Złotym środkiem ma być gaz ksenonowy. Czterej alpiniści-amatorzy zapłacili po 155 tys. dolarów, aby w tydzień pojechać w Himalaje i zdobyć szczyt Mount Everest korzystając z gazu ksenonowego – informuje dziennik „El Pais”. Substancja ta jest uważana w lekkoatletyce za doping, ponieważ może znacznie zwiększyć poziom erytropoetyny (EPO), hormonu, który odgrywa kluczową rolę w produkcji czerwonych krwinek. Zdobywanie Mount Everestu przez amatorów mocnych wrażeń, nie jest już niczym dziwnym. Podobnie jak kolejki alpinistów w drodze na szczyt. Pewna austriacka firma oferuje obecnie usługę wejścia na najwyższy szczyt Ziemi bez konieczności m.in. stosownej aklimatyzacji czy czekania w kolejnych bazach. Jak podaje „El Pais”, za 155 tys. dolarów za tydzień od osoby, czterech alpinistów-amatorów chce zdobyć Mount Everest, korzystając z gazu ksenonowego. „Jedynym wymogiem, oprócz pieniędzy, jest elastyczność: gdy zostanie ogłoszone okno dobrej pogody, wskoczą do samolotu, wylądują w Katmandu, zostaną przewiezieni do kliniki, gdzie będą wdychać gaz przez pół godziny, a następnie polecą helikopterem do bazy, położonej na wysokości 5300 metrów nad poziomem morza. Następnie spędzą trzy dni na wspinaczce na górę przy użyciu sztucznego tlenu i jeden dzień na zejściu, zanim odlecą do domu” – donosi hiszpański dziennik. Czwórka śmiałków przechodzi aklimatyzacje w domach, z ośmiotygodniową kuracją w komorach hipoksyjnych. Zdaniem ekspertów wykorzystanie przez wspinaczy gazu ksenonowego może „zwiększyć poziom erytropoetyny, hormonu wytwarzanego głównie przez nerki, który odgrywa kluczową rolę w produkcji czerwonych krwinek, komórek transportujących tlen we krwi”. Samo EPO jak i gaz ksenonowy uważane są od 2014 r. za substancje dopingujące. Czytaj także: Inflacja dopadła także himalaistów. Podwyżki za wejście na Mount Everest