Psycholożka o sprawie głodzonej 3,5-letniej Helenki. Jeśli przekonania lub wartości rodziców krzywdzą dziecko i ograniczają jego prawidłowy rozwój, to dziecko jak najszybciej powinno otrzymać odpowiednie wsparcie, a rodzic powinien ponieść tego konsekwencje – mówi, komentując sprawę 3,5-letniej Helenki, psycholożka Justyna Żukowska-Gołębiewska. Justyna Żukowska-Gołębiewska – psycholożka, terapeutka, liderka koalicji na rzecz poprawy sytuacji alimentacyjnej w Polsce, koordynatorka programu psychologicznego programu „Młode Głowy” Fundacji Unaweza. ***Anna J.Dudek: W grudniu do szpitala trafiła 3,5-roczna Helenka. Dziewczynka była nieomal zagłodzona, rodzice stosowali skrajną dietę. Dziecko nie miało także bilansu 3-latka i szczepień. Taki rodzaj zaniedbania to przemoc? Justyna Żukowska-Gołębiewska: Sytuacja Helenki, która trafiła do szpitala w takim stanie, jest zdecydowanie zaniedbaniem ze strony rodziców. Wegańska dieta może być zdrowa, ale musi być odpowiednio zbilansowana, zwłaszcza w przypadku tak małych dzieci. W tym wieku dzieci potrzebują różnorodnych składników odżywczych do prawidłowego rozwoju. Brak bilansu 3-latka i szczepień wskazuje na poważne zaniedbanie podstawowych potrzeb zdrowotnych dziecka. Odpowiedzialność rodzicielska obejmuje dbanie o zdrowie i bezpieczeństwo dziecka zgodnie z aktualną wiedzą naukową, a nie osobistymi przekonaniami rodziców. W tym przypadku doszło do poważnych uchybień. Przemocy? Wiele osób nie postrzega zaniedbania jako formy przemocy, ponieważ nie wiąże się ono bezpośrednio z fizycznym lub emocjonalnym krzywdzeniem dziecka. Jednak zaniedbanie może być równie szkodliwe, jak każda inna przemoc. Dziecko, które nie otrzymuje odpowiedniej opieki, może cierpieć w sposób subtelny, ale długotrwały. To może prowadzić do problemów zdrowotnych, emocjonalnych i rozwojowych, które będą miały wpływ na całe życie. Na czym polega zaniedbanie? Jak? Jeśli zauważamy, że dziecko może być niedożywione, niepoddawane diagnozie specjalistycznej pomimo występowania symptomów choroby czy zaburzeń rozwoju, mieć nieleczone choroby, brak szczepień lub nieodpowiednią higienę osobistą, to jest to poważny sygnał, że to dziecko może doświadczać zaniedbania.Ponadto dziecko może być narażone na niebezpieczeństwo, np. przebywać w niebezpiecznym otoczeniu, nie mieć odpowiedniego nadzoru dorosłych, nie uczęszczać do szkoły lub mieć poważne braki w edukacji, nie otrzymując wsparcia w nauce. Oczywiste, że to może mieć negatywne skutki dla dzieci. Jakie? Dzieci zaniedbane mogą wykazywać objawy lęku, depresji, niskiego poczucia własnej wartości, a także nieumiejętność nawiązywania relacji z rówieśnikami. Częstym objawem zaniedbania jest również ignorowanie przez rodziców emocjonalnych potrzeb dziecka, co prowadzi do braku wsparcia i bliskości. Pamiętajmy, że dziecko nie jest ani własnością rodzica, ani królikiem doświadczalnym dla ich przekonań czy wartości. Jeśli przekonania lub wartości rodziców krzywdzą dziecko i ograniczają jego prawidłowy rozwój, to dziecko jak najszybciej powinno otrzymać odpowiednie wsparcie, a rodzic powinien ponieść tego konsekwencje. W prawie obowiązuje kategoria „władzy rodzicielskiej”. Wiele środowisk od lat lobbuje, by zamienić ją na „odpowiedzialność” rodzicielską. Dlaczego to istotne? To zmienia perspektywę i przypomina rodzicom, że ich działania mają bezpośredni wpływ na przyszłość ich dzieci. Od lat wnioskuję przy okazji różnych posiedzeń zespołów eksperckich czy konferencji o zmianę tego terminu. Helenka jest przykładem dziecka, które po prostu zniknęło z systemu. Takich dzieci jest więcej. Jak to możliwe? To, że dzieci znikają z systemu, to nie jakaś tajemnica poliszynela i niestety, póki co, standardy ochrony małoletnich temu nie zapobiegły. Możemy tu spekulować, czy w danych placówkach są jedynie na papierze, czy te placówki jeszcze „nie dotarły” do tego dziecka, a może dotarły i wysłały ponaglenia, ale nic się z tym dalej ze względu na biurokrację nie zadziało. Często wynika to z różnych luk w systemie ochrony dzieci. Mogą to być niewystarczające zgłoszenia od sąsiadów, brak koordynacji między instytucjami, a także niedostateczna liczba pracowników, którzy mogliby monitorować sytuacje dzieci w trudnych warunkach. „Władza rodzicielska” nie jest absolutna – powinna być zawsze związana z odpowiedzialnością za dobro dziecka. Kiedy ta odpowiedzialność nie jest realizowana, potrzebna jest interwencja z zewnątrz. Ta może być teraz łatwiejsza dzięki wprowadzeniu w ubiegłym roku, po śmierci Kamilka z Częstochowy, standardów ochrony małoletnich, które wprowadzają szereg regulacji pozwalających na lepsze monitorowanie sytuacji dziecka i szybsze reagowanie. Standardy działają? Standardy ochrony małoletnich istnieją, ale ich skuteczność często jest ograniczona przez wiele czynników, takich jak zasoby, szkolenia pracowników danej instytucji/placówki czy dostępu do informacji. W wielu przypadkach brakuje odpowiednich środków do interwencji, a procedury mogą być zbyt skomplikowane, co prowadzi do opóźnień w podejmowaniu działań. Ważne jest, aby system był elastyczny i reagował na konkretne potrzeby dzieci oraz ich rodzin. Tylko u nas: Sprawa Kamilka. „Co roku 30-40 dzieci zostaje zakatowanych przez bliskich”Niemniej ważne, a może nawet ważniejsze, są reakcje najbliższego środowiska. Kiedy dochodzi do tragedii – której można było zapobiec – sąsiedzi mówią, że „słyszeli krzyki”, ale nie reagowali. Skąd ta bierność, kiedy może chodzić o krzywdę dziecka? Pamiętajmy też o wciąż obecnym ostracyzmie społecznym i wykluczeniu sygnalistów. Dopóki nie będziemy obdarzać ich szacunkiem i dziękować za odwagę, na którą się zdobyli, żeby zainterweniować, nie będziemy mieli społeczeństwa uważnego i gotowego do podejmowania działań i żadne kampanie tego nie zmienią. Ważne jest, aby społeczeństwo edukować w zakresie odpowiedzialności wobec innych i zachęcać do zgłaszania niepokojących sytuacji, ponieważ ich interwencja może uratować życie dziecka. Natomiast ta edukacja powinna również zmieniać postawy społeczne wobec relacji społecznych na ujawnienie. To tutaj mamy największy kłopot. Niektórzy pamiętają jeszcze z naszej historii kraju czasy, gdy informowanie służb o tym co robią inni obywatele, było „donoszeniem”. Nie możemy ignorować wpływu tych doświadczeń na dzisiejsze postawy Polaków. Te postawy są w dużej mierze kształtowane przez media społecznościowe, w których pokazujemy wiele aspektów naszego życia. Także – dzieci. Niektórzy ujawniają intymne sprawy dziecka, wrzucają rozmaite zdjęcia, używają dzieci do zarabiania. Dotyczy to głównie tzw. influencerów. Co z tym zrobić?W miarę jak media społecznościowe zyskują na popularności, pojawiają się pytania dotyczące etyki, bezpieczeństwa i długoterminowych skutków takich działań. Jednym z głównych pytań, jakie zadają eksperci i obserwatorzy dotyczących wykorzystywania wizerunku dzieci w mediach społecznościowych, jest kwestia bezpieczeństwa. Psycholodzy zwracają uwagę na ryzyko związane z udostępnianiem informacji i zdjęć dzieci w Internecie. Często nie myślimy o tym, że dzieci mogą być narażone na niebezpieczeństwa takie jak cyberprzemoc, grooming (manipulacja ze strony dorosłych) czy kradzież tożsamości. Specjaliści zalecają, aby rodzice dokładnie rozważali, jakie treści publikują i jak mogą one wpłynąć na bezpieczeństwo ich dzieci. A prawo dzieci do prywatności? No właśnie. Dzieci nie mają jeszcze pełnej zdolności do podejmowania świadomych decyzji dotyczących publikacji swojego wizerunku. Zatem eksperci podkreślają, że rodzice powinni być odpowiedzialni za ochronę prywatności swoich dzieci i unikać publikowania treści, które mogą być dla nich nieodpowiednie lub krępujące. Istnieje potrzeba wyważenia między chęcią dzielenia się życiem rodzinnym a szacunkiem dla autonomii dziecka. Czy zdjęcia z wakacji, na których widzimy influencerkę z kilkulatkiem bez koszulki i w samych spodenkach jest naprawdę tym, co każdy powinien oglądać? Badania wskazują, że dzieci, które są regularnie wystawiane na publiczny wizerunek, mogą doświadczać różnych skutków emocjonalnych. Mogą czuć się obciążone oczekiwaniami związanymi z ich wizerunkiem oraz presją, by dostosować się do ideałów przedstawianych w mediach społecznościowych. Specjaliści zwracają uwagę, że dzieci mogą mieć trudności w budowaniu zdrowego poczucia własnej wartości, kiedy ich wartość jest często mierzona przez „lajki” i publiczne uznanie. Warto zwrócić również uwagę na etykę influencerów publikujących treści związane z dziećmi. Istnieje potrzeba większej odpowiedzialności ze strony osób, które mają wpływ na innych, aby nie wykorzystywały dzieci w sposób, który może być szkodliwy. Etyczne podejście powinno obejmować respektowanie granic prywatności dzieci oraz unikanie sytuacji, w których dzieci są wykorzystywane do osiągania korzyści finansowych lub popularności. Jakie kroki można podjąć, by temu zapobiec? Być może warto byłoby wprowadzić taki kodeks etyczny twórców internetowych.Większość firm, które organizują castingi do reklamy czy filmu wymaga, aby dziecko posiadało zaświadczenie o braku przeciwwskazań do takiej aktywności od psychologa. Nie widzę powodów, aby udziału dzieci w budowaniu marki osobistej jego rodzica nie uznać za pracę na rzecz reklamy. Wielu psychologów i specjalistów w dziedzinie mediów społecznościowych podkreśla potrzebę edukacji zarówno rodziców, jak i dzieci w zakresie bezpiecznego korzystania z technologii. Zrozumienie konsekwencji publikacji wizerunku i informacji osobistych w Internecie może pomóc w podejmowaniu bardziej świadomych decyzji. Uświadamianie rodziców o zagrożeniach i odpowiedzialności, jaką niosą za wizerunek swoich dzieci, jest kluczowe, szczególnie w dobie rozwoju AI czy szeroko rozumianego środowiska online. Czytaj więcej: „Dlaczego tego nie przerwałaś? Podobało ci się?” Ofiara gwałtu czeka na sprawiedliwość