Rozmowa z Brytyjczykiem Edwardem Scottem. Edward Scott, dla znajomych Eddy. 28-letni brytyjski marynarz. Jego życiem był Atlantyk, opłynął go aż dziewięć razy. Ale wojna w Ukrainie zmieniła i jego życie. Pojechał, by pomagać ludziom. Przeżył atak rosyjskiego drona. Ale lekarze musieli amputować mu lewą rękę i nogę. Dziś, leżąc w szpitalnym łóżku w Kijowie, mówi: „nareszcie żyję, nareszcie wiem, że mam przyszłość”. Rozmawiamy trzy tygodnie po wypadku. Gdyby rosyjski dron uderzył 10 cm dalej, nigdy byśmy się nie spotkali. Wspomnienie momentu ataku za każdym razem wywołuje ogromne emocje.– Zobaczyłem kulę ognia. Samochód się zatrzymał. Wiedziałem, że w nas uderzyli, ale moja pierwsza myśl była taka, że musimy jechać dalej, bo zaatakują drugi raz. Próbowałem ruszyć, wrzucić bieg, wykonać jakiś ruch kierownicą. Nagle poczułem, jak moje ramię się przemieszcza. Zobaczyłem je na kierownicy. Pomyślałem: jest źle, nie patrz na ramię, patrz na nogi. Popatrzyłem w dół, a moja noga cała zmasakrowana. Nagle poczułem ogromny ból – opowiada.Weź samochód i przyjedź Eddy pochodzi z Shaftesbury w Dorset w Wielkiej. Do 2022 roku pracował przez kilka lat jako marynarz. Lubił swoje dawne życie. – Przeżyłem niesamowite rzeczy, byłem w pięknych miejscach. Zobaczyłem cały świat, ale czegoś mi w życiu brakowało.Kiedy rozpoczęła się wojna w Donbasie w 2014 roku, zaczął śledzić relacje Brytyjczyków, którzy wyjechali tam walczyć. Po wybuchu pełnoskalowej wojny w 2022 roku oglądał relacje w mediach społecznościowych wolontariuszy. – Nawiązałem z nimi kontakt. Powiedzieli: weź samochód i przyjedź, przydasz się. I tak się zaczęło – wspomina.Przyjechał do Ukrainy w październiku 2022 roku kupionym pick-upem. Planował zostać kilka miesięcy, zostawić Ukraińcom samochód i wrócić do swojego życia. Został.Przez pierwsze miesiące zajmował się dostarczaniem pomocy. Woził żywność, leki, wodę, generatory na tereny przyfrontowe. Zadań było dużo. W lipcu 2023 roku ukraińska organizacja BASE UE zaproponowała mu, by zajął się naprawą zniszczonych budynków i dróg na terytoriach okupowanych. – Pamiętam reperowanie dachu domu, wokół którego wszystko było zbombardowane, kompletnie zniszczone. W tym krajobrazie zniszczeń zobaczyłem tylko dwa domy. Na jednym z nich stałem ja. Dotarło do mnie, co to znaczy żyć na terytorium okupowanym. Nigdy też nie zapomnę, jak ci ludzie byli nam wdzięczni za pomoc. Ugościli nas, dali jedzenie na drogę. Taka jest Ukraina – przy tym całym horrorze ludzie mają w sobie tyle empatii – mówi Eddie.„Każdego dnia widzieliśmy nowe zniszczenia”W grudniu 2024 roku Eddy dołączył do zespołu ewakuującego cywilów z linii frontu. Jeździł do Pokrowska. To były dwutygodniowe zmiany. Ta, na której został zaatakowany, była jego drugą.To były trudne misje, widział setki twarzy, usłyszał dziesiątki historii ludzi, którym ta wojna odebrała wszystko. Widział jej najgorsze oblicze, śmierć i destrukcję. – Czasami mieliśmy kilka minut na ewakuacje, bo trwał ostrzał. Zdarzało się, że ludzie w pośpiechu wskakiwali do samochodów, mając ze sobą jedną torbę. Uciekali ze swoimi psami, kotami, tym, co mogli uratować. Ale czasem musieliśmy ich przekonywać, prosić, by z nami wyjechali.Pamiętam rodzinę z 6-letnią dziewczynką. Mieli bardzo dużo pakunków. Powiedzieliśmy im, że nie możemy tego wszystkiego zabrać, że to się nie zmieści. Ale przecież dla nich to było całe życie. Dziewczynka miała torbę z zabawkami, w której zamknęła swój mały, dziecięcy świat. Jakoś udało mi się wszystko zapakować. Wiedziałem, jaki to dla niej ważne – opowiada Eddy.– Wywiezienie tych ludzi z miejsca walk, ostrzałów, oznaczało dla nich życie. Widziałem, jak przeżywali, kiedy byli już w bezpiecznym miejscu – mówi. Widział też, jak Rosjanie każdego dnia równają z ziemią ukraińskie wsie i miasteczka. – Codziennie nowe zniszczenia. Jednego dnia jechaliśmy i budynki stały, a kilka dni później mijaliśmy już same gruzy – wspomina. Ale im dłużej tam był, tym bardziej czuł się z tym miejscem związany. „Uważajcie na drony!”30 stycznia Eddy pojechał przeprowadzić kolejne ewakuacje mieszkańców Pokrowska, miasta na południu obwodu Donieckiego, o które od początku wojny toczyły się walki. Siły rosyjskie mocno napierały na miasto, trwał ostrzał artyleryjski, nad głowami krążyły drony.Eddy kierował białym busem – oznaczonym napisem „ewakuacja”. Nie dostali wezwania do ewakuacji, ale pojechali doładować generator, dzięki któremu ludzie mieli prąd i mogli się komunikować.– Po drodze spotykaliśmy ludzi, którzy chcieli się ewakuować. Wszystkim obiecaliśmy, że po nich wrócimy. Przecież mieszkali na pierwszej linii frontu. Spotkaliśmy też przyjaciół z innego zespołu, wymieniliśmy serdeczności. Ostrzegli nasi: uważajcie na drony! Już wycofywaliśmy się z Pokrowska, zabraliśmy kolejne osoby. Mijaliśmy też ludzi na rowerach. Zatrzymałem się, by dać im nasze ulotki. Zwolniłem, wychyliłem się i wtedy usłyszałem dźwięk drona – opowiada Eddy. Droga była dziurawa, dlatego jechali wolno. Łatwo było ich namierzyć. Rosjanie uderzyli dwa razy – w stronę kierującego Eddiego, by zatrzymać konwój, a potem, by poprawić.– Wiedziałem, że w nas uderzyli, ale moja pierwsza myśl była, musimy jechać dalej, zaatakują drugi raz. Próbowałem ruszyć, wrzucić bieg, wykonać jakiś ruch kierownicą, ale poczułem, jak moje ramie się przemieszcza i zobaczyłem je na kierownicy. Pomyślałem: jest źle, nie patrz na ramię, patrz na nogi. Popatrzyłem w dół a moja noga, była cała zmasakrowana. Nagle poczułem ogromny ból – relacjonuje moment ataku.10 litrów ukraińskiej krwiPartner z zespołu Filip Gonczarov wyciągnął go ze zniszczonego samochodu i udzielił pomocy. W niecałe dwie minuty założył opaski uciskowe na rozerwane kończyny, które bardzo krwawiły. – Mógł uciec z miejsca ataku i mnie zostawić. Znam takie historie. Filip przeżył atak dwoma uderzeniami drona. Widział, że po pierwszym uderzeniu, przyjdzie drugie, mimo to został i mnie ratował – relacjonuje ze wzruszeniem Eddy i dodaje – Filip to bohater, mój brat. Uratował mi życie. Mieli szczęście. Obok miejsca ataku przejeżdżał wojskowy samochód. Jego przyjaciel poprosił żołnierzy o pomoc. Eddy opowiada, że pamięta drogę do szpitala, jak trzymał za nadgarstek zwisającą bezwładnie rękę i przeraźliwy ból spowodowany każdym ruchem spowodowanym wybojami na dziurawej drodze.Eddy został przetransportowany najpierw do najbliższego punktu medycznego, później karetką do szpitala w Dobropolu. Tam lekarze amputowali jego lewą rękę i nogę, ale uratowali życie. Potem przewieziono go do szpitala w Dnieprze. – Od tego momentu to nic innego, jak pozytywna podróż – mówi Eddie.Cztery pozostałe osoby z busa również zostały ranne, ale ich obrażenia nie były tak poważne, jak Eddiego.– Przetoczono mi 10 litrów ukraińskiej krwi. Jestem teraz bardziej Ukraińcem, niż Brytyjczykiem – żartuje Eddy.Głos prawdy o wojnieUkraina go zmieniła, wypadek też.– Ale to nie jest koniec, to początek czegoś nowego – mówi. Choć bardzo cierpi, to o bólu nie mówi, przeszedł kilka operacji i czeka go leczenie, ale nie zamierza odpuszczać i opuszczać Ukrainy. – Tyle dobra, ile doświadczyłem w tym kraju, nie zaznałem nigdzie indziej, a przepłynąłem cały świat kilka razy. Ukraińcy to niesamowity naród, który walczy o swój kraj – mówi i dodaje, że Ukraina stała się jego domem. Pomimo możliwości ewakuacji do Wielkiej Brytanii, zdecydował, że zostanie. – W szpitalu jestem otoczony przyjaciółmi. Każdego dnia przychodzą tu dziesiątki osób, to teraz moja rodzina – mówi Eddy.Po wypadku z Wielkiej Brytanii do Kijowa przylecieli jego rodzice. – Wiedziałem, że to będzie trudne spotkanie i że moja rodzina będzie chciała zabrać mnie do domu. Nigdy nie rozumiała, dlaczego tu przyjechałem, nie rozumiała tej wojny. Ciągle tłumaczyłem tacie, kto ją zaczął, kto atakuje. Kiedy tu przyjechał i poznał moich przyjaciół, którzy pokazali mu Kijów, miejsca z rewolucji godności, gdzie zabito ich przyjaciół, zrozumiał. Zakończył wizytę słowami „Bylibyśmy źli, gdybyś wrócił do domu. Rozumiem synu, o co walczycie”. Teraz wszystkim w Wielkiej Brytanii opowiada o tym, jak Ukraina jest niesamowita, jaki stawia opór rosyjskiej agresji – mówi Eddy. Wiadomo, kto jest agresorem Przed Eddym ciężka rehabilitacja. Koszty jego leczenia pokrywa fundacja, która wzięła go pod opiekę, ale będzie ono długie i kosztowne. Jego oczy rozbłyskują, kiedy zaczyna odpowiadać na pytanie o plany. Mówi, że najpierw chce latem zorganizować swoje urodziny. Potem kupić samochód i zwiedzić Ukrainę, ale najważniejsze, by jej pomagać. – Chcę być głosem prawdy o Ukrainie i będę mówił o niej wszędzie, gdzie tylko będę mógł. Boli mnie, kiedy po trzech latach tej wojny, Zachód dyskutuje o tym, kto jest agresorem. Popatrzcie na moją historię! Atak na nas to zbrodnia wojenna. Byliśmy oznakowani. To był samochód humanitarny. Jestem wdzięczny, że żyję, bo tyle rzeczy mogło pójść nie tak, dlatego chcę to wykorzystać i mówić o tym co dzieje się w Ukrainie – mówi. Po chwili dodaje: mam jeszcze jeden cel. Po raz dziesiąty przepłynąć Atlantyk.