Konrad Bukowiecki na mistrzowskiej imprezie. Po latach niepowodzeń i rozmyślań o przyszłości pojawiło się światełko w tunelu. Konrad Bukowiecki ponownie porozstawiał rywali po kątach i wygrał międzynarodowy mityng. Wprawdzie wynik 20,42 m w pchnięciu kulą nie rzuca na kolana, ale to bardzo dobry prognostyk przed kluczowymi występami w halowym sezonie. – Nareszcie w pełni mogę się skupić na rywalizacji. Nie myślę o zabiegach, rehabilitacjach i zaleczaniu urazów. Nie odczuwam bólu – mówił w rozmowie z TVP.Info. Bukowiecki w dobrym stylu rozpoczął 2025 roku. Potwierdził, że wciąż może walczyć, jak równy z równymi na międzynarodowych arenach. Wygrana w zagranicznym mityngu pozwoliła na nowo uwierzyć, że to, co robi, ma sens. Pozostaje wierzyć, że wyniki ze stycznia przełożą się na rezultaty osiągane na przełomie lutego i marca w trackie kluczowych zmagań w hali.***Filip Kołodziejski: – Przywykłem, że gdy dzwonię w styczniu, jesteś w RPA. Teraz jest inaczej. Gdzie się znajdujesz?Konrad Bukowiecki: – Pierwszy raz od jedenastu lat na początku siedzę w Polsce. W Spale.Dlaczego?Podjęliśmy wspólną decyzję z ojcem-trenerem. Nowości też się przydają. Dodatkowo Natalia (Bukowiecka – przyp. red.) chciała bardziej przygotować się do sezonu halowego. Również wybrała Spałę.Nowe bodźce przekładają się na dobre wyniki. Wygrałeś zawody w Luksemburgu, zaliczane do międzynarodowego cyklu CMCM Indoor Meeting. Większa była radość czy jednak zaskoczenie?Radość. Nie pamiętam, kiedy ostatnio cieszyłem się ze zwycięstwa. Znów poczułem smak wygranej. Jednak nie oszukujmy się – nie pcham jeszcze po 22 metry. Udało się osiągnąć wynik 20,42 metra. Dużo przede mną. Jak na styczeń jest spoko. W poprzednich latach nie startowałem na początku roku. Nie miałem tego w zwyczaju. Gdy pojawiałem się w kole w RPA, celem było sprawdzenie formy, którą budowałem. Tym razem chciałem maksymalnie wykorzystać czas. Poza tym, w końcu... nic mnie nie boli! Czyli dawno nie byłeś u lekarzy?Być, byłem, ale z dobrym skutkiem. Nie narzekam już na ciągłe bóle. Nareszcie w pełni mogę się skupić na rywalizacji. Nie myślę o zabiegach, rehabilitacjach i zaleczaniu urazów. Ponownie cieszę się z trenowania. Mam radość z wykonywania ćwiczeń. Nie odczuwam dyskomfortu. Realizuję plan od A do Z. Nie muszę stosować zamienników w trakcie treningów. Nie kombinuję. Złe myśli nie zaprzątają mi głowy.Co zmieniliście, że jest tak dobrze?Jest sporo korekt. Przed rozpoczęciem przygotowań usiedliśmy wspólnie przy stole i przeprowadziliśmy ważną rozmowę. Wysłuchaliśmy, co jedna i druga strona ma do powiedzenia i zaoferowania. Spotkaliśmy się pośrodku drogi. Mamy wspólną wizję. Powiedziałem wprost, co chcę robić. Wiem, co na mnie działa. Tata mi zaufał. A ja jemu. Poszedł na ustępstwa. Bardzo mu za to dziękuję. Chce dla mnie jak najlepiej. Dużo już wspólnie przeszliśmy. Nie mam zamiaru kończyć tej współpracy. W wielu artykułach można przeczytać, że jesteś w znakomitej dyspozycji. Rozumiem jednak, że zachowujesz chłodną głowę?Oczywiście. Świetnie i ekstra jeszcze nie jest. Moją dyspozycję mogę ocenić słowem: „dobra”. Pcham na większym luzie. Wyniki są dużo lepsze niż przez ostatnie dwa lata. Optymistyczny scenariusz. Koniec końców, znów powtórzę, iż najważniejsze jest to, że nie czuję dyskomfortu w trakcie przygotowań. Zdrowie dopisuje.Sinusoida. To chyba najlepsze słowo, które podsumowuje twoją dyspozycję w minionych sezonach.Nie było łatwo. Ten czas wiele mnie nauczył. Wiem więcej o sobie oraz o ludziach, którzy mnie otaczali. Wszystko zaczęło się sypać w 2020 roku. Bywały przebłyski, ale trwały tylko chwilę. Potem znów upadałem i sytuacja zdrowotna się pogarszała. Najgorsze już za mną. Jestem wdzięczny za ten czas. Zyskałem cenne doświadczenie. Czasu nie cofnę. Liczę, że wyciągnąłem dobre wnioski.Kibice dawno nie widzieli cię tak uśmiechniętego. Zgadzasz się?Tak! To chyba wszystko sprawa... małżeństwa. Wzięliśmy ślub z Natalią (dawniej Kaczmarek – przyp. red.). Cieszę się, że tak dobrze się dogadujemy. Zawsze mogę na nią liczyć. Czuję od niej wielkie wsparcie. Wiem, że wybrałem dobrze. To odpowiednia kobieta. Spędzę z nią resztę życia. Jest cudownie. Dobre samopoczucie przekłada się na wyniki sportowe. Jestem zawodnikiem, który lubi startować. To esencja rywalizacji. Po to trenuję. Chcę się sprawdzać w gronie najlepszych. Odpalasz jeszcze wideo ze starych występów, w trakcie których triumfowałeś albo stawałeś na podium?Teraz tego nie potrzebuję. Robiłem tak, gdy naprawdę było źle i mocno nie szło. Wówczas wracałem do najbardziej udanych momentów w karierze. Teraz skupiam się na tym, co będzie. Odłożyłem przeszłość w kąt. Znam siebie. Znam swoje możliwości. Wiem, że mogę pchać naprawdę daleko. Obym zaskoczył jeszcze świata.Wiem, że nie lubisz mówić o nieoficjalnych wynikach, ale w sieci pojawił się wpis, w którym poinformowano, że przekroczyłeś już w tym roku 21 metrów. To prawda?Rzeczywiście tak było. Nie jestem jednak fanem tego wpisu. Nie widzę sensu publikowania takich treści. To tylko rodzi niepotrzebne dywagacje i dyskusje. Nie chcę w kółko o tym opowiadać. Preferuję ciszę i spokój. Wolę, żeby dziennikarze pisali o oficjalnych rezultatach. Nie zmienia to jednak faktu, że radość była ogromna. To pierwsza tak daleka próba w moim wykonaniu od czasu zerwania więzadeł w kolanie. Sam byłem zaskoczony. Od dawna nie pchałem tyle na treningach. Zastrzyk motywacji. Znów poczułem to świetne uczucie. Napędzam się sukcesami. Wyznaję zasadę, że po porażkach wrócę silniejszy. Znajdziesz jeszcze miejsce na półce na kolejne medale?Nie będzie z tym problemu. Ale spokojnie, nie wariujmy. Jeszcze dużo pracy przede mną. Chcę złapać większą pewność siebie. Liczę, że na kolejnych mityngach też pokażę się z dobrej strony. 29 stycznia pojawię się w Belgradzie. W lutym wezmę udział w Orlen Cup i Copernicus Cup. Następnie będą mistrzostwa Polski. Chciałbym tam zdobyć medal – najlepiej złoty. Mam nadzieję, że im dalej w sezon, tym te wyniki będą lepsze. Przede mną pracowity miesiąc. Nie będzie czasy na nudę.W marcu zostaną przeprowadzone halowe mistrzostwa Europy w Apeldoorn (6-9 marca). Następnie rywalizacja w czempionacie w Nankinie (21-23 marca). Widzisz się na tych mistrzowskich imprezach?Pojawię się w Holandii. Zobaczymy, z jakim rezultatem ukończę rywalizację. Następnie zdecyduję, czy polecimy do Chin na mistrzostwa świata. Najpierw muszę się na nie załapać. Nie nakręcam się przesadnie. Przecież przeciwnicy na pewno nie przestraszyli się, gdy zdali sobie sprawę, że pchnąłem 20,42 metra. Zapewne nie mieli w głowie myśli: „O nie! Bukowiecki wrócił...”. Żeby zdobywać medale, należy pchać metr dalej niż ja w Luksemburugu. Planuję też wziąć udział – po raz pierwszy w życiu – w Pucharze Europy w rzutach. Impreza zostanie przeprowadzona na Cyprze. Intensywny czas przede mną. Dużo, dużo pracy.Czytaj też: Historyczna wygrana Polki. „Tęsknota za córką to cena sukcesu”