Dziś wiemy, że dało się jej uniknąć. To największa katastrofa w historii polskiej cywilnej żeglugi. Dziś wiemy, że dało się jej uniknąć. O dramatycznych wydarzeniach sprzed ponad 30 lat opowiada nowy, fabularyzowany serial „Heweliusz”. MF Jan Heweliusz był promem należącym do operatora Euroafrica (dziś ESL Hass Holding), nosząca imię po słynnym gdańskim astronomie i przedsiębiorcy.Katastrofa Jana HeweliuszaProm zatonął 14 stycznia 1993 r. na Bałtyku. To największa katastrofa w dziejach polskiej żeglugi cywilnej – zginęło wówczas 55 osób – 30 pasażerów, głównie kierowców ciężarówek, a także 20 członków załogi, w tym kapitan. Uratowało się tylko 9 członków załogi. Wrak jednostki do dziś leży na dnie Bałtyku.Jan Heweliusz w momencie katastrofy był już wysłużoną, 16-letnią jednostką i wiele przeszedł. Od pożaru, przez zderzenia, na niekontrolowanych przechyłach kończąc. Jego zdolności żeglugowe pogorszył remont górnego pokładu, którego część zalano betonem, co podniosło środek ciężkości promu. Gdy Jan Heweliusz wypływał w ostatnią trasę ze Świnoujścia do szwedzkiego Ystad, miał uszkodzoną furtę rufową i nie spełniał norm bezpieczeństwa. Ze względu na generowane opóźnienia operator zdecydował się naprawiać ją na raty.Zobacz też: Katastrofa Boeinga 737 w Korei Południowej. Prawie 180 ofiarHeweliusza zatopił potężny sztorm o sile co najmniej 12 stopni w skali Beauforta. O 4 nad ranem statek zaczął się przechylać. Do godziny 5:12 unosił się już do góry dnem. Przyczyny katastrofy – dlaczego Jan Heweliusz zatonął?Do głównej przyczyny katastrofy zalicza się zbyt niską prędkość, z jaką poruszała się jednostka, przez co straciła sterowność, a elektryczny, ciągle przegrzewający się dziobowy ster strumieniowy nie był w stanie jej poprawić. Do katastrofy przyczyniły się także inne błędy – jak uruchomienie systemu kompensującego przechył. Nie działa z wyprzedzeniem, a gdy prom w wyniku uderzeń huraganowego wiatru odwrócił się, zamiast dwóch równoważących się sił na statek zadziałała jedna zwielokrotniona.Przeczytaj także: Tak brzmiała ostatnia wiadomość Titana. Potem doszło do tragediiLiczba ofiar byłaby niższa gdyby nie ekstremalne wychłodzenie i temperatura wody w okolicy 2 stopni Celsjusza, a także błędy ekip ratowniczych. Jeden z pasażerów nie był w stanie utrzymać się zziębniętymi rękami sieci, jaką zrzucili ratownicy zamiast zejść do poszkodowanych. Jedną z tratw zahaczyła i wywróciła lina z pasem ratowniczym, spuszczona ze śmigłowca. Wokół sprawy narosło później wiele kontrowersji. Jak czytamy w branżowym serwisie dlapilota.pl, w toku śledztwa nie uwzględniono pierwszej jednostki, jaka pojawiła się na miejscu tragedii – niemieckiego statku Frank Michael. Ratownicy zeznawali później, że niektóre ciała były rozczłonkowane, co może sugerować, że walczący ze sztormem statek wpłynął między rozbitków. Kontrowersyjne było wstrzymywanie polskich lotników z bazy w Darłowie, którzy mieli i sprzęt i personel, by wejść do akcji. Ruszyli z dużym opóźnieniem, gdy okazało się, że strona niemiecka sobie nie radzi. Początkowo argumentowano, że obszar katastrofy znajduje się w niemieckiej strefie działania. Rodziny ofiar zaskarżyły wyroki polskich sądów i Izb Morskich, sprawa trafiła do Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości, który po 12 latach uznał, że naruszono zasadę praworządności, nakazał unieważnić wyroki i zapłacić odszkodowania rodzinom. Premiera polskiego serialu „Heweliusz”W tym roku na Netfliksie zadebiutuje polski fabularyzowany serial dramatyczny „Heweliusz”, będący niejako następcą innej produkcji utrzymanej w katastrofalnej tematyce inspirowanej historią Polski – ciepło przyjętej przez widzów „Wielkiej Wody”. Reżyser „Heweliusza” Jan Holoubek w rozmowie z portalem TVP.Info opowiadał o kulisach serialu. To największa i najbardziej skomplikowana realizacyjnie polska produkcja w ostatnich latach.Ale „Heweliusz” narodził się w głowie scenarzysty Kaspara Bajona, który ponownie spotyka się w pracy z reżyserem Janem Holoubkiem. – Ta katastrofa wywarła na nim bardzo duże wrażenie i widocznie została mu w głowie jako coś ważnego. Z tego co wiem, to długo nosił się z tym, żeby dotknąć tego tematu – mówił w rozmowie z portalem TVP.info Jan Holoubek. – Kiedy zaczynaliśmy pracować z Anią Kępińską nad „Wielką Wodą”, to powiedziałem kiedyś, że powinno się zrobić Heweliusza. W sumie nie wiedziałem dlaczego. Ten Heweliusz za mną gdzieś chodził. Pamiętam dość dobrze samą katastrofę, w sensie głównie te rzeczy, które widziałem w telewizji. Potem się okazało, że to musiało mi się jakoś podświadomie ułożyć, ponieważ pani Jolanta Ułasiewicz, żona kapitana, mieszkała dosłownie 3 podwórka dalej na Natolinie i jej córka chodziła do tej samej szkoły, co ja – dodał Kaspar Bajon, scenarzysta serialu.Zobacz też: Trotyl na wraku tupolewa? Są przełomowe wyniki badań– W pamięci utkwił mi ten obrazek: wywrócony już do góry nogami prom i zdjęcia zrobione z helikoptera. Jak zaczęliśmy się w to wgłębiać, jeździć po Polsce, to zaczęliśmy odkrywać stopniowo kolejne rzeczy, które nas fascynowały. Zawsze jest coś takiego przy pisaniu scenariusza, przynajmniej ja tak mam, że szukam konfliktu, jakiejś tajemnicy, wokół której będę mógł zbudować historię. Kiedy pojechaliśmy na pierwsze spotkanie, właśnie z panią Jolantą, wiedzieliśmy, że mamy to. Nie będę mówił, na czym ten konflikt polega, żeby nie zdradzać fabuły, ale pierwsze spotkanie już nam ustawiło całą historię. Wiedzieliśmy, że za tym trzeba iść. Ja wierzę w takie znaki. Trzeba się ich trzymać, zawierzyć swojej intuicji – tłumaczył Bajon.W serialu znajdzie się ponad 130 scen katastroficznych. Na ekranie zobaczymy przeszło 120 postaci i aż 3000 statystów. Ekipa pracująca nad serialem liczy ponad 140 osób. W jednej z głównych ról Borys Szyc.