Docenił kolegę z kadry. Wielu na jego miejscu odłożyłoby już narty na bok i cieszyło życiem na sportowej emeryturze. Maciej Kot nie ma zamiaru rezygnować. Przed nim kolejne cele. Wierzy, że kadra Biało-Czerwonych największy kryzys ma już za sobą. Nowym liderem reprezentacji stał się Paweł Wąsek, który nawiązuje rywalizację ze światową czołówką. – Taki zawodnik jest potrzebny, gdy reszcie nie idzie. Być może pozostali spojrzą na siebie i pomyślą w głowie: „Jeśli Paweł ma taki sam sprzęt jak ja i potrafi daleko skakać, to ja też mogę to zrobić” – tłumaczy w rozmowie z TVP.Info. Ma 33 lata i nadal wierzy, że najlepsze chwile z długiej kariery znów powrócą. Przed laty zasmakował zwycięstw w Pucharze Świata. Na jego szyi zawisł też złoty medal mistrzostw świata w Lahti.Niestety, potem coś się zablokowało, a obecna forma jest daleko od ideału. Nie zmienia to jednak faktu, iż Polak próbuje ponownie wejść na szczyt. Czasu ma coraz mniej. Celem numer jeden pozostają przyszłoroczne igrzyska olimpijskie.Kot chce zrobić wszystko, by dotrwać do tego momentu bez kontuzji i z motywacją na najwyższym poziomie.Filip Kołodziejski: – Zbliżamy się do połowy sezonu. Nastroje w kadrze mogłyby być lepsze?Maciej Kot: – Humory nie były najlepsze, ale nadal jest nastawienie do walki i nadzieja na poprawę. Najważniejsza impreza – mistrzostwa świata w Trondheim – dopiero przed nami. Sezon jest długi. Staramy się iść do przodu. Nie można wrzucać wszystkich do jednego worka. Paweł Wąsek wykonuje świetną pracę. W jego przypadku coś zaskoczyło. Skacze bardzo dobrze. Jest w stanie walczyć ze światową czołówką. Mam nadzieję, że reszta zawodników też podąży tą ścieżką.Jak jest u ciebie? Jak na tę chwilę czujesz się na skoczni?Początek sezonu był obiecujący. Załapałem się do zawodów Pucharu Świata. Wykonałem pierwszy krok. Wydawało się, że wszystko idzie zgodnie z planem. Niekoniecznie. W Norwegii w Lillehammer plany się pomieszały. Nie mogłem skoczyć na poziomie, który wcześniej prezentowałem na treningach. Miałem duże kłopoty z pozycją dojazdową, ze specyficzną belką. Trochę się męczyłem. Po tym występie zaczęliśmy korygować plany, by szybko wrócić do dobrego czucia i skakania. Odpuściłem zawody w Kuusamo. Pojechałem na spokojne treningi do Eisenerz. Następnie był powrót do skakania w Wiśle, gdzie było lepiej. Koniec końców, brakło przełamania...Co masz na myśli?W pierwszym dniu zawodów w Wiśle niewiele zabrakło do wywalczenia punktów. Skacząc na granicy, pojawia się frustracja. Cierpliwość się kończy. Wtedy zawodnik szuka na siłę innych rozwiązań. Każdy chce punktować. Kontakt z czołówką jest ważny. Dlatego potem wróciłem do Pucharu Kontynentalnego.Jak wrażenia?Rywalizacja tam – w ostatnim czasie – jest bardzo trudna i wymagająca. Miałem styczność z Pucharem Kontynentalnym 10 lat temu i 5 lat temu. Odnoszę wrażenie, że tak wysokiego poziomu dawno tam nie było. Świadczą o tym migracje zawodników z PŚ do PK. Wywalczenie miejsca w PŚ nie jest zatem tak łatwym zadaniem, jakby się większości wydawało.Co w twoich skokach szwankuje najbardziej?Kwestie techniczne. Zmieniają się skocznie. Zmieniają się kąty najazdu. Raz najazd jest bardziej stromy. Raz bardziej płaski. We wspomnianym wcześniej Lillehammer zmieniała się też belka startowa, która jest bardzo wysoka. Pozycje dojazdowe są inne. Zawodnik, który jest w dobrej formie i ma dobre czucie, radzi sobie z takimi sytuacjami. Przykładem są Austriacy i Niemcy. Dużo gorzej jest, gdy brakuje czucia, a zawodnik nie oddaje naturalnych, automatycznych skoków. Pojawia się zbyt dużo kontroli. Próby stają się mniej płynne i energiczne.Czytaj też: Po igrzyskach czas na mistrzostwa świata. Tym razem Szeremeta chce złotaSkoki da się zrozumieć?Przestałem próbować. Ważne jest przygotowanie mentalne i „poukładanie” w głowie. To bardzo istotny aspekt. Wciąż jednak są momenty, w których zawodnik siada, myśli i próbuje pojąć, co się dzieje. To bardzo specyficzny sport. Nie do końca wszystko można logicznie wyjaśnić. Z jednej strony to bardzo techniczna dyscyplina. Z drugiej strony bez przygotowania fizycznego, dużej dynamiki i siły nóg nie będzie się w stanie osiągać sukcesów. Dodatkowo trzeba dobrać dobry sprzęt, który pomoże, nie przeszkodzi. Dobrze być na równi z innymi, a najlepiej krok przed rywalami. Gdy to zagra, można mówić o formie. Nadal bywają jednak zaskakujące przypadki, które trudno wyjaśnić.Na przykład?Pius Paschke. Ma 34 lata. Niektórzy myśleliby o zakończeniu kariery. On seryjnie zaczął wygrywać i założył żółtą koszulkę lidera Pucharu Świata. Wszystko jest możliwe. Zakładam, że gdyby zapytać jego samego, nie do końca znałby odpowiedź na pytanie, dlaczego tak się stało. Są też przypadki, gdy ktoś jest na szczycie, a potem z niego spada.Co jest jeszcze ważne, by cieszyć się z końcowego sukcesu?Spokojna głowa. Gdy idzie się na skocznie, trzeba wiedzieć, co należy zrobić, żeby było nam jak najlepiej. Ważne, by być w stu procentach przekonanym do przygotowanego planu. Dużo daje zaufanie. Dobrze skacze się bez wysokiego ciśnienia i narzuconej presji. Gdy idzie się na skocznie, trzeba wiedzieć co należy zrobić, by skoki były jak najlepsze. Trzeba wiedzieć, co pomaga, co przeszkadza. Jakie przygotowanie do skoku jest optymalne i jaka koncentracja pozwala na oddanie dobrego, dalekiego skoku. Kiedy wkradają się błędy, pojawia się frustracja. Nic samo nie przychodzi. Niektórzy mówią, że jeździmy za granicę na wycieczki. Wręcz przeciwnie. W trakcie kryzysu formy, paradoksalnie, pracuje się jeszcze mocniej. Próbuje się nowości. Wtedy wkradają się złe myśli. Należy zachować „chłodny umysł”. Uwierzcie, że każdy chce dać z siebie maksa.Sprzętowe niuanse robią aż tak dużą różnicę w przygotowaniach do dobrego skakania?W ostatnich latach nie było dużych rewolucji w sprzęcie i przepisach. Niektórzy piszą, że Austriacy mają coś „ekstra”. Nie wiem, czy tak jest. Gdy my jechaliśmy na igrzyska olimpijskie do Korei Południowej, też nakleiliśmy na buty biało-czarną folię. Obuwie miało być zamaskowane. Niczym się nie różniło. I co? Spełniło swoją rolę. Najlepsi o nich mówili, zamiast skupić się na przygotowaniach. Być może tak samo jest teraz z najlepszymi. Austriacy nie czują presji. Wszystko idzie po ich myśli. (…) Nawiązując do kombinezonów – centymetry mają znaczenie. Szczególnie, jeśli chodzi o materiał w kroku albo w obrębie bioder i ud. Tam kombinezon ma największą powierzchnię nośną. Wtedy minimalne różnice i kroje są istotne. W grę wchodzi aerodynamika. Przepisy ewoluują. To temat rzeka.Czytaj też: „Nie chcę zwariować”. Mistrzyni olimpijska znów najlepszaWróćmy zatem do zmagań na skoczniach. W weekend najlepsi skoczkowie pojawią się na Wielkiej Krokwi w Zakopanem. Czy Paweł Wąsek będzie w stanie nawiązać rywalizację z czołówką?Mam taką nadzieję. Widać, że się rozwija i bawi skokami. Sprawia mu to duża radość. Pozytywnie reaguje po zakończeniu konkursów. Taki zawodnik jest potrzebny, gdy reszcie nie idzie. Być może pozostali spojrzą na siebie i powiedzą w głowie: „Jeśli Paweł ma taki sam sprzęt jak ja i potrafi daleko skakać, to ja też mogę to zrobić”. Liczę, że pojawią się jeszcze dwie-trzy osoby, które pociągną tę grupę w dobrą stronę. Zakopane jest dobrym miejsce, żeby się przełamać i odblokować. Będzie się działo.A Ty zostajesz z nami na dłużej?Nie będzie mnie w Zakopanem. Wyląduję w Bischofshofen na Pucharze Kontynentalnym, ale zostaję w skokach. Nigdzie się nie wybieram. Mam jasno określone cele. Nie mówię o nich głośno. Robię to specjalnie. Nie chce nakładać presji. Ci, którzy mnie znają, wiedzą, że nie brakuje mi ambicji. Jest powiedzenie: „Pracuj w ciszy. Niech sukcesy mówią za ciebie”. Póki co, jest tylko cisza, ale wierzę, że sukcesy nadal są realne. Inaczej bym tego nie robił. W kolejnym roku są igrzyska. Ten cel mi przyświeca. Nawet jeśli teraz nie idzie tak, jak bym chciał, czuję motywację, by walczyć!Czytaj też: Historyczna wygrana Polki. „Tęsknota za córką to cena sukcesu”