Wstydliwa tajemnica „Mokotowa”. Zabójca najpierw dopadł „Świra”. Strzelił mu trzykrotnie w klatkę piersiową, a potem dobił celując w głowę. Zabójca przekroczył nad zwłokami, wszedł do pokoju i zaczął strzelać do „Andzi” leżącej na tapczanie. Dwa pociski w głowę i potem jeszcze dwa: jeden w głowę, a drugi w plecy. Wyszedł z mieszkania. Prawdopodobnie wtedy nie wiedział, że w lokalu był ktoś jeszcze. Siedmioletnia Karinka, córka „Andzi”. Jej los do dziś pozostaje nieznany. W pierwszych latach XXI wieku gangsterskie egzekucje były w stolicy czymś „normalnym”. Na gruzach „Pruszkowa” (rozbijanego przez służby od wakacji 2000 roku) wyrastały nowe bandyckie imperia. Jednym z nich była grupa mokotowska, walcząca w owych czasach m.in. z gangiem „Mutantów” czy z koalicją „Żoliborza” i bandy „Szkatuły”, przebojem podbijającego półświatek. W 2002 r. trup słał się gęsto. Bandyci byli tak bezczelni i bezkarni, że w marcu 2002 r. we wsi Parole pod Nadarzynem zaatakowali nawet policjantów zabezpieczających towar ze skradzionej ciężarówki, zabijając podkom. Mirosława Żaka. Dlatego egzekucja w domu przy ul. Dąbrowskiego na warszawskim Mokotowie, odkryta 31 grudnia 2002 r. nie zrobiłaby wrażenia na policjantach wydziału zabójstw Komendy Stołecznej Policji, gdyby nie to, że choć znaleziono ciała dwojga zamordowanych to okazało się, że „brakuje” jeszcze dwóch osób. A jedna z nich była niewinną siedmiolatką. Zniknięcie Karinki Surmacz to jedna z najbardziej tajemniczych spraw prowadzonych przez polską policję. Obciąża sumienia gangsterów, którzy zamordowali jej rodziców, a co bardzo prawdopodobne także ją samą. Jednak jest także plamą na honorze organów ścigania. Po kilkunastu miesiącach intensywnego śledztwa sprawa została umorzona i właściwie została zapomniana. Czytaj także: Prężny gang rozbity przez służby. Wszystko działało tam jak w zegarku Egzekucja W sylwestra 2002 r. do mieszkania na parterze bloku przy ul. Dąbrowskiego 92 na warszawskim Mokotowie przyszła Małgorzata N. Kobieta chciała zobaczyć się z siostrą – Anną Surmacz ps. Andzia, aby dowiedzieć się od niej, czy nie wie czegoś o losie przyjaciela rodziny – Rafała Mikołajczyka ps. Święty. Dzień po świętach Rafał powiedział dziewczynie, że idzie do „Andzi”, bo coś się mogło stać. I zniknął. Małgorzata N. dobijała się do drzwi, ale nikt nie otwierał. Sięgnęła więc po swój komplet kluczy, otworzyła drzwi i zamarła z przerażenia. W przedpokoju w kałuży krwi leżał Piotr Sz. ps. Świr, konkubent Anny Surmacz. Przerażona dziewczyna nie wchodziła dalej tylko zawiadomiła policję. Funkcjonariusze znaleźli w mieszkaniu jeszcze zwłoki „Andzi”. Jak ustalono, zabójca najpierw dopadł „Świra”, kiedy tylko ten otworzył mu drzwi. Strzelił mu trzykrotnie w klatkę piersiową, a potem dobił, celując w głowę. Przekroczył nad zwłokami i wszedł do pokoju, strzelając do „Andzi” leżącej na tapczanie. Dwa pociski w głowę i potem jeszcze dwa: jeden w głowę, a drugi w plecy. Zaraz potem wyszedł z mieszkania. Do zbrodni doszło prawdopodobnie 26 grudnia, bo tego dnia jeden z sąsiadów miał słyszeć podejrzane hałasy z mieszkania Surmacz. Napisał nawet w tej sprawie donos do administracji. – Nie było dla nas wątpliwości, że to klasyczne zabójstwo porachunkowe. Dzień przed Wigilią, „Świr”, członek gangu mokotowskiego opuścił areszt, w którym siedział od sierpnia. Jego konkubina, Anna Surmacz miała zaś w tej bandzie mocną pozycję jako handlarka narkotykami. Podejrzewaliśmy, że poszło o rozliczenia, ale doznaliśmy szoku, gdy okazało się, że w mieszkaniu powinna być jeszcze ich siedmioletnia córka. A dziecko zniknęło – opowiadał jeden z policjantów stołecznego wydziału „terroru i zabójstw”, który zajmował się sprawą. Czytaj także: Żołnierze w gangu narkotykowym. „Byli bezwzględni wobec ofiar”Tajemniczy telefon Kiedy policjanci odkryli, że w mieszkaniu powinna znajdować się siedmioletnia Karinka, zaczęły się gorączkowe poszukiwania. Okazało się, że z lokalu zniknęło kilka ubrań małej oraz jej pościel. To dawało nadzieję, funkcjonariuszom, że nie padła ofiarą morderców, tylko mogła zostać zabrana z domu. Zostawało tylko pytanie, kiedy to nastąpiło. Przed egzekucją „Andzi” i „Świra”, czy też już po zbrodni, której dziewczynka była świadkiem. – Przyjęliśmy m.in. warianty zakładające, że była świadkiem zabójstwa, ale morderca przeoczył ją i następnego dnia dziewczynkę zabrał ktoś z przyjaciół rodziny lub bliskich. Druga wersja zakładała, że uprowadził ją sprawca, nie chcąc mordować na miejscu, aby nie drażnić policji – wyjaśnia warszawski śledczy. Policjanci nie zdołali ustalić jednoznacznie, czy Karinka była w mieszkaniu w trakcie zabójstwa, czy została „podrzucona” przez matkę do znajomych. Jednak szybko powiązali ze sobą fakt zniknięcia dziewczynki oraz zaginięcia Rafała Mikołajczyka. „Święty” bardzo często gościł u siebie małą. Mama Karinki była matką chrzestną dziecka Mikołajczyka. Nadto Mikołajczyk pracował dla Anki, dorabiając handlem narkotykami. W ten sposób zdobywał pieniądze na towar dla siebie. Okazało się, że „Święty” pojechał do mieszkania Surmacz 27 grudnia, czyli dzień po morderstwie. W aktach śledztwa znaleźliśmy bilingi wskazujące, że tego dnia ktoś dzwonił do Mikołajczyka z telefonu Anny Surmacz. W tym czasie Anna i Piotr już nie żyli. Mogła to być tylko dziewczynka. Czy prosiła przyjaciela o pomoc, widząc, że jej rodzice nie żyją? Nie wiadomo. Od tej pory los obojga jest nieznany. Karolina J., dziewczyna „Świętego” zeznała, że 27 grudnia 2002 r. ok. godz. 13 jej chłopak zadzwonił do „Andzi”, ale telefon odebrała Karinka, co było niespotykane. Mikołajczyk powiedział wówczas, że musi iść do domu Surmacz oddalonego o 10 minut drogi. Wtedy widziała go ostatni raz. Pół godziny później wysłała do niego SMS-a. Rafał niemal natychmiast zadzwonił. „Zaczęłam pytać go, gdzie jest i dlaczego nie wraca. Rafał odpowiedział, że jest niedaleko domu i będzie za 20-30 minut. Nie powiedział jednak, gdzie jest. Miałam wrażenie, że był jakiś inny, przygaszony, trochę smutny” – zeznawała dziewczyna „Świętego”. Czytaj także: „Dziobak” i kompani przed sądem. Boss składa wyjaśnienia„Molek” wkracza do gry Co się działo z Karinką i „Świętym” po tym, jak chłopak pojechał do mieszkania matki dziewczynki, to pytanie pozostaje bez odpowiedzi. Pewien mężczyzna zeznał, że widział chłopaka z dziewczynką w warszawskim tramwaju w kilkanaście dni po zbrodni. Wedle innego świadka, jakiś czas później „Święty” miał pojawić się krakowskim ośrodku pomocy społecznej. Nic z tych rewelacji się nie potwierdziło. Jedna z wersji śledztwa zakłada, że Mikołajczyk zabrał małą i zdecydował się ją ukryć przed zemstą gangu mokotowskiego. Znając relacje w bandzie, mógł się domyślać, kto stoi za zbrodnią. W tę wersję śledczy wierzą najmniej. Ta najbardziej prawdopodobna zakłada, że po rozmowie z Karinką Mikołajczyk poszedł na ul. Dąbrowskiego i mógł się spotkać z dziewczynką, która była w domu, gdy zginęła jej mama oraz ojczym. Albo też idąc do Karinki zadzwonił do kogoś z Mokotowa, powiedzieć, że coś się stało. Jedno jest pewne, kiedy „Święty” znajdował się w okolicach domu „Andzi” kontaktował się z Marcinem S. ps. Molek (członkiem „Mokotowa”). Z analizy bilingów wynika, że po odebraniu połączenia „Molek” przemieszczał się w tej samej okolicy. Marcin S. miał też dzień wcześniej wykonać kilka kilkudziesięciosekundowych połączeń na numer „Andzi”. Z informacji operacyjnych policji wynikało, że S. znał Ankę, bo m.in. dostarczał jej narkotyki. Podczas przesłuchania „Molek” stwierdził, że nie pamięta rozmowy ze „Świętym”, bo tego dnia był pijany. Zresztą nie tylko wtedy. „Drugi dzień świąt spędziłem z rodziną. (…) Wieczorem spotkałem się z jakimiś moimi kolegami, piliśmy alkohol do późnej nocy i urwał mi się film. Piłem z Darkiem, którego znam z widzenia. Nie wiem, jak się nazywa ani gdzie mieszka” – przekonywał. Wyjaśnił też, że dzwonił do „Andzi”, tylko dlatego, że nie mógł złapać „Świra”, do którego miał interes. Oczywiście nie wiedział też, kto może stać za zbrodnią. Czytaj także: Ta egzekucja miała być pokazem siły. A wykończyła mafię pruszkowskąZazdrość gangstera Wśród osób typowanych do zabójstwa „Andzi” i „Świra” oraz uprowadzenia Karinki i „Świętego” znalazł się Oskar Z. ps. Oskar. Obecnie to jeden z ważniejszych członków „Mokotowa”. Jednak i 2002 r. był ważną osobą w tej grupie. Z ustaleń policji wynikało, że był przez jakiś czas konkubentem „Andzi”. Związek miał się zakończyć, gdy po raz kolejny trafił do aresztu. „W trakcie, gdy Piotr Sz. wyszedł z aresztu śledczego, to zabronił Annie Surmacz spotykania się z jakimikolwiek mężczyznami. Był bardzo zazdrosny. Oskar Z., pomimo tego, że „Świr” wyszedł z AŚ, w dalszym ciągu chciał spotykać się z Anną Surmacz. Oskar Z. był wyżej w hierarchii przestępczej od Piotra Sz. i wprowadził go do grupy mokotowskiej. Piotr Sz. w ostatnim czasie mocno poczuł się w grupie. Niemal zajął miejsce Oskara Z., w czasie, gdy ten przebywał w areszcie. Sz., jak ustalono, zabronił „Andzi” opłacania się za handel narkotykami” – czytamy w jednej z policyjnych notatek w aktach sprawy. Funkcjonariusze zwrócili uwagę na pewien incydent, który miał mieć miejsce niedługo po zabójstwie „Andzi” i „Świra”. Oskar Z. pojawił się w mokotowskiej komendzie, aby zgłosić, że próbowano go zabić. Jak twierdził, nieznany mu mężczyzna miał zaczaić się na niego w klatce schodowej bloku przy ul. Puławskiej, gdzie mieszkał. Nieznajomy zaczął strzelać do Z. z kilku metrów. Trafił tylko raz. W nogawkę spodni. Od tego momentu miał zacząć się ukrywać, bo jak mówił, chciano go wrobić w zabójstwo „Andzi” i „Świra”. To było bardzo mocno naciągane. Nie zdarzyło się bowiem, aby którykolwiek ze stołecznych gangsterów szukał na policji pomocy w związku z usiłowaniem zabójstwa. Takie sprawy, zazwyczaj załatwiali sami. „Z uwagi na wcześniejsze typowanie ww. do zabójstwa Anny Surmacz i Piotra Sz., nie można w tej chwili wykluczyć, że Oskar Z. sfingował powyższe zdarzenie, aby mieć alibi do ukrycia się lub oddalenia od siebie zarzutów. Motywem zabójstwa mogła być zazdrość Oskara Z. o Annę Surmacz i chęć zysku” – ustalili policjanci. Oskar Z. zaprzeczył, aby miał cokolwiek wspólnego ze zbrodnią przy ul. Dąbrowskiego. Owszem znał „Świra” i to od 12 lat. Pomagał mu finansowo po odsiadkach. Pytany o romans z Anką Surmacz odparł zdecydowanie: „Z „Andzią” łączyły mnie wyłącznie stosunki koleżeńskie. Wiem, że chodzi plotka, że z nią żyłem, ale to bzdura”. Podkreślił, że to on poznał Ankę z Piotrem. On także nie miał pojęcia, kto mógł zabić. Trzeba tu dodać gwoli wyjaśnienia, że „Oskar” to dobry kumpel, o ile nie wspólnik „Molka”, który pojawił się w tej opowieści chwilę wcześniej. Razem działali później w gangu obcinaczy palców i dokonywali brutalnych napadów. Obecnie odsiadują wieloletnie wyroki. Czytaj także: Narkotyki, haracze, brutalne napady. Tak „Dziobak” podbijał półświatekPoszukiwani Do tej pory żaden ze „skruszonych” członków gangu mokotowskiego nie miał wiedzy o losach Karinki i „Świętego”. Formalnie śledztwo jest umorzone ze względu na niewykrycie sprawcy. Dziewczynka oraz jej ulubiony wujek są wciąż poszukiwani jako zaginieni. Siedem lat po zabójstwie policjanci udostępnili zdjęcia „postarzonej” Karinki metodą tzw. progresji wiekowej. I to była jedna z ostatnich czynności w tej sprawie. Po policjantach wydziału terroru kryminalnego i zabójstw KSP, sprawie „przyglądali” się funkcjonariusze CBŚP. Także bez rezultatu. Czytaj także: Mafijna „Królowa Ożarowa” skazana. Miała zastępować uwięzionego męża