Był powiewem Zachodu. W czasach PRL był wizytówką nie tylko warszawskiego, ale też polskiego handlu. Tu przyjeżdżały wycieczki z całej Polski, zachwycano się ruchomymi schodami i nowoczesnym wnętrzem budynku. Tu kręcono film „Przepraszam, czy tu biją” a po zmianie ustroju w 1992 roku otwarto pierwszy w Polsce McDonald’s. Teraz Dom Handlowy „Sezam”, bo o nim mowa, na zawsze żegna się z mieszkańcami stolicy. „Ja widziałem, jak wychodziła ze Złotych Tarasów/Jej uśmiechu nie zapomnę, poprawił mój nastrój” śpiewa niejaki Mr. Polska w swoim hicie „Złote Tarasy”. Gdyby utwór ten powstał w latach 70. podmiot literacki raczej z pewnością wspomniałby właśnie o nim, czyli Spółdzielczym Domu Handlowym „Sezam”.Centrum handlowe czasów PRL. Było supernowoczesneBył wizytówką nie tylko warszawskiego, ale też polskiego handlu minionej epoki. Otwarto go dokładnie 11 października 1969 roku w samo południe. Ale dzień wcześniej zaproszono dziennikarzy, zorganizowano konferencję prasową i pokazano wnętrza.Następnego dnia mogli przekroczyć jego próg zaproszeni goście, władze Centrali Spółdzielni Spożywców „Społem” i wreszcie zwykli klienci. „Sezam” miał być i był supernowoczesnym wielkopowierzchniowym obiektem handlowym.Zadbano nie tylko o towary, ale też wysoki poziom obsługi klienta i nowoczesny jak na tamte czasy system sprzedaży. Wrażenie robił również sam budynek „Sezamu”. Po Rotundzie, salonie Mody Polskiej oraz DT „Junior” był on kolejnym elementem zabudowy tzw. Ściany Wschodniej, czyli projektu nowego zagospodarowania wschodniej pierzei zburzonej przez Niemców ul. Marszałkowskiej, centralnej arterii Warszawy. Do wykończenia ścian budynku wewnątrz użyto specjalnych wykładzin, które były odporne na uszkodzenia i tłumiły dźwięk. Posadzki z kolei wykonano z materiałów, które były trudnościeralne i łatwo się zmywały. Czytaj także: Karp z Jugosławii i kubańskie pomarańcze. Pierwsza Wigilia w wolnej PolsceCharakterystycznym elementem „Sezamu” był brak okien. Atrakcją numer jeden neony z nazwami stoisk, a atrakcją numer dwa i największą, bo niektórzy przychodzili tam tylko po to, by nimi pojeździć – schody ruchome. Na ich stopniach klient mógł zobaczyć reklamy towarów, które były w „Sezamie” do kupienia. A właściwie, jak w większości sklepów do zdobycia – szkło, czajniki, syfony, prodiże itd. „Sezam” wyposażony był również w bardzo nowatorską rampę do rozładowywania towarów oraz wentylację, która wymieniała powietrze, co osiem godzin.Statyści, pokaz mody i pełne półki. Tak otwierano „Sezam”Kto stał za tym projektem? Zbigniew Karpiński (starszy z tej dwójki, przed wojną zaprojektował m.in. budynek sądu w Gdyni i ośrodek klubu sportowego „Orzeł” w Warszawie) i Andrzej Sierakowski (autor m.in. hotelu Orbis w Zakopanem, po wydarzeniach 1968 r. wyemigrował do Kanady). Mieli stworzyć obiekt handlowo–usługowy, który dorównywa podobnym w Europie.I na pewno otwarcie „Sezamu” było jak pojawienie się innego, lepszego świata. Do ostatniej chwili ustawiano towary na półkach, wypisywano kartki z cenami i odkurzano stoiska. Jak wspomina w swojej książce „Zakupy w PRL. W kolejce po wszystko” Wojciech Przylipiak klientów, którzy przyszli na otwarcie przed wejściem witała grupa statystów przebrana za bohaterów baśni „Ali Baba i czterdziestu rozbójników”. W dłoniach dzierżyli transparent „Zapraszamy do Sezamu”. Atrakcją był także pokaz mody.Co najchętniej kupowali klienci zarówno pierwszego dnia, jak i w kolejnych? Dużym powodzeniem cieszyły się owoce i rzecz jasna wędliny. Z racji tego, że można tu było dostać praktycznie wszystko klienci ustawiali się w niebotycznych kolejkach, a czasem jeszcze przed otwarciem szturmowali wejścia do tego sklepu. Co klienci czasów PRL kupowali w „Sezamie”?Najbardziej dramatyczne sceny rozgrywały się w kolejce po mięso. Dział ten znajdował się wówczas na poziomie –1. – Kolejka ustawiała się bladym świtem. Kiedy otwierano sklep, tłum rzucał się w pogoń po schodach. Do lady docierali najsilniejsi – wspominała w jednym z wywiadów Elżbieta Owczarzak, kasjerka przez lata pracująca w sklepie.Powodzeniem cieszyło się również stoisko z dywanami, tkaninami dekoracyjnymi i kryształami, a także bielizną. W dniu otwarcia tłum był tak ogromny, że kierownik sklepu zorganizował na szybko stoisko z winogronami przed wejściem do „Sezamu”.Klientów obsługiwało w samym dziale spożywczym 12 kasjerek. W dniu otwarcia, ale i w pozostałe załoga tego centrum handlowego czasów PRL pracowała na dwie zmiany do godziny 20. Gdy „Sezam” otworzył swoje podwoje podobno dodatkowo zatrudniono członków rodziny pracowników, bo nawet dwie zmiany nie dawały sobie rady.Jak pisze Przylipiak w dniu otwarcia przez „Sezam” mogło przetoczyć się nawet sto tysięcy osób. Działały tu nie tylko stoiska z towarem, ale także punkty usługowe jak zegarmistrz, krawiec czy repasacja pończoch. Dziś zawód, którego już nie ma a w czasach PRL na wagę złota, gdy w rajstopach poszło oczko. Można tu było zamówić także dostawę mleka pod drzwi sprzętu zmechanizowanego. W „Sezamie” działała również kawiarnia. Wszystko to na powierzchni 7665 metrów kwadratowych.Wycieczki z całej Polski. „Od razu lecieli do nas”W obiekcie pracowało ponad 560 osób. W PRL wystawy Spółdzielczego Domu Handlowego przygotowywał zespół plastyków i dekoratorów, którzy byli zatrudnieni na etacie w dziale techniki sprzedaży dzisiejszym marketingu. Z racji lokalizacji w samym centrum Warszawy, bo przy ulicy Marszałkowskiej, obiekt ten odwiedzany był przez liczne wycieczki z całej Polski. To przecież tylko kilka minut spacerem od Dworca Centralnego. Czytaj także: Lądowały na śmietniku, dziś słono kosztują. Skarby PRL-uMaria Skawińska, z którą autor książki „Zakupy w PRL. W kolejce po wszystko” miał okazję porozmawiać, i która była kierowniczką „Sezamu”, przyznaje, że gdy tylko na Centralny przyjeżdżał pociąg, to ludzie „od razu lecieli do nas”. - Jak była przerwa w przyjazdach, to miałyśmy chwilę oddechu. Często marzyłam o tym, by po Sezamie przejść się bez tego tłumu, niezaczepiana przez masę ludzi. Doczekałam się pod koniec, jak przechodziłam na emeryturę – opowiada Skawińska.Najbardziej chodliwy towar i strajk okupacyjny klientówPrzyznaje, że najbardziej chodliwym towarem były dywany z Kowar, czyli słynnej fabryki. Nigdy nie wiedziała, jakim cudem ludzie dowiadywali się, że będzie ich dostawa, zanim ona sama była o tym informowana. Towar, jak przyznaje, trzeba było zdobywać bezpośrednio od producentów. Jeździła też za granicę np. na Węgry i załatwiała wymianę. – Tam w domach towarowych wybierałam rzeczy do sprzedaży do nas, na przykład salami. Z kolei oni brali od nas coś innego za taką samą sumę, za jaką brałam od nich – wspomina Skawińska.Wśród rzeczy, na które polowało się jak na wspomniane salami, były węgorze z Pomorza, papier toaletowy, kawa oraz zagraniczne kosmetyki. Pewnego dnia, jak wspomina Skawińska w rozmowie z Przylipiakiem, klienci urządzili strajk okupacyjny. Nie chcieli wyjść, bo żądali sprzedaży towaru. Tymczasem z odgórnych wytycznych wynikało, że ekspedienci mogą 40 proc. sprzedać rano a 60 proc. po południu.Rozmowy ze strajkującymi klientami toczyły się do drugiej w nocy. – Wiecie państwo, ja jestem w komfortowej sytuacji. Wy musicie iść rano do pracy, a ja nie, bo już jestem na miejscu – tymi słowami Skawińskiej udało się „wyprosić” strajkujących. „Sezam” zagrał w filmie, otworzył się na ZachódW latach siedemdziesiątych „Sezam” stał się miejscem akcji w jednej ze scen filmu Marka Piwowskiego „Przepraszam, czy tu biją”, w którym pokazana jest napad w tym sklepie. Grali w nim Jerzy Kulej i Jan Szczepański.– Doskonale widać w tym filmie wnętrza „Sezamu”. Słynnego kurczaka z rożna, towary na półkach, magazyny z kartonami po bananach”. Fabuła to skok na kasę tego domu handlowego – mówi Przylipiak.W „Sezamie” zatrudniane były całe rodziny. W czasie działania placówki odebrano też poród jednej z zatrudnionych. Gdy PRL się skończył i nastał nowy ustrój to właśnie tu otwarta została w 1992 roku pierwsza restauracja McDonald ‘s w dobudowanej części od strony ulicy Świętokrzyskiej. To wydarzenie przez wielu uważane było za symbol „otwarcia na Zachód”.Z lokalu mogło dziennie skorzystać 10 tys. klientów. Dla porównania w „Sezamie” działał wcześniej bar szybkiej obsługi, który mógł obsłużyć zaledwie 1000 osób w ciągu dnia.Minęło 45 lat i „Sezam” po raz pierwszy został zamknięty. Miało to miejsce 10 sierpnia 2014 roku. Wrócił dwa lata później na swoje dawne miejsce w nowoczesnej odsłonie. Znajdował się na poziomie -1 nowego budynku. Można było do niego wejść wprost ze stacji metra.Ale w nowej odsłonie nie zdobył popularności. I tym razem po 55 latach „Sezam” na zawsze żegna się z mieszkańcami stolicy. Zadecydowały względy finansowe. Jego miejsce ma zająć siłownia. Czytaj także: Legenda Czarnej Wołgi to nie wszystko. Jak porywano dzieci w Polsce Ludowej