Lynch przekazał 13 kontenerów artefaktów. – Planujemy otwarcie Muzeum Twin Peaks, jedynego na świecie takiego muzeum. Podarował nam 13 kontenerów artefaktów, mamy je w Polsce – powiedział Marek Żydowicz, dyrektor festiwalu Camerimage i przyjaciel Davida Lyncha przez 25 lat. W czwartek, tuż przed 79 urodzinami, zmarł David Lynch, jeden z najbardziej znanych i oryginalnych amerykańskich reżyserów. Autor „Głowy do wycierania”, „Człowieka słonia”, „Miasteczka Twin Peaks”, „Dzikości serca”, „Blue Velvet”, „Zagubionej autostrady”, „Mulholland Drive” czy wzruszającej „Prostej historii”. Przyjaźń od pierwszego wejrzenia Marek Żydowicz przyznał, że śmierć Lyncha jest dla niego, jak strata członka rodziny. – To była przyjaźń „od pierwszego wejrzenia”. Pojechałem do Los Angeles i zadzwoniłem do niego, miałem jakiś numer, ale nie bardzo byłem pewny czy właściwy. David zapytał, gdzie jestem, nie znając mnie w ogóle. Dowiedział się, że mieszkamy nieopodal, powiedział „to wsiadaj w samochód, zabieraj kolegów i przyjeżdżaj do mnie”. Już podczas tego pierwszego spotkania uzgodniliśmy, że zrobimy coś wspólnie, że on przyjedzie do Polski na festiwal, że zrealizujemy sesję zdjęciową, a może coś więcej – wspominał. Czytaj także: Nie żyje Stanisław Brudny. Aktor teatralno-filmowy zmarł w wieku 94 lat– A potem to potoczyło się już jakby lawinowo, bo co roku właściwie realizowaliśmy jakiś wspólny projekt. Ta przyjaźń trwała od 25 lat. On przygotowywał mnie na ten dzień, bo rozmawialiśmy o tym, jak się czuje, mieliśmy duże spotkanie w większym gronie i dawał do zrozumienia, że ten moment może nadejść w każdej chwili. Trudno cokolwiek w takiej chwili powiedzieć. Mamy jeden projekt otwarty, o którym on powiedział „ty będziesz wiedział co najlepiej z tym zrobić”. Planujemy otwarcie Muzeum Twin Peaks, jedynego na świecie takiego muzeum. Podarował nam 13 kontenerów artefaktów, mamy je w Polsce. Mam nadzieję, że uda nam się to wszystko zrealizować i te pomysły, o których z nim rozmawiałem, uda się wprowadzić w życie, ku jego pamięci, by jego wrażliwość filmowa zmaterializowała się. To będzie najwspanialsze wspomnienie Davida i hołd jaki możemy mu złożyć – powiedział dyrektor Camerimage. Pociągi, jakich nie było w USA Jak opowiadał, wspólnie z Davidem Lynchem zrealizowali film, wystawę, szereg sesji. – Jak tylko był w Europie zapraszał nas w miejsca, do których przylatywał. Dzięki niemu nakręciliśmy dokument pokazujący jego współpracę przy realizacji ścieżki dźwiękowej „Mulholland Drive” wspólnie z Angelo Badalamentim w Pradze. I tam przeżyliśmy wspaniałe chwile. Jechaliśmy na realizację tego nagrania dźwiękowego pociągiem z Łodzi, co Davida zachwyciło, bo kochał pociągi, takie w których można otworzyć okno i przez nie wyjrzeć, co jest niemożliwe w amerykańskich pociągach. Nie spaliśmy ani minuty podczas tej podróży nocnej, mieliśmy wynajęte dwie kuszetki, on zaprosił nas do swojego przedziału i przez całą noc rozmawialiśmy o różnych sprawach, żartowaliśmy, bawiliśmy się, jedliśmy – opowiadał Żydowicz.Czytaj także: Nie żyje Barbara Rylska. Aktorka miała 88 lat Film jak jazzowa improwizacja – Na następnym festiwalu zapytał, czy byłaby możliwość żebyśmy przygotowali mu jakiś mały plan zdjęciowy, na którym chciałby zrealizować eksperymentalny projekt. Powiedział, że potrzebuje pokoju, który miałby zielone ściany, kilku starszych aktorów, jeden z nich ma wyglądać jak „człowiek, który wychodzi z lasu” i jedną delikatną, subtelną dziewczynę. Zadzwoniłem do Krzysztofa Majchrzaka, Leona Niemczyka, do Karoliny Gruszki, wszyscy odnieśli się do tego z entuzjazmem. Myśmy w ciągu 24 godzin przygotowali ten plan, wynajęliśmy prywatne mieszkanie i pomalowaliśmy je na zielono, a wszystkie sprzęty potrzebne do realizacji mieliśmy na miejscu, z czym na festiwalu nie ma problemu. I tak rozpoczęła się realizacja „Inland Empire”. Potem mieliśmy jeszcze realizację zdjęć w Hollywood Valley, w plenerze i w studiach – podkreślił. Był wielką inspiracją dla innychJak wspominał Żydowicz, później m.in. zrealizowali wystawę Lyncha w toruńskim Centrum Sztuki Współczesnej. – Odebrał też nagrodę Złotej Żaby, dostał odznaczenie „przyjaciela festiwalu” (...) Zawsze, kiedy jechaliśmy do Los Angeles, byliśmy gośćmi Davida. I właściwie dzięki niemu wszyscy się zmieniliśmy, nie tylko jako ci, co kochają kino czy realizują projekty filmowe, ale zmieniliśmy się także jako ludzie, bo wiele rozmów na temat medytacji, eliminacji negatywnych emocji pozwoliło nam odmienić nasze podejście do świata i do życia – powiedział. W obliczu pożarów w LA odchodzi symbolicznie– David Lynch był niezwykle miłym, pogodnym człowiekiem, szczerym, oddanym. Powiem nawet, że jego dobroć była tak daleko posunięta, że niektórzy ludzie bardzo ją wykorzystywali (...) Kiedy miałem chwilę słabości rozmowa z Davidem zawsze mnie podnosiła i stawiała na nogi. Jadąc do Los Angeles ładowałem baterie nie słoneczne, ale te związane z kondycją psychiczną, pomysłami, kreatywnością. Potrafiliśmy godzinami siedzieć i rozmawiać. Poznając go wszyscy się też dziwili, bo to był człowiek zupełnie inny niż jego filmy. Właściwie nigdy, a to się przekłada na miesiące współpracy dzień w dzień, nie widziałem go zdenerwowanego, nigdy nie podnosił głosu, to zadziwiające jaką atmosferę potrafił wytworzyć, człowiek wychodził z takiego spotkania odmieniony, napełniony nadzieją i pomysłami – zaznaczył. – Ogień też zawsze był jakoś obecny w jego życiu i to co się dzieje teraz w Los Angeles z pewnością miało także wpływ na jego odejście. Ta symbolika ognia, David odchodzi w momencie, gdy Los Angeles płonie, to jest jakoś symboliczne – zauważył Żydowicz. Czytaj także: Pożary istotniejsze od Oscarów. Akademia ponownie przekłada nominacje