Przyznają to sami Rosjanie. Z wierzchu padają deklaracje o braterstwie, przyjaźni i współpracy, o tworzeniu porządku świata, o przeciwwadze do „opresyjnego” Zachodu i Chin. Pod spodem trwa odpływ kapitału, inwestycji, oszczędności i talentów z Rosji do krajów ościennych, które Putin widziałby w swoim nowym związku sowieckim. Sami Rosjanie przyznają – to nie wypali. Władimir Putin niejednokrotnie odwoływał się do konieczności zmiany światowego porządku, który opiera się na regułach ustalonych przez Zachód. Dla Putina Rosja miałaby być centrum swego rodzaju „makroregionu”, ujednoliconego bloku handlowego stanowiącego przeciwwagę dla USA, UE i Chin. Do jednolitej unii z krajami Azji Środkowej Rosja miałaby wykorzystać położenie geograficzne, wspólnotę interesów, krąg kulturowy i historię. Czyli Związek Radziecki na bis. I – jak wynika z wycieku rządowego dokumentu – ZSRR pozostanie tam, gdzie jego miejsce – w podręcznikach do historii. Cel Putina„Financial Times” dotarł do prezentacji, którą omówiono w zeszłym roku na posiedzeniu rosyjskiego rządu z udziałem premiera Michaiła Miszustina, przedstawicieli dużych firm i służb propagandowych. W dokumencie zwrócono uwagę, że Rosja postrzega tę unię państw jako projekt długoterminowy, a taki blok miałby połączyć Rosję z globalnym Południem, tworząc własne powiązania finansowe na podstawie „wspólnego światopoglądu, w którym sami ustalamy zasady nowego świata i własną politykę sankcji”. Do takich braci i przyjaciół, mających zrealizować tę wizję, zaliczamy m.in. Armenię, Kazachstan, Kirgistan, Turcję, Zjednoczone Emiraty Arabskie.Przeczytaj też: Rosja wściekła po decyzji państw bałtyckich. „To niszczenie własnego kraju”Ten ambitny plan najwyraźniej nie uwzględnia, że kraje ościenne wcale się do takiej unii nie garną. Są od Rosji zależne, deklarują przyjaźń i wsparcie, jednak wiedzą, że biznes nie znosi próżni. Odzyskują kontrolę nad własnym importem i eksportem, łamiąc monopol Rosji. Rodzime przedsiębiorstwa odbierają udziały w rynku tym rosyjskim. Powstają w nich nowe firmy, które wytwarzają i eksportują do Rosji to, czego jej brakuje po wyjściu przedsiębiorstw Zachodnich, lub też importują i reeksportują.Taki reeksport „zakazanych” zachodnich towarów to ogromny zastrzyk dla tamtejszych gospodarek - pełnią rolę pośredników. Europejski Bank Odbudowy i Rozwoju oszacował, że dzięki temu PKB krajów Azji Środkowej wyraźnie przyspieszyło z 4,5 proc. w 2022 r. do nawet 5,4 w następnych latach.Na dwa frontyKorzystają też z izolacji Rosji na inne sposoby. Przed wojną Polymetal był jedną z największych firm wydobywających złoto i srebro w Rosji. Dziś też jest, tyle że w Kazachstanie, dokładając się do tamtejszej gospodarki. Liczba firm z kapitałem rosyjskim w Kazachstanie podwoiła się od wybuchu wojny. Wszystkiemu towarzyszy odpływ z Rosji inwestycji, talentów, kapitału, przenoszenie produkcji, w jakiejś części właśnie do krajów ościennych. Zachód to widzi i stosuje – jak zauważono w cytowanym przez „Financial Times” raporcie, „metodę kija i marchewki”. Oferuje im dostęp do korytarzy transportowych omijających Rosję i udział w globalnych rynkach – w zamian za przestrzeganie sankcji.Zobacz też: Jest źle, ale nie mówmy o tym głośno. Rosyjska gospodarka na łopatkachW raporcie pada więcej gorzkich dla Kremla wniosków. Że kraje owszem, „dążą do integracji”, ale bez Rosji, bliżej im do Organizacji Państw Turkijskich niż do Moskwy, że „zmieniły światopogląd”, że „promują jako drugi język angielski zamiast rosyjskiego”, że „wysyłają elity na zachodnie uniwersytety”, zamiast na rosyjskie. Oberwało się też Armenii, której starania do uniezależnienia się od Rosji i zbliżenie z Zachodem nazwano „problemami ustrojowymi". Za udany przykład integracji podano za to Białoruś.Rosja nie bardzo wie, jak to rozegrać i przybliżyć się do celu poza odwołaniem do wspólnej historii i deklaracjami szacunku i przyjaźni. Raport sugeruje uzbrojenie się w cierpliwość i „grę na dłuższą metę”.