Ośmiolatek katowany przez rodziców. Kamil miał osiem lat, kiedy, skatowany przez ojczyma, umarł w szpitalu. Chodził do szkoły, a rodzina była objęta nadzorem ze strony organizacji pomocowych i instytucji publicznych. Te miały pomagać. Zawiodły, a ich niekompetencja miała śmiertelny skutek. Teraz prokuratura umorzyła śledztwo w sprawie podejrzenia niedopełnienia obowiązków przez pracowników urzędów i instytucji powołanych do ochrony dzieci. To skandal. Decyzja Prokuratury Regionalnej w Gdańsku wywołała zdumienie. Zarówno biuro Rzeczniczki Praw Dziecka Moniki Horny-Cieślak, jak i organizacje skupione wokół Krajowej Koalicji na rzecz Ochrony Dzieci i społeczność Kamilka z Częstochowy, wyraziło sprzeciw wobec kuriozalnej decyzji prokuratury.Zapowiedziano działania w zakresie zaskarżenia tej decyzji, podkreślając kluczowe znaczenie tej sprawy dla całego systemu ochrony dzieci w Polsce. "Rzecznik Praw Dziecka może alarmować, wnioskować, prosić (...) My w tej sprawie złożymy jako biuro RPD stosowną opinię Rzecznika Praw Dziecka, którą będzie popierać zażalenia wnoszone przez pełnomocników" - powiedziała Monika Horna-Cieślak.Czego nie rozumie prokuraturaSystem ochrony dzieci, mimo podejmowanych działań, nie jest wystarczający. Mimo wieloletnich apeli organizacji pozarządowych zajmujących się prawami dzieci i ich ochroną przed przemocą dopiero po śmierci Kamilka - katowanego, polewanego wrzątkiem, przypalanego na piecu - udało się wprowadzić procedury, które mają pozwalać na błyskawiczne reagowanie, kiedy istnieje choćby podejrzenie przemocy. Ustawa Kamilka wprowadziła standardy ochrony małoletnich, ale — jak podkreślała w rozmowie z TVP.info Anita Kucharska-Dziedzic, posłanka Lewicy, szefowa stowarzyszenia BABA oraz szefowa sejmowego zespołu ds. podmiotowości dziecka w prawie krajowym - to dopiero początek drogi ku pełnej ochronie dzieci.Śmierć Kamilka i jego cierpienie w domu wstrząsnęły Polską, podobnie jak niedawna sytuacja, kiedy do szpitala trafiła 3,5-letnia Helenka, prawie zagłodzona przez rodziców. Ale za tymi wstrząsami muszą iść konkretne rozwiązania, a decyzja gdańskiej prokuratury pokazuje skalę niezrozumienia potrzeby pełnej ochrony dzieci przed przemocą. Czytaj także: Katowany chłopiec wrócił do rodziców patostreamerówZwyrodniały ojczymOjczym Kamila przypalał go papierosami, bił, kopał, rzucał nim o meble. Sadzał na rozgrzanym piecu. Kamil chodził do szkoły. Rodzina była - teoretycznie - objęta wsparciem służb socjalnych, co oznacza, że pracownicy socjalni mieli możliwość wglądu w sytuację dziecka. I - znowu teoretycznie - tego wglądu dokonywali. Rozmawiali z matką Kamilka, ale nie sprawdzali tego, co kobieta mówi o sytuacji w domu. Nie sprawdzali, w jakim stanie jest chłopiec."Matka współpracowała"Tymczasem w komunikacie prokuratura pisze: „Magdalena B. (matka chłopca) aktywnie współpracowała z instytucjami publicznymi świadczącymi pomoc, jednak wyłącznie w celu uzyskania wsparcia rzeczowego i finansowego. Perfekcyjnie natomiast jedynie pozorowała współpracę w pozostałym zakresie dotyczącym funkcjonowania rodziny. Nie prezentowała instytucjom uprawnionym ważnych faktów o zachowaniu Dawida B. względem dzieci i o jego patologicznym zachowaniu”.Czytaj także: Widzisz, że ktoś krzyczy na dziecko? Reaguj!Decyzja? Umorzyć. Tymczasem jak podkreśla RPD oraz inne organizacje, prawdopodobnie nie wszystkie okoliczności sprawy zostały wzięte pod uwagę. "Sprawdzenia wymaga stan przygotowania pracowników służb do pełnienia swoich obowiązków, obecność właściwych wytycznych i procedur, systemu szkoleń, superwizji pracy" - piszą w komunikacie.Kto chroni sprawcówZ przeprowadzonej w ubiegłym roku przez NIK kontroli wynika, że przepisy są pełne luk i niejasności, a współpraca między instytucjami jest zbyt słaba. Zwrócono uwagę na brak spójności między ustawą o przeciwdziałaniu przemocy domowej a rozporządzeniem Rady Ministrów w sprawie procedury "Niebieskiej Karty". Podczas debaty zorganizowanej w NIK eksperci zwracali uwagę, że przede wszystkim brakuje rzetelnych informacji o faktycznej skali zjawiska przemocy domowej, bo poszczególne podmioty - zespoły interdyscyplinarne, policja, inne instytucje - prowadzą własne statystyki, co sprawia, że nie ma jednej bazy danych na temat osób dotkniętych przemocą w rodzinie. „Najczęstszym problemem jest przepływ informacji między podmiotami pomocy społecznej a sądami rodzinnymi, które o swoich decyzjach lub działaniach informują tylko strony, nie dostrzegając innych podmiotów zaangażowanych w problem”- brzmi fragment komunikatu RPD na ten temat. Najwyższa pora, by instytucje, powołane do ochrony obywateli, także tych małych, którzy tej ochrony potrzebują szczególnie, zaczęły spełniać te funkcje. Smutny obraz wymiaru sprawiedliwości jest taki, że wciąż, zamiast chronić ofiary, wspiera sprawców. Każde umorzenie sprawy o przemoc to sygnał dla sprawców, również tych biernych, że są bezkarni. A dla dzieci, że nikt nie stoi po ich stronie.Zobacz również: „Helenko, proszę, mamusia daje winogronka”. Dziecko cudem przeżyło