii Plater, a nawet podczas noworocznej imprezy w Filharmonii Warszawskiej oraz ekskluzywnej restauracji Kongresowa w PKiN, tej, w której właśnie występowała Ewa z serialu „Alternatywy 4”. Pod koniec lat 80. striptiz stał się już sztampową rozrywką, która powoli przestawała bawić.Czytaj też: „Bukiet dla pana z jednym jajem!”, czyli złota era barów mlecznychW 1986 roku „Społemowiec Warszawski” pisał o nim tak: „Sztampowy, schematyczny występ z obowiązkowym striptizem na zakończenie sprawił, że rozrywka w lokalach gastronomicznych od razu kojarzy się nam z kiczem i chałturą”.„Człowiek instytucja”, czyli wodzirejNa bale karnawałowe obywatele czasów PRL wybierali się zazwyczaj w parach. Co, jeśli ktoś jej nie miał? Mógł wybrać się na zabawę, która dziś określona by została mianem „balu dla singli”, a wówczas nosiła zazwyczaj nazwę „balu samotnych serc”. Uczestnicy na wejściu otrzymywali kotyliony i losowo łączyli się w pary. To właśnie z tą osobą mogli bawić się przez całą noc, ale też lepiej poznać i być może związać na całe życie. Podczas wielu zabaw karnawałowych wybierano Króla i Królową Balu. Zwycięzcy otrzymywali szarfę, koronę a czasem też drobne upominki. Wybory, program artystyczny i zabawy, które miały miejsce podczas balu prowadził wodzirej.To do dziś uznawany za kultowego „człowiek instytucja”, bez którego chyba nikt w czasach PRL nie wyobrażał sobie karnawałowego balu. Nieżyjący już Bohdan Krzywicki był jednym z najbardziej rozpoznawalnych wodzirejów w kraju. Prowadził bale m.in. w KC PZPR, słynnych hotelach, a nawet na słynnym MS „Batory”.– Kiedy zacząłem pracę na tym statku, okazało się, że oficer rozrywkowy, bo taki tytuł otrzymałem, jest praktycznie od wszystkiego. Do moich obowiązków należała organizacja wieczorków tanecznych, balów, koncertów, mszy. Opiekowałem się zwierzętami gości. Podlegali mi także kelnerzy, muzycy i inny personel – wspominał Bohdan Krzywicki.Jak mówił, organizacja nie należała do najłatwiejszych, bo przykładowo na Wielkim Balu kelnerzy i kelnerki tańczyli mazura w balecie, w kostiumach ze „Strasznego dworu”. – Nie tylko prowadziłem te bale, ale też śpiewałem i wygłaszałem monologi. Kiedy na koniec imprezy kelnerzy wnosili płonące lody, śpiewałem piosenkę „Lecą świetliki, lecą, lecą…” i to był taki spektakularny moment, który się wszystkim bardzo podobał – opowiadał Krzywicki.Mimo że na co dzień pracował jako aktor, to właśnie zawód wodzireja stał się jego wizytówką i jak przyznawał ratunkiem w kiepskich sytuacjach finansowych. – Otrzymywałem wiele propozycji prowadzenia balów andrzejkowych, sylwestrowych czy karnawałowych. Początkowo na każdy z nich układałem oddzielny program, ale potem, by ułatwić sobie życie, opracowałem uniwersalny. Najpierw witałem wszystkich w kilku językach, a potem zapraszałem w podróż z tańcem dookoła świata – wspominał wodzirej.Czytaj też: „U Maxima w Gdyni…”, czyli legendarne lokale czasów PRLZazwyczaj zaczynał od tanga, w którym panie wybierały panów, potem zapowiadał, że cała sala wsiada do autobusu i rusza na Okęcie, gdzie przesiada się w samolot i leci do Wiednia. – A tam od ponad stu lat króluje walc. I cała sala tańczy i nuci „Nad pięknym modrym Dunajem”. Po tym walcu zabierałem gości w kolejne rejony świata i tańczyliśmy m.in. charlestona, walca angielskiego, rock’n’rolla. Zachęcałem, by panowie prawili paniom komplementy, mówili czułe słowa, szepcząc w ramach żartu: „Ach, jakie masz piękne, wielkie oczy, jedno większe od drugiego”. I tak to szło. Goście nigdy się za żarty nie obrażali i świetnie bawili – mówił Krzywicki.Bywało, że musiał zmierzyć się z dosyć trudnymi zadaniami. – Pamiętam, jak przyszedłem prowadzić bal, a kierownik mówi, że goście są na dwóch salach – jednej na pierwszym, drugiej na drugim piętrze. Musiałem się wtedy wykazać niezłą kondycją i biegać po tych piętrach – wspominał.Zadanie specjalne dla wodzireja i szal z serpentynyKiedyś, jak opowiadał, kierownik sali poprosił go o pomoc. Przyznał, że na każdym balu ginie mu porcelana, sztućce. Wszystko to wynosili klienci, a lokal ponosił przez to ogromne straty. – Miałem powiedzieć publiczności, by tego nie robiła. W pierwszej chwili odmówiłem, ale poszedłem do garderoby i wpadłem na pomysł, że wygłoszę żartobliwy wierszyk. Brzmiał tak: „W walca tonach, w tangach dźwiękach, mija ta czarowna noc. Pozostanie w nas piosenka a z piosenką wspomnień moc. Czyjeś oczy, czyjeś usta, jakiś uśmiech pięknych lic. To ze sobą weźmiesz dzisiaj, lecz nic więcej, więcej nic. O to państwa proszę”. Kierownik lokalu był zachwycony. Dzień po balu przyniósł mi butelkę koniaku i powiedział, że pierwszy raz nic mu nie zginęło. Wierszyk poskutkował – opowiadał Krzywicki.Bohdan Krzywicki pojawił się w „Wodzireju” Feliksa Falka. W filmie tym zagrał Majera, któremu Lutek Danielak (Jerzy Stuhr) chce odebrać prowadzenie balu. Pytany o to, jaki ma przepis na udaną zabawę, odpowiadał, że to nie publiczność dopasowuje się do wodzireja, tylko on do niej. – Wtedy wszystko się uda – uważał.Chętnych na zabawę podczas karnawału w czasach PRL nie brakowało. Socjalistyczna prasa uważała je za swój sukces i donosiła ze chociażby w 1970 roku warszawiacy przywitali nowy rok na 200 balach, a w karnawale było ich dużo więcej. Każda sobota karnawału, a zwłaszcza ta ostatnia była dokumentowana w prasie, radiu czy telewizji. Pokazywano kadry z przygotowań u fryzjerów lub kosmetyczek, a także tańce na parkiecie czy ściskających się dyrektorów zakładów z pracownikami. Wielu obywateli czasów PRL z karnawałowego balu wracało nie tylko w szampańskich nastrojach, ale z balonikiem w dłoni lub owiniętą wokół szyi serpentyną.