„Przeciwnik powinien się bać”. Powtarzają się przypadki naruszenia polskiej przestrzeni powietrznej. Jak Polska powinna reagować na takie incydenty? Emerytowany generał Tomasz Piotrowski, dowódca operacyjny w latach 2018-23. mówi, że najlepiej doprowadzić do takiej sytuacji, że to przeciwnik będzie się zastanawiał, czy Polska zestrzeli mu samolot. W ostatnich latach rosyjskie i białoruskie statki powietrzne: samoloty, śmigłowce, drony i pociski rakietowe kilkukrotnie naruszały polską granicę. Ostatni taki incydent miał miejsce 11 lutego nad Zatoką Gdańską. Rosyjski samolot rozpoznawczy Su-24MR wleciał na 6,5 kilometra w głąb polskiej przestrzeni powietrznej i przebywał w niej przez 72 sekundy – poinformowało Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych.Odpowiedź na wojskowe incydentyTo właśnie ta wojskowa instytucja odpowiada za ochronę granicy państwowej w przestrzeni powietrznej. Dowódca operacyjny – zgodnie z polskim prawem – jest osobą, która może podjąć decyzję o zestrzeleniu intruza, który przekroczył granicę i znajduje się na niebie nad Polską.W latach 2018-23 dowódcą operacyjnym był generał broni Tomasz Piotrowski, od roku na emeryturze. PAP zapytała go, jak należy reagować na kolejne naruszenia polskiej przestrzeni powietrznej i czy w takiej sytuacji do obcych wojskowych statków powietrznych należy strzelać.– Jeżeli dojdziemy do wniosku, że to jest jedyne wyjście, to tak, należy strzelać. Jednak najlepiej byłoby doprowadzić do takiej sytuacji, żeby to przeciwnik się zastanawiał, czy Polska strzeli, żeby bał się tego, że Polska strzeli i jakie to przyniesie konsekwencje – odpowiedział generał. Według niego należy wytworzyć „mechanizm, który spowoduje, że ktoś pomyśli, że nie opłaca się Polski drażnić”, ponieważ „przyniesie to poważne konsekwencje”.Czytaj więcej: Rosjanie zaatakowali przy polskiej granicy. Poderwane myśliwce F-16Zdaniem Piotrowskiego, powtarzające się naruszenia przestrzeni powietrznej to sprawdzanie polskiej reakcji. – Rosjanie będą tak długo testować i przesuwać granice, aż poczują twardy opór – uważa były dowódca operacyjny.Zastrzegł, że nie jest zwolennikiem uderzania w Rosję, ale albo będziemy musieli się pogodzić z kolejnymi naruszeniami, albo zareagujemy. – Trzeba zastosować adekwatne narzędzia odpowiedzi, reagować proporcjonalnie – podkreślił. Dodał, że dotyczy to nie tylko naruszeń granicy, ale także na przykład pożarów, co do których można przypuszczać, że są wynikiem działań dywersyjnych.Przewidywanie kolejnych krokówGenerał tłumaczył, że podejmując decyzję o odpowiedzi, należy przewidywać, co stanie się w kolejnych krokach. Nie wystarczy tylko pomysł na pierwszy ruch, czyli na przykład zestrzelenie samolotu wojskowego, który wleciał w polską przestrzeń. Trzeba zastanowić się, co będzie w drugim kroku, czyli jak zareaguje strona przeciwna. Wreszcie, jest też krok trzeci i czwarty, czyli najpierw nasza odpowiedź na pierwszą reakcję przeciwnika, a potem kolejny jego ruch.Konieczność racjonalnej oceny konsekwencji dotyczy także tego, gdzie ewentualnie spadną szczątki zestrzelonego samolotu, śmigłowca, bezzałogowca lub pocisku rakietowego. W ocenie generała tu właściwym przykładem reakcji może być Korea Południowa, nad którą od maja 2024 r. Korea Północna wysłała tysiące balonów, do których podczepione są worki z nieczystościami. – Korea Południowa jest w stanie zestrzelić taki balon, ale może lepiej jest ponieść „klęskę wizerunkową” i poczekać na w miarę bezpieczne lądowanie niż strzelać do balonu, który nie wiadomo, gdzie spadnie – zauważył były dowódca operacyjny.Zobacz też: Minerały albo odcięcie od sieci. Tak Amerykanie grozili UkrainieBywa też, że po prostu nie ma czasu na reakcję. Tak było w listopadzie 2022 roku w Przewodowie koło Zamościa, tuż przy granicy z Ukrainą. Spadła tam rakieta wystrzelona przez ukraińską obronę przeciwlotniczą w czasie zmasowanego rosyjskiego ataku z powietrza. Jak powiedział gen. Piotrowski, pocisk, który po polskiej stronie granicy zabił dwóch cywilów, przebywał w naszej przestrzeni powietrznej przez siedem sekund.Piotrowski przypomniał, że zgodnie z artykułem 51 Karty Narodów Zjednoczonych zaatakowane państwo ma prawo do odpowiedzi w samoobronie. – Przy czym samoobrona musi być natychmiastowa. Z odpowiedzią nie można czekać kilka lub kilkanaście dni, bo społeczność międzynarodowa może odczytać to w kategoriach uderzenia odwetowego – zwrócił uwagę generał.Potrzebne dojrzałe reakcjeW ocenie Piotrowskiego polskie reakcje na takie incydenty „stają się coraz bardziej dojrzałe”. – Rosjanie testują nas cały czas pod pręgieżem dużej presji, ale nabieramy doświadczenia. Mierzymy się z czymś, z czym kiedyś nie mieliśmy absolutnie do czynienia i nawet nasza wyobraźnia nie sięgała tak daleko, że takie sytuacje mogą mieć miejsce – ocenił generał.Naruszenia polskiej granicy w przestrzeni powietrznej przez rosyjskie i białoruskie samoloty, śmigłowce, drony i pociski rakietowe mają miejsce od ponad dekady, ale nasiliły w ostatnich trzech latach, gdy Rosja rozpoczęła przeciwko Ukrainie inwazję na pełną skalę.11 lutego 2025 roku we wschodniej części Zatoki Gdańskiej polską przestrzeń powietrzną naruszył rosyjski samolot rozpoznawczy Su-24MR. Jak podało Dowództwo Operacyjne RSZ, wleciał na maksymalnie 6,5 kilometra i znajdował nad polskimi wodami przez 72 sekundy.„Lot samolotu był obserwowany przez systemy radiolokacyjne Sił Zbrojnych RP. Trasa lotu została natychmiast zmieniona po interwencji nawigatora Sił Zbrojnych Federacji Rosyjskiej. Polskie służby dyżurne nadzorujące przestrzeń powietrzną były w kontakcie ze stroną rosyjską, która potwierdziła fakt naruszenia polskiej przestrzeni powietrznej oraz przekazała, iż doszło do niego z powodu awarii systemu nawigacyjnego samolotu Su-24MR” – przekazało polskie dowództwo.