Alessandro Cortini wraca do Polski z nowym projektem muzycznym. Choć światowy rozgłos przyniosła mu współpraca z kultową grupą Nine Inch Nails, to uznanie krytyków i miłość publiczności zapewniły mu jego własne muzyczne poszukiwania. Wychowany przez mamę na Beatlesach, swoją drogę odnalazł w syntezatorach i muzyce eksperymentalnej, nie pozbawionej jednak romantycznego pierwiastka. Do Polski, po pięciu latach nieobecności, wraca Alessandro Cortini. W Warszawie artysta zaprezentuje materiał z płyty „Nati Infiniti”. W rozmowie z portalem TVP.Info urodzony w Bolonii muzyk, opowiada o źródłach nowego projektu, byciu ojcem i jakiej muzyki słucha z córką oraz próbuje wytłumaczyć, dlaczego nie czyta już książek.***Mateusz Baran: Zanim zaczniemy naszą rozmowę, muszę powiedzieć, że widziałem Cię w Białymstoku kilka lat temu podczas Up To Date Festival w Pałacu Branickich. Był to jeden z najlepszych występów, jakie widziałem w życiu.Alessandro Cortini: Tak, pamiętam tamten koncert. Było niesamowicie. Pałac miał w sobie coś wyjątkowego, coś, co doskonale współgrało z moją muzyką. To miejsce samo w sobie było magiczne, miało niezwykłą akustykę, a także atmosferę. Myślę, że taka przestrzeń pozwala muzyce lepiej rezonować z publicznością.Wracasz do Polski, zagrasz w Warszawie. Tym razem z projektem „Nati Infiniti”. Czego możemy się spodziewać i jaka idea kryje się za tym materiałem?Ten materiał powstał pierwotnie jako część instalacji na Sónar Festival w Barcelonie. Nazwa projektu, „Born Infinite”, w tłumaczeniu na polski oznacza „urodzony nieskończonością”. To idea, która mnie fascynuje – odzwierciedla wieczne przemiany i procesy w naturze. Początkowo stworzyłem tę instalację, by wypełnić dźwiękami cztery piętra starej fabryki kwiatów. Było to ogromne, industrialne miejsce, z wysokim sufitem i świetną akustyką, a w jego centrum znajdowały się masywne rury. Stworzyłem cztery odrębne sekwencje dźwięków, każdą dedykowaną jednemu piętru. Użyłem instrumentu Strega, który zaprojektowałem wspólnie z firmą Make Noise.Czytaj też: „Tworzył filmy arcypolskie”. Znany reżyser patronem 2025 r.Założeniem było, aby dźwięki wzajemnie się przenikały, ale nigdy nie powtarzały. To była swoista muzyczna nieskończoność, która ewoluowała w sposób organiczny, pozostawiając przestrzeń na przypadkowe harmonie i dysonanse. Dla mnie to był eksperyment, który pozwolił mi porzucić tradycyjne struktury kompozycyjne i skupić się na procesie samego tworzenia. Oczywiście mogło się zdarzyć, że coś się powtórzyło, ale ja nie byłem tego świadkiem! I właśnie to bardzo mi się podobało, ponieważ tworzyło stan, który ewoluował, pozwalając utworowi przemawiać za siebie, zamiast narzucania mu określonego kierunku kompozycyjnego. To było jak obserwowanie elementów, które istnieją samodzielnie, a moim zadaniem było jedynie śledzenie ich rozwoju.Podczas procesu twórczego odkryłem, że efekty były zawsze – może nie zawsze dobre – ale na pewno interesujące.Była to pierwsza rzecz, którą stworzyłem w czasie pandemii. W tamtym czasie nie miałem w sobie energii, by stworzyć nowy album i rozpocząć trasę koncertową – zwłaszcza w obliczu ówczesnych realiów. Pandemia była dla mnie bardziej okresem biernego czerpania przyjemności z muzyki niż aktywnego tworzenia. Skupiłem się na słuchaniu swoich płyt i odkrywaniu aspektów audiofilskich w dźwięku.To doświadczenie doprowadziło mnie w tym roku do współpracy z firmą Campfire. Stworzyliśmy razem parę słuchawek. Gdy przyszedł czas, by ponownie występować na żywo, zdałem sobie sprawę, że konfiguracja użyta w instalacji dla projektu „Nati Infiniti” była idealna do nowego rodzaju występów. Koncerty te opierały się na braku wcześniejszego przygotowania – były jak rozmowa bez z góry określonych tematów.Czy możesz to wyjaśnić? Czy właśnie to usłyszymy niebawem w Warszawie?Oczywiście znam „gramatykę” tej muzyki, ponieważ zaprojektowałem instrument, na którym gram. Jednak nie wiem dokładnie, co na nim zagram. Instrument, podobnie jak gramatyka, ma swoje reguły, których trzeba przestrzegać, by mówić jego językiem. Ale to, o czym będę mówił, zależy od mojego nastroju, miejsca, reakcji publiczności i wielu innych czynników.Czytaj też: YANA i jej nowa płyta. „Nie będę tańczyć na TikToku”Mogę powiedzieć, że to najbardziej wyzwalający, najmniej stresujący i jednocześnie najbardziej satysfakcjonujący sposób tworzenia muzyki na żywo, jaki kiedykolwiek praktykowałem. Nigdy się nie denerwuję. Zawsze czuję ekscytację. Z niecierpliwością czekam na każdy występ. Nie chcę przez to powiedzieć, że wcześniej było inaczej, ale kiedy ma się zaplanowany harmonogram albo – jak to się mówi – „setlistę”, i wiadomo dokładnie, co się zagra, koncerty wyglądają inaczej. Przy projektach takich jak „Volume Massimo” czy „Avanti”, występy były podporządkowane określonemu schematowi. Wiadomo było, że konkretne utwory są powiązane z wizualizacjami, a choć zawsze zachowywałem pewien poziom swobody, całość była bardziej przewidywalna. W efekcie każde widowisko było w dużym stopniu podobne, niezależnie od miejsca, w którym się odbywało.W tym przypadku każdy koncert jest inny i bezpośrednio związany z przestrzenią, w której się odbywa. Szczególnie fascynujące są występy, które gram wspólnie z Marco. Marco tworzy wizualizacje na żywo, opierając się na bardzo interesujących materiałach, takich jak makrofilmowanie minerałów. Te minerały umieszczane są na platformie, która obraca się, co daje niezwykły efekt wizualny. To bardzo silnie związane z ideą „Born Infinite” – czymś, co w świecie materialnym można sobie wyobrazić jako minerał, istniejący od zawsze. Kiedy Marco tworzy to na żywo, zyskuje to zupełnie nowe znaczenie i większą intensywność.Kiedy występuję sam, ponieważ często budżet koncertów nie pozwala na transport całego sprzętu ani obecność nas obu, korzystam z materiałów wizualnych wcześniej przygotowanych przez Marco. To świetne rozwiązanie, ponieważ mogę obserwować wizualizacje i na bieżąco dostosowywać swoje decyzje muzyczne do tego, co dzieje się na ekranie. Jest to dla mnie bardzo wyzwalające.Nagrywasz koncerty i planujesz je wydać.Do tej pory mam ich zarejestrowanych około czterdziestu. Marzyłoby mi się stworzenie ogromnego zestawu pudełkowego z tymi wszystkimi nagraniami, bo są one niezwykle różnorodne, ale nie wiem, na ile to realistyczne. Zobaczymy.Wygląda na to, że ten projekt daje Ci ogromną radość.Zdecydowanie. Gram te koncerty przede wszystkim dla siebie. Tworzenie w ten sposób to odkrywanie rzeczy, które mnie uszczęśliwiają. I myślę, że publiczność to czuje. Ludzie, którzy przychodzą na moje występy, widzą moją autentyczną radość i sami mogą doświadczyć czegoś wyjątkowego.A co z Twoją codzienną pracą w studiu? Jak wygląda Twój dzień, kiedy nie jesteś w trasie? Przeprowadziłeś się z Berlina do Lizbony. Czy wyprowadzka z mekki muzyki elektronicznej miała wpływ na twoją praktykę?Niedawno wróciłem do codziennego nagrywania i eksperymentowania w studiu. Staram się spędzać tam czas codziennie, choć życie się zmieniło, odkąd zostałem ojcem. Bycie rodzicem to niesamowita odpowiedzialność, ale też ogromna radość. Początkowo miałem trudności ze znalezieniem równowagi między byciem muzykiem a ojcem, ale teraz wiem, że mogę to połączyć.Codziennie rano odwożę moją córkę do szkoły, a w drodze słuchamy muzyki — zazwyczaj jej ulubionych piosenek. To nasz rytuał. Później mam czas na tworzenie, ale zawsze priorytetem jest rodzina.Jakiej muzyki słuchacie razem w samochodzie?Moja córka uwielbia muzykę z filmu „Frozen” oraz włoską piosenkarkę Carolinę Benvengę, która śpiewa piosenki dla dzieci. Czasem puszczam jej też coś swojego, albo bardziej „dorosłe” utwory — na przykład Prince'a czy nawet Mayhem. Ona to odbiera w swój sposób, a ja uwielbiam widzieć, jak reaguje na dźwięki. W ostatnich tygodniach zanurzyliśmy się w oryginalny, prawdziwy norweski black metal.Czytaj też: Dom z kultowego serialu wystawiony na sprzedaż. Cena zwala z nógWracam do muzyki z czasów młodości. To były czasy, kiedy – nie każdy o tym wie – grałem w zespole. Tak, byłem w black metalowej kapeli, gdy miałem szesnaście, siedemnaście lat. Nazywaliśmy się The Last Bride, a działaliśmy we Włoszech. Wróciłem do tych dźwięków, zafascynowany przede wszystkim ich intensywnością.Ona też tego słucha. Słucha w zasadzie wszystkiego, ale zazwyczaj, kiedy jedziemy do szkoły, leci jej muzyka.Czy myślałeś o nagrywaniu dźwięków ze wspólnych chwil z córką? Mógłbyś je później wykorzystać w kompozycjach, tak, jak wykorzystałeś dźwięki z filmów swojego ojca na albumie „Avanti”.To świetny pomysł. Mam mnóstwo zdjęć i filmów, ale może powinienem zacząć nagrywać dźwięki, by uchwycić te chwile w bardziej namacalny sposób? Dźwięk ma w sobie coś wyjątkowego, coś, co przywołuje wspomnienia lepiej niż obraz. Powinienem sprawić sobie mały walkman z opcją nagrywania albo skorzystać z jednego z moich cyfrowych rejestratorów i zacząć to robić.Zostawić jej bardziej namacalne wspomnienia. Mamy wspólne albumy na iPhonie z tysiącami zdjęć – co łatwo sobie wyobrazić – ale jak często tak naprawdę do nich wracasz? To już nie jest to samo, co kiedyś, kiedy zdjęcia były namacalne, podzielone na małe albumy. Pamiętasz, jak oddawało się kliszę do wywołania? Nie wiem, czy to robiłeś, ale kiedyś dostawało się taką małą plastikową książeczkę z odbitkami z jednej rolki filmu. Na okładce można było coś napisać długopisem – co to za album, jaki to moment. I za każdym razem wracałeś do tego konkretnego kawałka przeszłości.Współpracujesz z Nine Inch Nails, z Ladytron. Twoja mama słuchała Beatlesów, a ty jako nastolatek byłeś fanem Depeche Mode. Jak te różnorodne wpływy kształtują Cię jako artystę?Muzyka zawsze była i będzie częścią mojego życia. Dzięki różnym inspiracjom i doświadczeniom nauczyłem się eksperymentować i rozwijać własny styl. Jednak staram się unikać presji komercyjnej. Dziś tworzę muzykę z czystej pasji, nie dla pieniędzy. To daje mi wolność. Staram się jednak coraz bardziej odchodzić od traktowania jej jako głównego źródła utrzymania – jako podstawy mojego dochodu. Po prostu dlatego, że nie chcę, by tak było. Muzyka została ogólnie mocno zdeprecjonowana. Nie mówię tego, żeby narzekać, choć oczywiście trochę to brzmi jak narzekanie, ale taka jest rzeczywistość.To jak narzekać na to, że radio zniknęło, ustępując miejsca telewizji. To przykre, ale nie jestem w stanie tego zmienić. Mam jednak to szczęście, że moje ADHD przez lata pozwoliło mi angażować się z ogromną pasją w inne rzeczy, które mnie fascynują – jak syntezatory, słuchawki, odzież czy inne zajęcia, które po prostu mnie porywają. Nie ma za tym żadnego planu biznesowego. Po prostu współpracuję z przyjaciółmi i ludźmi o podobnym podejściu.I z tego coś powstaje. Innymi słowy, nie muszę polegać wyłącznie na koncertach czy muzyce, którą tworzę, jako na źródle utrzymania. To z kolei pozwala mi wracać do procesu twórczego muzyki całkowicie wolnym od odpowiedzialności czy presji związanej z myśleniem, że muszę zapłacić rachunki za pomocą tego albumu. Bo wiem, że i tak nie zapłacę żadnych rachunków z żadnego albumu!I o to właśnie chodzi – przestałem patrzeć na muzykę jako na sposób zarabiania. Oczywiście, to, że jestem muzykiem, znajduje swoje odzwierciedlenie we wszystkich tych rzeczach. W końcu to wszystko sprowadza się do miłości do muzyki. Słuchawki to przecież tylko sposób na jej słuchanie.Czytaj też: Gwiazdor pozywa śledczych, którzy doprowadzili go na ławę oskarżonychSyntezator to przecież narzędzie do tworzenia muzyki. I choć nadal słucham muzyki – pewnie jakieś trzy, cztery godziny dziennie – robię to teraz bardziej dla siebie. Wychodzę na spacer i słucham moich ulubionych albumów. Ale staram się odsunąć od tej depresji związanej z tym, czym muzyka się stała z punktu widzenia wartości. Oczywiście, świetnie jest mieć dostęp do wszystkiego, co tylko chcesz, natychmiast, za niewielką opłatą miesięczną. Ale jednocześnie to już nie jest to, na czym się wychowałem.Muzyka została zdeprecjonowana. Wartość mierzy się bardziej ilością niż jakością. I to trochę boli.Czasy dla artystów są trudne. Czy masz jakieś rady dla młodych twórców? Odwołuję się do twojego doświadczenia akademickiego. W Stanach Zjednoczonych uczyłeś muzyki.Znajdźcie swój głos! Twórzcie to, co naprawdę kochacie, zamiast podążać za trendami. W muzyce najważniejsze jest bycie szczerym i autentycznym. Nigdy nie rób tego dla pieniędzy. Po prostu nie! A po drugie, postaraj się spojrzeć w siebie, zamiast szukać odpowiedzi na zewnątrz. Znajdź coś, co sprawia, że czujesz się wyjątkowy, coś, co potrafisz robić – coś, co naprawdę pochodzi z ciebie, zamiast skupiać się na tym, co robią inni. Nie mówię, żeby całkowicie się izolować, ale jednocześnie wspominam o czymś, czego sam doświadczyłem. Kiedy grałem w zespołach, spędzałem zbyt dużo czasu, myśląc o tym, co robią inni muzycy czy inne zespoły. Inspirowałem się nimi, a czasem – nie boję się przyznać – nawet ich naśladowałem w pewnym stopniu.Czytaj też: Apokalipsa zombie w Polsce. „Ale z naszymi umarłymi” w Teatrze TelewizjiDopiero gdy zrozumiałem, że dużo lepiej jest pielęgnować własny głos, własną wizję – niezależnie od tego, co myślą inni – wszystko zaczęło się zmieniać. Ale muszę przyznać, że trudno dawać rady. Każdy jest na innym etapie swojej drogi. Łatwo mi powiedzieć „rób to z miłości”, kiedy robię to już od ilu? Trzydziestu lat? Jestem w uprzywilejowanej pozycji, to jasne. Jednak wciąż wierzę, że największym atutem dla kogoś, kto tworzy muzykę, jest odnalezienie swojego własnego głosu. To jest o wiele cenniejsze niż podążanie za trendami.Jaki jest twój stosunek do sztucznej inteligencji? Obawiasz się jej wpływu na przemysł muzyczny? Domyślam się, że jako entuzjasta sprzętu i fizycznego, analogowego kontaktu z instrumentem nie korzystasz AI.Myślę, że AI jeszcze bardziej obniży wartość muzyki, która już teraz jest mocno zdeprecjonowana. Osobiście nie korzystam z AI w tworzeniu muzyki, bo dla mnie to proces bardzo osobisty. Jednak widzę potencjał AI w innych dziedzinach.Na koniec chciałbym Cię zapytać o związki z polską kulturą? Czy są polscy artyści, których znasz i którzy być może Cię inspirują?Nie znam polskiej kultury zbyt dobrze, ale chętnie poznam. Każda kultura ma coś wartościowego do zaoferowania, a ja zawsze jestem otwarty na nowe doświadczenia. Muszę przyznać, że jestem w tym temacie okropnym ignorantem – ale w sumie jestem ignorantem w wielu sprawach. Wiesz, to chyba dlatego, że nieznajomość wielu rzeczy pozwala mi bardziej wsłuchać się w to, co sam mam do powiedzenia. Rozumiesz, o co mi chodzi? Już prawie w ogóle nie czytam… Słucham głównie muzyki. I nawet tutaj staram się nie szukać zbyt wiele nowości, bo zauważyłem, że emocjonalne więzi, jakie nawiązałem z muzyką, kiedy byłem młodszy, są o wiele silniejsze niż te, które mogę odnaleźć w nowej muzyce. Więc raczej wracam do klasyki, do tych utworów, z którymi się wychowałem, zamiast rozglądać się za czymś nowym.Oczywiście, nadal zdarza mi się spędzać noce na Bandcampie, wspierać artystów i kupować muzykę. Ale generalnie nie sprawdzam, skąd pochodzi ta muzyka. Wybieram według roku, kupuję albumy, czasem nawet nie znam tytułów utworów. Po prostu włączam i słucham. To dziwne, bo w pewnym sensie przestałem patrzeć na muzykę przez pryzmat jej pochodzenia. I mam nadzieję, że nie zabrzmi to jak brak szacunku wobec polskiej kultury czy żadnej innej. Chodzi mi o to, że jeśli pojawia się artysta z Polski, to mogę nawet nie wiedzieć, że pochodzi z Polski. Patrzę na to jak Neo patrzył na Matrix – widząc siatkę, widzę, jak wszystko jest zrobione.Wtedy przestaje mieć znaczenie, skąd to pochodzi. Jeśli coś cię wzbogaca, czyni cię silniejszym lub bardziej świadomym, to skąd to się wzięło, przestaje być ważne. W pewnym sensie chodzi o uchwycenie prawdziwej esencji sztuki, bez zastanawiania się nad jej kontekstem. Choć może to lenistwo, nie wykluczam takiego wyjaśnienia. (śmiech) Być może prawdziwy powód jest prostszy: bycie ojcem oznacza, że mam bardzo mało czasu, by zgłębiać rzeczy tak, jak kiedyś to robiłem. Dlatego chwytam to, co mogę, w możliwie najkrótszym czasie, a potem idę dalej.***Alessandro Cortini wystąpi w Warszawie w klubie Niebo w piątek, 24 stycznia.Czytaj też: Bodyguardowi stuknęło 70. Teraz jest „złotym kawalerem Hollywood”