Ukrainiec nie przyznał się. Przed rokiem Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego udaremniła podpalenie centrum z farbami we Wrocławiu, zatrzymując 51-letniego Ukraińca Serhija S. Przed sądem ruszył proces mężczyzny, oskarżonego o przygotowywanie w Polsce dywersji na zlecenie służb obcych państw. Serhij S. twierdzi, że chciał oszukać zleceniodawców, nie realizując zleconych zadań. 51-letni obywatel Ukrainy Serhij S. został zatrzymany przez ABW w styczniu 2024 roku. „Gazeta Wyborcza” ujawniła, że w bagażu mężczyzny znaleziono dwa opakowania podpałki do grilla oraz dwie plastikowe butelki wypełnione płynną podpałką do grilla. ABW poinformowało, że celem Ukraińca było Centrum Dekoral przy Kwidzyńskiej we Wrocławiu, w którym są składowane łatwopalne materiały. Podpalenie mogło spowodować ogromne straty materialne i środowiskowe. Półtora kilometra dalej jest baza Orlenu, w której znajduje się 56 mln litrów różnych paliw. Natychmiastowe zatrzymanie Serhija S. było konieczne by zapobiec potencjalnej katastrofie. W śledztwie prowadzonym przez Dolnośląski Wydział Zamiejscowy Departamentu do Spraw Przestępczości Zorganizowanej i Korupcji Prokuratury Krajowej we Wrocławiu do tej pory postawiono zarzuty łącznie pięciu osobom. Prokurator Marcin Kucharski postawił Ukraińcowi zarzuty „przygotowywania czynu dywersyjnego w ramach zorganizowanej grupy przestępczej, która zajmowała się i organizacją aktów dywersyjnych”. Według nieoficjalnych informacji zleceniodawcami byli funkcjonariusze rosyjskich służb specjalnych. Czytaj także: „Pozdrowienia od Putina”. Historia zamachu na Wołkowa w „Raporcie specjalnym” Prokuratura złożyła jesienią 2024 roku do sądu wniosek o skazanie S. bez przeprowadzania rozprawy i ustaliła z podejrzanym, że podda się on dobrowolnie karze 3 lat bezwzględnego więzienia. W październiku 2024 roku wrocławski sąd odrzucił ten wniosek i zdecydował, że wobec Ukraińca zostanie przeprowadzony cały przewód sądowy. – Według sądu kara zaproponowana dla S. jest zbyt łagodna – powiedział wówczas sędzia Marcin Myczkowski. Serhij S. od roku przebywa w tymczasowym areszcie. Czytaj także: Operacja „Lucky Strike”. Prorosyjski sabotażysta mógł zagrozić bazie Orlenu „To miało być oszustwo” W piątek Serhij S. nie przyznał się do winy, a sąd odczytał jego wyjaśnienia składane w śledztwie. Wynikało z nich, że na początku wojny oskarżony wyjechał z Ukrainy i przebywał w Niemczech. Podejrzany przyznał, że motywacją jego działań była finansowa korzyść, dlatego poprzez komunikator internetowy przyjął zlecenie na podłożenie ognia pod budynki fabryczne lub markety budowlane we Wrocławiu. Zapewniał, że nie miał zamiaru ich faktycznie dokonać, a chciał oszukać zleceniodawcę, który miał najpierw przelać na kartę 2 tys. dolarów zaliczki. S. twierdził, że zleceniodawca z komunikatora o imieniu Aleksiej najpierw proponował mu pracę, dlatego nawiązali kontakt. Na pytanie sądu, dlaczego przebywając we Wrocławiu pięć dni fotografował podwórka za budowlanymi marketami, odpowiedział, że prosił go o to zleceniodawca podpalenia. Twierdził, że film z instruktażem pirotechnicznym znaleziony na jego telefonie ściągnięty został bez jego wiedzy – na skutek korzystania z internetu, a dokładniej z komunikatora Telegram.Zeznania żony Zeznająca jako świadek żona oskarżonego podtrzymała swej zeznania ze śledztwa. Wyjaśniała, że to ona kupiła telefon mężowi w Odessie i przywiozła go do Niemiec. Dodała, że gdy dla sprawdzenia uruchomiła komórkę, to nie widziała na nim plików o pirotechnice i instrukcji jak postępować w ramach oporu wobec wojsk ukraińskich. Przyznała, że gdy mąż został zatrzymany w Polsce przez ABW to na komunikatorze internetowym pytały o niego osoby o nicku Aleksiej i Lucky Strike. Twierdziła, że wpłata na jej kartę 500 dolarów przez nieznaną osobę uznała za prezent od męża – sądziła, że pożyczył pieniądze od osoby przelewającej tę kwotę. Czytaj także: Ukrainiec podejrzany o dywersję. Sąd nie zgodził się na karę trzech lat więzieniaNiepodważalne dowody Prok. Kucharski w mowie końcowej zażądał kary łącznej pięciu lat więzienia, podkreślając, że choć mówimy tylko o przygotowaniach do aktu dywersji, to jednak ta sprawa pokazuje, że nie doszło do tego czynu tylko dlatego, że skutecznie interweniowały polskie służby. Zdaniem oskarżenia dowody rzeczowe w tym dane z telefonu, nagrania z monitoringu, są niepodważalne. Obrona twierdziła, że oskarżony nie chciał podpalać i nie jest agentem, bo jeśli byłby nim, to przygotowałby się do aktu dywersji znacznie lepiej - niż kupując podpałkę do grilla i paliwo do biokominka. Tym chciał się tylko uwiarygodnić przed zleceniodawcą, by go oszukać. Zdaniem obrony, oskarżony nie tylko nie podpalił, ale został zatrzymany na dworcu na kwadrans przed odjazdem autobusu, czyli jego wersja jest wiarygodna. Obrona wniosła o uniewinnienie. Pod koniec maja 2024 roku Prokuratura Krajowa poinformowała, że trzy inne osoby usłyszały zarzuty w tej sprawie - obywatel Polski i dwóch Białorusinów. Są oni podejrzani o udział w zorganizowanej grupie przestępczej, mającej na celu prowadzenie działalności na rzecz obcego wywiadu przeciwko Rzeczpospolitej Polskiej oraz branie udziału w działalności wywiadu rosyjskiego i podejmowanie w zamian za obietnicę uzyskania korzyści majątkowych działań dywersyjnych i sabotażowych na terenie Polski. Prokuratura podała wówczas, że mężczyźni są podejrzani o „dokonywanie podpaleń obiektów w różnych częściach kraju”. Przybywają w tymczasowym areszcie; grozi im dożywotnie więzienie. Czytaj także: Rosyjski sabotaż w Niemczech. „Sto euro za każde uszkodzone auto”