Taktyka „rodem z II wojny światowej”. Przedstawiciele ukraińskiego wywiadu potwierdzają wycofanie północnokoreańskich oddziałów z walk w obwodzie kurskim. Koreańczycy ponieśli tam duże starty. To między innymi efekt taktyki „rodem z II wojny światowej” – ataków piechoty nie zwracającej uwagi na drony i artylerię wroga. W mediach społecznościowych pojawiły się nagrania zabitych koreańskich dowódców w randze podpułkowników.„W obwodzie kurskim, w pobliżu wsi Mała Loknja, żołnierze 1. Batalionu 22. Brygady Zmechanizowanej stoczyli zacięte walki i dzięki dobrze zorganizowanej obronie w ciągu kilku tygodni w styczniu pokonali cały batalion północnokoreańskich sił specjalnych. Nawet oficerowie dołączyli do ataku na naszą piechotę. Trzech oficerów z dokumentami podpułkownika zginęło w walce wręcz” – poinformował w mediach społecznościowych Jurij Butusow, jeden z Ukraińców walczących na froncie.Z dziennikarzami Sky News rozmawiał też ukraiński dowódca o pseudonimie „Puls”, którego jednostka – 1. Batalion Nurków Sił Operacji Specjalnych – miała za zadanie zbadanie wszystkiego, co wiąże się z funkcjonowaniem jednostek Korei Północnej na froncie.Żołnierze Kima, z wypranymi mózgami, łatwym celem na polu walkiŻołnierz wymienił kilka cech, które charakteryzowały oddziały północnokoreańskie w okolicach Kurska. – Początkowo wyraźny był brak świadomości zagrożeń ze strony dronów i artylerii, żołnierze atakowali pieszo „jak w czasach II wojny światowej” w grupach po 20, 40, a nawet 60 ludzi, stając się łatwym celem – wyliczał. – Widoczne było „wypranie mózgów”, co oznaczało bezwzględne parcie do przodu, mimo że jest silny ostrzał wroga, a towarzysze giną i odnoszą rany – podkreślił.Zobacz także: Świat oczami Kim Dzong Una. „To Ukraina atakuje Rosję”Lepsze wyposażenie Koreańczyków niż wielu RosjanKoreańczycy z Północy starali się również usuwać dowody swojej obecności na terenach objętych wojną. Dokładali starań, by ratować za wszelką cenę rannych oraz zabierać ciała zabitych. Unikali także oddawania się żywcem do niewoli. Były przypadki żołnierzy wysadzających się granatami, by uniknąć ryzyka pojmania. „Puls” twierdził nawet, że znany jest przypadek żołnierza, który krzyczał „za generała Kim Dzong Una”, zanim popełnił samobójstwo.Problemem wroga była również słaba koordynacja między siłami północnokoreańskimi i rosyjskimi z powodu bariery językowej. Podsłuch ukraiński ustalił, że z tego powodu na przykład Koreańczycy przypadkowo zaatakowali pozycje rosyjskie.Wojskowy zwrócił też uwagę na lepsze wyposażenie Koreańczyków niż wielu Rosjan, którzy mieli karabiny i mundury, choć brakowało im ciężkiego wsparcia – żołnierze Kima poruszali się tylko pieszo i używali wózków golfowych do transportu amunicji.Zobacz także: Zakaz mówienia o poległych na wojnie. W zamian Korea daje legitymacjeŻołnierze jak modelki– Wszyscy byli ogoleni i perfekcyjnie uczesani, jak modelki – powiedział brytyjskim dziennikarzom „Puls”.Ukrainiec nie ma wątpliwości, że choć Koreańczycy z Północy zniknęli z frontu w okolicach Kurska, to z pewnością powrócą. – Albo analizują swoje błędy, albo leczą rany, albo może czekają na posiłki. Mówi się, że Kim Dzong Un wysyła tu więcej Koreańczyków z Północy – mówił wojskowy.Zobacz także: Żołnierze Kim Dzong Una w Rosji. Korea Południowa pomoże UkrainieJego komandosi otrzymali zadanie przejęcia dokumentów oraz pobrania próbek DNA z ciał około 25 żołnierzy Kima, którzy zginęli w ostrzale dronów i artylerii około dwa tygodnie temu w odwodzie kurskim.„Puls” ujawnił też, że Azjaci na froncie zwykle mieli ze sobą tylko amunicję i czekoladę. Żaden nie miał choćby butelki z wodą. Wyglądało to tak, jakby szli do ataku, liczyli, że zdobędą pozycje wroga i tam się napiją oraz posilą jego zapasami.