„Największy gol samobójczy” Trumpa. Donald Trump, zgodnie z zapowiedzią, rozpoczął próbę wdrażania ceł na towary z Chin, Kanady i Meksyku. W kolejce czeka Unia Europejska dla której Stany Zjednoczone są najważniejszym partnerem handlowym. – To będzie gra o sumie ujemnej, czyli de facto my na tym stracimy i Stany Zjednoczone również na tym stracą – mówi Łukasz Kozłowski, główny ekonomista Federacji Przedsiębiorców Polskich. Jak ta wojna odbije się na Polsce? Trump już prowadził podobne działania podczas swojej pierwszej kadencji, ale ich skala była ponad trzykrotnie mniejsza od obecnej. Według Tax Foundation, cła narzucone Chinom, Kanadzie i Meksykowi mogą objąć towary o wartości około 1,4 bln dolarów. Według ekonomistów prezydent USA wyrażając gotowość do wprowadzania lekką ręką taryf celnych, które on sam określa mianem „najlepszej rzeczy, jaką kiedykolwiek wymyślono”, igra z ogniem. Ta strategia może wywrócić do góry nogami to, na czym wielu jego wyborcom najbardziej zależy: stabilność gospodarki i obniżenie kosztów utrzymania.Cła mogą przynieść odwrotny skutek, powodując wzrost i tak już wysokich cen w sklepach, wstrząsając niestabilnym rynkiem akcji lub doprowadzając do likwidacji miejsc pracy.To może być „największy gol samobójczy” Trumpa– To może być największy jak dotąd gol samobójczy – powiedziała CNN Mary Lovely, starsza współpracowniczka Peterson Institute for International Economics. – To ogromne ryzyko. To przepis na spowolnienie gospodarki i zwiększenie inflacji.Według szacunków głównego ekonomisty Ernst and Young Gregory'ego Daco cła Trumpa nałożone na Meksyk, Kanadę i Chiny, a także cła odwetowe tych krajów, mogą obniżyć wzrost amerykańskiego produktu krajowego brutto (PKB) o 1,5 punktu procentowego w 2025 r. i o kolejne 2,1 punktu procentowego w 2026 r.Tax Foundation przypomina, że nałożone przez Trumpa, za pierwszej jego kadencji, cła na towary o wartości 380 mld dolarów (lata 2018-2019), doprowadziły do wzrostu podatków Amerykanów o niemal 80 mld dolarów. Była to jedna z największych podwyżek podatków od dziesięcioleci.Zobacz także: Trudeau ostrzega, że Trump nie żartuje. „Chce dokonać aneksji Kanady”Dobrym przykładem jest badanie Uniwersytetu Chicagowskiego przeprowadzone w kwietniu 2019 r. przez Aarona Flaaena, Aliego Hortacsu i Felixa Tintelnota. Wykazało ono, że po nałożeniu przez administrację Trumpa ceł na pralki, ceny pralek wzrosły o 86 dolarów za sztukę, a ceny suszarek o 92 dolary za sztukę. Ostatecznie doprowadziło to do łącznego wzrostu kosztów dla konsumentów o ponad 1,5 mld dolarów.Trump: „Unia Europejska potraktowała nas okropnie”Z analiz Tax Foundation wynika, że cła wprowadzone przez Trumpa i Bidena spowodują spadek długoterminowego PKB o 0,2 proc. i zatrudnienia o 142 tys. pełnoetatowe miejsca pracy.Raport Międzynarodowego Funduszu Walutowego ze stycznia 2024 r. wskazuje, że nieoczekiwane wstrząsy taryfowe zwykle powodują większą redukcję importu niż eksportu, co prowadzi do nieznacznego zmniejszenia deficytu handlowego, kosztem trwałych strat produktu krajowego brutto. W badaniu oszacowano, że cofnięcie taryf z lat 2018–2019 zwiększyłoby produkcję USA o 4 pkt proc. w ciągu trzech lat.Prezydent USA nie zawraca sobie głowy jednak tego typu analizami i nie zamierza wycofywać się ze swych planów, choć na razie czasowo (na miesiąc) zawiesił podwyższone taryfy celne na Kanadę i Meksyk.Trump na spotkaniu z dziennikarzami 31 stycznia zapowiedział, że „z całą pewnością” zamierza w przyszłości nałożyć cła na Unię Europejską.– Czy nałożę cła na Unię Europejską? Chcecie szczerej odpowiedzi czy mam wam dać odpowiedź polityczną? Oczywiście. Unia Europejska potraktowała nas tak okropnie – powiedział Trump reporterom w Gabinecie Owalnym.Zobacz także: Zwrot Trumpa w sprawie Meksyku. Miesiąc na wypracowanie porozumieniaNa tym samym spotkaniu poinformował, że kolejna partia taryf celnych może zostać wprowadzona już 18 lutego. Nie można wykluczyć, że to data „ataku” na Unię Europejską.– Nie biorą naszych samochodów, nie biorą naszych produktów rolnych, w zasadzie nie biorą prawie niczego. A mamy ogromny deficyt z Unią Europejską. Więc zrobimy coś bardzo istotnego z Unią Europejską. Podniesiemy poziom wymiany do takiego, jaki powinien być – stwierdził prezydent USA.Na tej wojnie stracą wszyscyNie tylko za oceanem, ale także w Europie analitycy rynkowi oceniają sceptycznie pomysły Donalda Trumpa.– Unia Europejska musi odpowiedzieć na amerykańskie działania i z pewnością odpowie. Stracą na tym wszyscy, ponieważ handel się opłaca. Każdy kraj może specjalizować się w tych gałęziach gospodarki, w których jest najbardziej konkurencyjny. Takie działanie jest z korzyścią dla wszystkich stron. Dlatego handel jest podstawą funkcjonowania światowej gospodarki. Szczególnie teraz łańcuchy tworzenia wartości są bardzo skomplikowane i zglobalizowane. Wytwarzanie zaawansowanych technologicznie produktów wymaga licznych komponentów, które są wytwarzane w różnych miejscach na świecie, czy też w ramach międzynarodowych korporacji, mających swe zakłady w bardzo wielu miejscach. W obecnych czasach jest tak, że handel międzynarodowy często odbywa się w obrębie jednej grupy kapitałowej. W tym sensie podniesienie ceł zaszkodzi praktycznie każdemu – przekonuje w rozmowie z portalem TVP.Info Łukasz Kozłowski, wiceprezes zarządu Centrum Analiz Legislacyjnych i Polityki Ekonomicznej (CALPE).Relacje między UE a USA odpowiadają łącznie za niemal 30 procent światowego handlu towarami i usługami oraz za 43 procent światowego PKB. W 2023 r. wartość transatlantyckiego handlu towarami i usługami przekroczyła 1,5 bln euro.Z danych opublikowanych przez Radę Unii Europejskiej można dowiedzieć się, że w 2023 roku ze strefy Schengen za ocean trafiły towary o wartości 503,8 mld euro. Stany Zjednoczone wyeksportowały do Unii produkty za 347,2 mld euro. Amerykanie za to mają nadwyżkę jeśli chodzi o sprzedaż usług. Zarobili na tym w 2023 roku 396,4 mld euro, Unia – 292,4 mld euro.Obie strony są dla siebie najważniejszymi partnerami handlowymi. Aż 16,7 procent wymiany handlowej Unia dokonuje z USA – następni partnerzy to Chiny (14,6 proc.) i Wielka Brytania (10,1). Stany Zjednoczone 18,6 procent swej produkcji wysyłają do Unii Europejskiej, 15,7 proc. do Meksyku i 15,2 proc. do Kanady. W ciągu ostatniej dekady handel między UE a USA wzrósł dwukrotnie.Zobacz także: Zemsta Chin. Uderzają w Amerykanów cłami tam, gdzie boliZza oceanu do strefy Schengen trafia głównie ropa, gaz ziemny oraz produkty lecznicze i farmaceutyczne. Z Unii do Stanów Zjednoczonych sprzedawane są przede wszystkim leki, samochody i pojazdy silnikowe oraz farmaceutyki. Jak informuje Rada Unii Europejskiej, po obu stronach Atlantyku zatrudnionych jest w zagranicznych oddziałach firm amerykańskich i unijnych około 10 milionów osób.Unia ma w ręku kilka atutów– Dużą przewagą Unii Europejskiej i jej atutem jest wytwarzanie dóbr luksusowych. Są to w USA mocno pożądane towary. Natomiast z drugiej strony to czego potrzebuje od Stanów, to jest energia, czyli ropa i gaz. Dlatego odpowiedź Unii jest trudniejsza. Jeśli zostaną wprowadzone cła na te surowce, to trudno będzie je zastąpić czymś innym. Szczególnie po rezygnacji z rosyjskich dostaw – mówi Łukasz Kozłowski, główny ekonomista Federacji Przedsiębiorców Polskich (FPP).Rozmówca portalu TVP.Info przekonuje jednak, że jeśli dojdzie do wojny handlowej między Ameryką a Europą, to unijni urzędnicy nie stoją wcale na straconej pozycji – mają w ręku kilka atutów, które z pewnością zechcą wykorzystać.Zobacz także: Biznes zdumiony „celną histerią” Trumpa. Nadchodzi poniedziałek wyprzedaży– Trzeba zwrócić uwagę, że Stany Zjednoczone mają nadwyżkę po stronie usług w relacjach z Unią. To kraj, który ma u siebie potentatów cyfrowych sprzedających swe usługi na cały świat. Nałożenie na Amerykę ograniczeń z tej strony, to jest coś, co rzeczywiście Amerykanie mogą odczuć. To pokazuje, że Europa faktycznie nie jest bezbronna i nie musi przegrać w konfrontacji z USA. Tylko co z tego, że jesteśmy w stanie zadać ból Amerykanom, jeśli tak naprawdę wszyscy na tym stracimy. Problem polega na tym, że administracja Donalda Trumpa zdaje się tego nie dostrzegać – mówi analityk FPP.Dla Polski Stany nie są najważniejsze, ale są ważneJak wojna celna na linii Unia Europejska – USA może odbić się na polskiej gospodarce? Stany Zjednoczone nie są kluczowym partnerem handlowym dla nas. Udział USA w polskim obrocie handlowym, zarówno w przypadku importu, jak i eksportu, oscyluje w granicach 3-5 procent.– W naszym handlu międzynarodowym Stany Zjednoczone nie są najważniejszym partnerem, ale są ważne. W przypadku eksportu znajdują się na ósmym miejscu, jeśli chodzi o naszych partnerów handlowych. Poza tym mamy specjalizacje branżowe. W skali gospodarki może cła nie będą bardzo zauważalne, ale konkretne gałęzie gospodarki mogą odczuć to znacznie mocniej – mówi portalowi TVP.Info Łukasz Kozłowski.Według najświeższych dostępnych danych (za 2023 rok) Stany Zjednoczone importowały z Polski towary o wartości 13,63 mld dol. Były to przede wszystkim: maszyny i urządzenia mechaniczne (3,6 mld dol.), maszyny i urządzenia elektryczne (2,24 mld dol.), aparaty optyczne, fotograficzne oraz medyczne (1,48 mld dol.), pojazdy (bez kolejowych i tramwajowych, 679,95 mln dol.), meble, oświetlenie, znaki i budynki prefabrykowane (639,87 mln dol., dane za tradingeconomics.com).Zobacz także: Tusk o relacjach z USA. „Totalne nieporozumienie”– Udział USA w naszym imporcie, to jest pięć procent, z czego największą część stanowi energia. Dlatego, nawet jeśli na ropę czy gaz z USA zostaną nałożone unijne cła, to raczej nadal będziemy je kupować, bo trudno je będzie zastąpić – przekonuje główny ekonomista Federacji Przedsiębiorców Polskich.Cła – taktyka negocjacyjna Trumpa?Łukasz Kozłowski zwraca uwagę na jeszcze jedną istotna rzecz – groźby podniesienia ceł przez Trumpa mogą być swego rodzaju zasłoną dymną, strategią negocjacyjną, która ma przynieść inne korzyści.Zobacz także: Jeden telefon załatwił sprawę. Kanada dogadała się z USA– Widać to na przykładzie ceł nałożonych na Kanadę i Meksyk, które udało się oddalić w czasie. Być może te sankcje uda się złagodzić i nie będzie to, aż tak bardzo uciążliwe dla każdej ze stron. Unia na pewno może zaoferować to, że w dalszej perspektywie będzie zwiększała zakupu amerykańskiej ropy i gazu. Widać, że Trumpowi zależy, aby amerykańskie firmy zwiększały wydobycie i umacniały się na pozycji eksportera tych surowców w skali globalnej. Poza tym państwa unijne mogą się zobowiązać, że będą więcej wydawały na obronność, zwiększając przy okazji zakupy uzbrojenia w firmach z USA. Pozostaje mieć nadzieję, że będą to wystarczające argumenty, by przekonać administrację Donalda Trumpa – mówi portalowi TVP.Info główny ekonomista Federacji Przedsiębiorców Polskich.