Prof. Adam Leszczyński w rozmowie z TVP.Info. – Na pewno niesprawiedliwe jest stawianie wszystkich partyzantów antykomunistycznych w jednym szeregu. To byli bardzo różni ludzie. A niektórzy z nich, niestety, mają na sumieniu zbrodnie. Są bardzo dobrze udokumentowane. Bohaterów trzeba wybierać ostrożnie, mając pewność, że zasługują na cześć – mówił prof. Adam Leszczyński, historyk i dyrektor Instytutu Myśli Politycznej im. Gabriela Narutowicza. 1 marca obchodzimy Narodowy Dzień Pamięci „Żołnierzy Wyklętych”. Czy Instytut Myśli Politycznej im. Gabriela Narutowicza planuje organizację obchodów Dnia Żołnierzy Wyklętych? Nie organizujemy uroczystości rocznicowych. Jeżeli obchodzimy rocznice, to za pomocą publikacji. Dlaczego? Jesteśmy bardzo niewielką instytucją, która zajmuje się edukacją i publikacjami, a także organizowaniem spotkań i dyskusji. Obchody organizują inne instytucje, takie jak IPN. W najbliższych miesiącach wydamy np. świetną książkę prof. Kazimierza Przybysza o tworzonych podczas okupacji projektach politycznych odbudowy państwa polskiego po wojnie. A czy organizacja takich obchodów przez państwo ma sens? Polska polityka pamięci porusza się od rocznicy do rocznicy. A przecież są tematy, którymi trzeba zajmować się konsekwentnie. Dzień Żołnierzy Wyklętych to święto powołane niedawno — w 2011. Zobacz także: Szef MON o żołnierzach wyklętych: Bez nich Polska by się nie odrodziłaDzień Żołnierzy Wyklętych stawia wszystkich partyzantów w jednym szeregu. Jednak część z nich była przecież zbrodniarzami, np. Romuald Rajs ps. „Bury” czy Józef Kuraś ps. „Ogień”. Na pewno niesprawiedliwe jest stawianie wszystkich partyzantów antykomunistycznych w jednym szeregu. To byli bardzo różni ludzie. A niektórzy z nich, niestety, mają na sumieniu zbrodnie. Są bardzo dobrze udokumentowane. Bohaterów trzeba wybierać ostrożnie, mając pewność, że zasługują na cześć. Wrzucanie ich do jednego worka godzi w pamięć większości AK-owców? Często są to bohaterzy, którzy antagonizują wspólnoty lokalne. To jest np. przypadek Józefa Kurasia „Ognia”. Przede wszystkim są to ludzie zasługujący na zniuansowaną ocenę historyków, jednak mogą się nie nadawać do czczenia przez państwo. Moim zdaniem należy wybierać bohaterów, którzy nie budzą tego rodzaju sporów. Czy tak należy odczytywać ustanowienie Narodowego Dnia Pamięci Żołnierzy Armii Krajowej, który pierwszy raz obchodziliśmy w tym roku 14 lutego? To jest efekt polityki historycznej, którą posługiwał się rząd Zjednoczonej Prawicy. Wtedy państwo podkreślało znaczenie i wagę oporu zbrojnego przeciwko komunizmowi. Ignorując lub umniejszając znaczenie walki o charakterze politycznym i cywilnym. A przecież powojenny PSL był większym wyzwaniem dla władzy komunistycznej niż relatywnie niewielka liczba partyzantów. Zobacz też: Lewica: Nie można gloryfikować „wyklętych”, którzy mają zbrodnie na sumieniuCzy ważne rocznice i obchody w Polsce są skazane na upolitycznienie? Tak jak np. 1 maja dla środowisk lewicowych, czy 11 listopada dla nacjonalistów? Pamięć o przeszłości jest polityczna i nie ma co od tego uciekać. Polacy mają różne poglądy polityczne i różne spojrzenia na historię. Utopią jest przekonanie, że wszyscy będziemy mieć tych samych bohaterów. Postacie historyczne w Polsce zawsze budziły emocje, poczynając od Stanisława Augusta, a kończąc na Józefie Piłsudskim czy Lechu Wałęsie. Oceny w różnych środowiskach politycznych bywają skrajnie różne. Z biegiem czasu te spory przygasają, ale na ich miejsce pojawiają się nowe. To nie jest nic nadzwyczajnego, że ludzie spierają się o pamięć. Gdzie w tym sporze ma ustawić się państwo? Które rocznice ma obchodzić, a które nie? Państwo powinno wybierać takich bohaterów, którzy bardziej łączą, niż dzielą i symbolizują przywiązanie do wartości demokratycznych i obywatelskich naszego państwa. Selekcja tych bohaterów jest zadaniem dla polityki państwa. Czytaj więcej: NIK już kończy raport. „Fundusz Patriotyczny rozdał ponad 100 mln zł”Wykorzystywanie pamięci historycznej to chyba nic nowego? To samo robiły władze PRL-u organizując huczne obchody chrztu Polski, czy wygranej bitwy pod Grunwaldem wykorzystując niemiecki resentyment do legitymizacji swojej władzy. To samo robiły też władze przedwojenne ustanawiając 11 listopada świętem niepodległości. Wtedy ówczesne środowiska (np. związane z narodową demokracją) uznały to za rodzaj politycznej manipulacji. To jest element polityki rządu i tak to należy traktować. Osobną kwestią są spory i opinie akademickie, które powinny rzutować na to co politycy mogą robić. Jeśli dowiadujemy się np. o nowych faktach w wyniku badań historycznych, że człowiek, którego mieliśmy za bohatera ma kontrowersyjne punkty w swojej biografii, to należy brać to pod uwagę. W takim razie, w jaki sposób państwo powinno prowadzić politykę historyczną? Pisałem i mówiłem wielokrotnie, że w mojej opinii państwo liberalne powinno prowadzić tę politykę w wersji minimum. Tak, żeby zostawiać duże pole do debaty publicznej. Po latach bardzo jednostronnej polityki historycznej potrzebujemy jednak pewnej kontry wobec niej. Trzeba przypomnieć, że nie tylko postacie wybierane przez Zjednoczoną Prawicę były bohaterami w historii Polski. Były też inne podejścia do niepodległości i patriotyzmu. I wcale nie były gorsze, były po prostu inne. Potrzebujemy przywrócenia proporcji po latach jej zaburzania przez rządzących. Gdzie ich szukać? W innych tradycjach politycznych? Zjednoczona Prawica propagowała przede wszystkim tradycję obozu narodowego i środowisk nacjonalistycznych, np. ONR-u, albo części obozu sanacyjnego. Musimy sięgnąć po historię PPS-u, PSL-u i rozmaitych partii centrum. Te nurty powinny zostać przywrócone pamięci i mieć miejsce w polityce historycznej rządu polskiego. Zobacz również: Prezydent złożył hołd żołnierzom wyklętym. „Dziękuję wspaniałym bohaterom”