„Rozmowy (nie)wygodne” o 21.00 w TVP Info. Za czasów studenckich Stefan Friedmann został zaproszony ze studenckim kabaretem do Rosji, gdzie zwiedzał Pałac Zimowy. – Nie wolno było się wygłupiać, mieliśmy nakazane, jak się zachować. Łóżko stało i przewodniczka mówi, że to Nadieżdy Krupskiej i Lenina. Przeszli dalej, a ja się niby potknąłem, zostałem. Myślę: „Taka okazja, muszę skorzystać” i fru na to łóżko – opowiada aktor w programie „Rozmowy (nie)wygodne”. Na całą rozmowę zapraszamy w niedzielę o 21.00 do TVP Info. Stefan Friedmann zadebiutował w teatrze mając zaledwie dziewięć lat, w liceum zagrał kilka ról filmowych, ale nie dostał się za pierwszym podejściem do szkoły teatralnej w Warszawie. Na egzaminie profesor Jan Świderski poprosił go, żeby powiedział coś wesołego. Powiedział: „Wesołego Alleluja”. – To było nieporozumienie mojego życia. Na ostatnim etapie, kiedy już na pewniaka byłem po stronie zawodowej. Zakończenie było niewesołe, bo nie zostałem uznany za odpowiedniego kandydata do szkoły teatralnej. Żartuje, wygłupia się… – zdradził aktor. Przyznał jednak, że czuje się zwycięzcą swojego życia. – Zawdzięczam to osobistemu szczęściu, Mam szczęście, ale do szczęścia trzeba mieć szczęście i ja chyba mam to szczęście do szczęścia – stwierdził. „Miałem kompleks wzrostu”Czy pomagał szczęściu? – Wydaje mi się, że ja mu nie pomagałem, tylko potrafiłem z niego skorzystać i nazwać to szczęściem, co mogło nie być dla kogoś szczęściem. Dla mnie zawsze to było szczęście. Tak sobie wymyśliłem, że to, co mi się będzie przytrafiało, to dla mojego dobra, mojego szczęścia i korzystałem z tego. Najbardziej mi odpowiada korzystanie z mojego szczęścia, kiedy szukam miejsca na parkingu. Mogę na świadka powołać bardzo poważną osobę, której bardzo ufam, to jest moja żona, która mówi: „Ty zawsze znajdziesz miejsce. Tam nigdy nie było tego miejsca!”. Ja mówię: „Ale ja przyjechałem, no to jak mogło nie być?”. No i zajmuję to miejsce i to jest to szczęście – powiedział. Friedmann przyznał, że w młodości był „jajcarzem”. – Miałem kompleks wzrostu i żeby go nadrobić, starałem się zwrócić uwagę na siebie. Ale jak zwracałem uwagę? No nietypowo i brałem baty za to, przeważnie w szkole – opowiada.Czytaj także: „Nie sprzątaj, nie pierz zafajdanych majtek, nie dawaj komfortu picia”Łóżko LeninaKiedyś, będąc na wycieczce w Pałacu Zimowym, położył się na łóżku Lenina.– Byliśmy na wyjeździe Kabaretu Studenckiego Hybrydy, zaproszeni przez KC Komsomołu. Zwiedzaliśmy Pałac Zimowy, chodziliśmy po tych wszystkich salach, a prowadziła nas dziewczyna. Bardzo poważne to wszystko, nie wolno było się wygłupiać, mieliśmy nakazane, jak się zachować. Stało łóżko, przewodniczka mówi, że na nim (spali) Nadieżda Krupska i Lenin. Oni przeszli dalej, a ja się niby potknąłem niby i zostałem. Myślę: „ale okazja, muszę skorzystać” i fru na to łóżko – opowiada Friedmann.Wtedy wróciła przewodniczka i postraszyła go tiurmą, czyli więzieniem. – Trochę się przestraszyłem. Ostrzegła mnie i udało się jakoś. Wróciłem – relacjonuje. Friedmann nie lubi, jak ktoś nazywa go satyrykiem.– Nie jestem satyrykiem. Jak Mrożek nie był nigdy satyrykiem. Jestem humorystą. Satyryk znajduję złe rzeczy w życiu codziennym, ośmiesza je dosłownością i daje szpilę. Humorysta, nie. Robi z tego opowieść, bajkę, tłumaczy: „A może miał rację? Niech państwo sami zdecydują, jak to przeczytać”.Czy humor nigdy go nie opuszcza? – Jestem szczęśliwcem, że coś takiego mam. Szukając źródła tego, jaki jestem, napisałem, że poczucie humoru wyssałem z mlekiem ojca. Mój tata żartował stale. Jak byłem malutki, odgrywał filmy przedwojenne, z Charlie Chaplinem i Flipem i Flapem. Mnie to śmieszyło tak samo jak oryginały. To jest moja broń - podsumował aktor.Czytaj także: „Chciałem być politykiem”. Mróz o elegancji, krawatach i dresie