Aleksandra Król-Walas dla portalu TVP.Info. Żółty plastron liderki Pucharu Świata jest nagrodą za wiele lat wyrzeczeń i rozłąkę z najbliższymi. Aleksandra Król-Walas pokazała miejsce w szeregu rywalkom i triumfowała po raz pierwszy w karierze w zawodach najważniejszej międzynarodowej rangi. Medalistka mistrzostw świata zapewnia, że nie zamierza osiadać na laurach. Celem numer jeden pozostaje medal olimpijski. – Jeszcze nie powiedziałam ostatniego słowa – zapewnia w rozmowie z portalem TVP.Info. Filip Kołodziejski: Pasuje pani żółty kolor.Aleksandra Król-Walas: – Też zaczął mi się podobać. Nie chcę oddawać plastronu liderki Pucharu Świata. Przydałoby się zakładać tę koszulkę do końca sezonu. Będę o to walczyć.Co udowodniła sobie pani tym startem?Nic. Jechałam swoje. Wiedziałam, że jestem dobra. Wykonałam robotę najlepiej, jak mogłam. Nikomu nie chciałam nic udowadniać. Pokazałam reszcie, że form jest wysoka. Od razu jest przełożenie na wyniki.Zachwycaliśmy się drugimi miejscami, a pani wrzuciła jeszcze wyższy bieg.Sportowiec zawsze chce wygrywać. Radość była ogromna. Czuję pewność siebie. To zasługa lat startów i zdobytego doświadczenia. Już wcześniej stawałam na podium. Wiedziałam, jak to się robi. Nakręcałam się rezultatami. Lecę na flow. Już na treningach przed sezonem widziałam, że inne dziewczyny zerkają w moim kierunku. Miejscami na podium tylko budowałam przewagę mentalną. Wiedziałam, że wygrana przyjdzie. Pojawiła się od razu na początku roku. Zwycięstwo było do przewidzenia?Tak. Za każdym razem brakowało niewiele. Śmiałam się, że kiedyś musi nadejść moment, w którym trochę zabraknie rywalce, nie mnie.Które błędy udało się wyeliminować?W trakcie trzech treningów nie da się zapanować nad błędami. To niuanse. Chodziło o to, by utrzymać koncentrację na wyższym poziomie w trakcie decydującego zjazdu. W finałach trwa koncert błędów u wszystkich zawodniczek. Wygrywa ta, która zrobi ich najmniej. Tym razem padło na mnie.Nagradza się pani po tak udanych startach?Oczywiście. Celebruję każde miejsce na podium. Kiedyś słuchałam wywiadu z Marco Odermattem (utytułowany szwajcarski narciarz alpejski – przyp. red.). Mówił, że zawsze cieszy się na maksa, bo nigdy nie wie, która wizyta na podium będzie tą ostatnią. Wzięłam tę uwagę do serca. Ostatnio moją nagrodą był... sen w aucie. Po prostu nic nie robiłam. Największą nagrodą jest święty spokój. Po powrocie do domu pójdę jeszcze z rodziną na kolację.Słyszałem też o pewnym zakładzie...Tak! Miałam go z trenerami. Wygrałam. Musieli przefarbować włosy. Znalazłam różową farbę. Było wesoło. Jest pani młodą mamą, która wróciła do sportu na najwyższym światowym poziomie. Jak połączyć sukcesy zawodowe z życiem osobistym?Jestem poukładaną osobą. Mam zaplanowane wszystko tak, jak chciałam. Opieka nad córką jest zapewniona. Wszystko gra. Mam spokojną głowę. Wtedy mogę jeździć na maksa. Udało mi się wszystko posklejać w całość. Nie było to łatwe, ale cieszę się z miejsca, w którym się znajduję.W trakcie startów powracają myśli o córce?Zawsze. Jeżdżę dla Hani. Chcę w przyszłości pokazać, co jej mamusia robiła, gdy ona zostawała w domu. Zakładam, że córka będzie zdziwiona, gdy pojmie, co się działo. Ten sport naprawdę nie jest łatwy. Wymaga wyrzeczeń.Tęsknota jest wliczona w cenę sukcesu?Niestety tak. Śmiałam się, że w trakcie zawodów muszę zajmować miejsca na podiach, żeby nie mieć przeświadczenia, iż tracę ten czas i nie jestem z córką.W sieci pojawiają się już wpisy, w których można wyczytać, że staje się pani wzorem dla wielu kobiet. Jak pani na to reaguje?To bardzo miłe. Zapewniam, że trudno ułożyć życie tak, żeby każdy był zadowolony. Niekiedy sama mam wyrzuty sumienia, że zostawiam córkę i jeżdżę. Miejsca na podium w jakimś stopniu wynagradzają tę rozłąkę. Na szczęście Hania ma się dobrze. A jak wiadomo, zadowolona mama – zadowolone dziecko. Cieszę się, że jestem inspiracją dla kobiet. Fajnie byłoby, gdyby panie po urodzeniu nie zamykały się w domu. Warto realizować marzenia. Nie jest to łatwe, ale się da!Zdobycie Kryształowej Kuli za zwycięstwo w Pucharze Świata jest największym marzeniem?Nie. Kluczowe są igrzyska i zdobycie olimpijskiego medalu. Dlatego wróciłam do rywalizacji. Nie powiedziałam jeszcze ostatniego słowa.W dorobku ma pani już brązowy medal mistrzostw świata. Smakował lepiej niż triumf w Pucharze Świata?Zdecydowanie. Podia na imprezach, do których przygotowuje się latami, są kluczowe. Smakują lepiej.O snowboardzie znów jest bardzo głośno.Bardzo mnie to cieszy. Snowboard alpejski jest niezwykle widowiskowy. Różnice w czołówce to setne sekundy. Emocje są ogromne. Fajnie byłoby, gdyby jeszcze więcej osób zakochało się w tym sporcie. Ja to zrobiłam i wyszło mi na dobre. Tej dyscypliny nie ma się co bać. Każdy sport zawodowy jest na swój sposób ekstremalny. Nikt nigdy nie będzie miał zagwarantowanego 100 procent bezpieczeństwa. Od czasu do czasu zdarzają się wywrotki, obicia czy złamania, ale to jest wpisane w rywalizację i trenowanie.W „polskim rankingu sportów zimowych” w tym sezonie snowboard wysunął się na prowadzenie. Za waszymi plecami są skoki narciarskie czy biegi narciarskie. Zaskoczenie?Fajna sytuacja. Oby to trwało jak najdłużej.Czekają panią jeszcze występy na polskiej ziemi. Dokładnie w Krynicy-Zdrój. Czuć dodatkową presję?Nie stresuję się występami w zawodach Pucharu Świata. Tym bardziej na polskim podwórku. Wiem, że na miejscu będzie cała rodzina oraz masa fanów. To dodatkowa motywacja. Czysta przyjemność. Nie mogę się doczekać. Do marca zostało jednak trochę czasu. Pozostaje skupiać się na bliższych celach i występach.No właśnie, jak będą wyglądały kolejne godziny i dni?Maraton trwa w najlepsze. Po wygranej miałam jeden wolny dzień. W poniedziałek wróciłam do trenowania. We wtorek kolejny występ. Tym razem w Austrii w Bad Gastein. Grafik jest napięty. Następnie czeka nas weekendowy wyjazd do Bułgarii. W trakcie tygodnia muszę przetrwać cztery starty. Nie jest łatwo. Potem czekają nas cztery wolne dni i wyjazd do Słowenii. Styczeń jest szalony. Czasu na odpoczynek jest mało. Korzystam z każdej wolnej chwili.A powrót do domu?Dopiero 26 stycznia. Pobędę chwilę z najbliższymi. Następnie czeka nas wylot do Kanady na kolejny Puchar Świata. Nie będzie czasu, by się nudzić.Czytaj też: Legenda wraca na skocznię. Znamy skład Polaków na Zakopane