Sankcje nie wystarczyły. Europa, wiele na to wskazuje, wreszcie mówi: „dość”. Po serii incydentów z udziałem rosyjskiej „floty cieni”, Unia bada instrumenty prawne, które pozwoliłyby skuteczniej walczyć z akcjami sabotażowymi Kremla na Morzu Bałtyckim. Wojna hybrydowa dzieje się na naszych oczach. Termin, do niedawna używany raczej ostrożnie, głównie za kulisami, na dobre przebił się do świadomości kluczowych europejskich polityków. Otwarcie mówi się już zresztą o tym, że kolejny szczyt NATO, w Hadze, ma być poświęcony przede wszystkim temu zagadnieniu.Sprawa jest poważna i dotyka całego kontynentu. To Moskwie przypisuje się m.in. manipulowanie wynikami wyborów prezydenckich w Rumunii, podpalenie centrum handlowego przy ul. Marywilskiej, zestrzelenie samolotu DHL w Niemczech i szereg innych – mniej lub bardziej spektakularnych – incydentów i wypadków.Najwięcej dzieje się jednak na Bałtyku i to ten zbiornik, nazywany przecież „Jeziorem NATO”, odkąd Szwecja i Finlandia dołączyły do Sojuszu, stał się oczkiem w głowie europejskich oficjeli. Wszystko za sprawą równie groźnej co tajemniczej rosyjskiej „floty cieni”.Czytaj też: Rosyjska prowokacja nad Bałtykiem. Wycelowali w samolot NATOCzym jest rosyjska „flota cieni”?„Flota cieni” to nieoficjalna, nielegalna sieć tankowców wykorzystywana przez Rosję (a wcześniej m.in. przez Iran czy Wenezuelę) do omijania sankcji międzynarodowych i eksportu surowców, głównie ropy naftowej. Są najczęściej starymi, zdezelowanymi jednostkami, które mogą powodować katastrofy ekologiczne, zwłaszcza że nie przechodzą regularnych przeglądów technicznych.Jak działa „flota cieni”?Jedną z najczęściej stosowanych metod jest fałszowanie sygnałów AIS (Automatic Identification System) – statki nadają swoją lokalizację w jednym miejscu, podczas gdy w rzeczywistości znajdują się setki kilometrów dalej. Dzięki temu mogą bez przeszkód zawijać do rosyjskich portów, a także dokonywać transferów ropy na morzu, często w rejonach trudnych do monitorowania.Innym sposobem jest przepisywanie statków na firmy-słupy i rejestrowanie ich pod tzw. „flagami wygody” – w krajach, które nie egzekwują zachodnich sankcji, takich jak Panama czy Liberia. W praktyce oznacza to, że jednostki są regularnie przenoszone między różnymi jurysdykcjami, co utrudnia ich śledzenie i blokowanie.Rosyjskie tankowce często również unikają korzystania z ubezpieczeń w zachodnich firmach, które podlegają restrykcjom sankcyjnym. Zamiast tego wykorzystywane są polisy wydawane przez mało wiarygodnych ubezpieczycieli spoza krajów G7. Zdarza się, że operacje odbywają się całkowicie bez ubezpieczenia, co zwiększa ryzyko katastrof ekologicznych w przypadku wypadków na morzu.Czytaj też: Sankcje USA działają. Tankowce z rosyjską ropą utknęły u wybrzeży ChinGrzechy „floty cieni”Rosjanie, pod przykrywką „badań naukowych”, od dziesiątek lat badają i mapują lokalizację kabli przesyłających energię i dane internetowe. Ich statki, teoretycznie zupełnie przypadkiem, niechcący, we właściwych miejscach szorują po dnie, przecinając kluczową infrastrukturę. Straty dla Europy są ogromne, o czym mówił zresztą niedawno sekretarz NATO, Mark Rutte.„Ochrona naszej infrastruktury jest sprawą najwyższej wagi. Chodzi nie tylko o dostawy energii – ponad 95 proc. ruchu internetowego zabezpieczają kable podmorskie. Łącznie 1,3 miliona kilometrów tych kabli gwarantuje codzienne transakcje finansowe o wartości 10 bilionów dolarów” – wyliczał, nawołując do podjęcia odpowiednich czynności.W 2023 roku poważnie uszkodzony został gazociąg Balticconnector łączący Finlandię z Estonią. Pod koniec 2024 roku statki powiązane z Rosją i Chinami zakłóciły działanie kabli podmorskich łączących Szwecję, Finlandię, Estonię i Niemcy.W grudniu głośno było o abordażu Finów, którzy zarekwirowali statek Eagle S, podejrzewany o sabotowanie połączenia z Estonią. Zatrzymanie jednostki, przewożącej 100 tys. baryłek ropy z Sankt Petersburga, było momentem ożywczym i zdawało się otwierać nowy front w tajnej wojnie między Rosją a Zachodem.Jak Zachód próbuje walczyć z „flotą cieni”?„Nowy”, bo wcześniejsze sankcje, nałożone przez kraje G7 jeszcze w 2022 roku, okazały się dla Rosji niewystarczające i stosunkowo łatwe do obejście. Dziś „flota cieni” odpowiada za 80 procent eksportu rosyjskiej ropy – surowiec ładowany jest w portach takich jak Ust-Ługa, a następnie transportowany przez Zatokę Fińską i Bałtyk na światowe rynki.NATO i Unia Europejska zdecydowały więc o przyspieszeniu działań. Do głównych inicjatyw należą:a) zaostrzenie kontroli w portach – Dania, Finlandia i Estonia planują dokładniejsze inspekcje tankowców przewożących rosyjską ropę.b) nowe regulacje ubezpieczeniowe – kraje bałtyckie rozważają obowiązek posiadania polis od zachodnich ubezpieczycieli, co wykluczyłoby statki floty cieni z legalnego handlu.c) zatrzymania podejrzanych jednostek – przypadek Eagle S pokazał, że można zatrzymywać statki, jeśli istnieje podejrzenie sabotażu lub zagrożenia ekologicznego.d) nowa strategia NATO – na szczycie w Helsinkach zapadła decyzja o stworzeniu Baltic Sentry, wspólnej jednostki morskiej, która ma chronić kluczową infrastrukturę podmorską.Litwa, Łotwa i Estonia idą jeszcze dalej – pracują nad nowym prawem, które pozwoli zatrzymywać tankowce nie tylko w wodach terytorialnych, ale także w strefach ekonomicznych.Czytaj też: Port Gdynia tak tego nie zostawi. Zamierza się odkuć za rosyjski statekCzy to powstrzyma Rosję?Nie ma wątpliwości, że Moskwa będzie walczyć o utrzymanie floty cieni, ponieważ to kluczowy element finansowania wojny. Zachodnie analizy wskazują, że 40 proc. rosyjskiego budżetu obronnego pochodzi ze sprzedaży ropy, a blokowanie tankowców może realnie osłabić Kreml.Pojawia się jednak inny problem – eskalacja. NATO nie wyklucza, że Rosja może odpowiedzieć militaryzacją Bałtyku i eskortowaniem tankowców przez flotę wojenną. Na ten moment kraje regionu liczą na presję gospodarczą i prawne ograniczenia, ale jeśli Rosja zwiększy agresję, odpowiedź może być dużo ostrzejsza.Jedno jest pewne: Bałtyk staje się kluczowym polem bitwy w geopolitycznej konfrontacji między Zachodem a Rosją. Europa, po latach biernego przyglądania się rosyjskim prowokacjom, zaczyna działać – i wygląda na to, że tym razem nie odpuści.