Co osiągnął w czasie swoich rządów? Gdy obejmował władzę w wieku 27 lat, niejeden wieszczył mu rychły upadek. Dziś prawdopodobnie kończy 41 lat, trzyma naród za twarz, uczynił się nietykalnym, zerwał z dziedzictwem przodków, przeprowadził pierwsze testy nuklearne, znalazł nowych przyjaciół i pokazuje światu, że grzeczny to może i jest, ale tylko z wyglądu. Prawdopodobnie, bo ostatecznie data urodzin Kim Dzong Una jest owiana tajemnicą. Urodziny ojca i dziadka to święta narodowe, zaznaczone w kalendarzach na czerwono, w tym aspekcie obecny dyktator Korei Północnej pokazuje nietypową dla siebie skromność.Urodziny Kim Dzong UnaPrzyjmuje się, że urodziny Kim Dzong Una przypadają na 8 stycznia, choć równie dobrze Un może tylko chcieć, by Zachód tak myślał. Niezależnie od powodów, oznaczałoby to, że Kim Dzong Un kończy 41 lat.Gdy zaczynał w 2011 r., był niedoświadczonym, pucołowatym młodym mężczyzną z widocznym problemem otyłości. Miał nie dorosnąć do rangi ojca i dziadka. Wieszczono, że pod jego rządami Korea Północna upadnie lub imploduje przez nieudolność.Zobacz też: Północnokoreański pocisk hipersoniczny „trafił cel”. Południe nie dowierzaDziś Kim Dzong Un jest zuchwalszy niż kiedykolwiek. I pokazuje, że nie jest tylko synem słynnych dyktatorów. Zapracował już na samodzielne miejsce w tym niechlubnym poczcie. Scentralizował władzę w partii, okroił wpływy wojska na politykę, obsadził kluczowe stanowiska swoimi ludźmi. Zdaniem ekspertów wewnątrz kraju jest nienaruszalny. Słońce NaroduZintensyfikował wysiłki propagandowe, stawiające się na równi ze sławetnymi przodkami. Nawet w delikatny sposób im umniejsza. 15 kwietnia to bodaj najważniejsze święto w północnokoreańskim kalendarzu – urodziny założyciela reżimu Kim Ir Sena – nazywane Dniem Słońca. W ostatnim okresie reżimowe media określały je bez dotychczasowego patosu, po prostu jako „kwietniowe święto”.W zeszłym roku opublikowano propagandową piosenkę popową, w której Kim Dzong Una określono mianem „przyjaznego ojca”, terminu dotąd zarezerwowanego dla mości dziadka-ząłożyciela. Nawiasem mówiąc, melodia okazała się dość chwytliwa i była viralem na Tik Toku.Co chyba najbardziej znamienne, obecny dyktator porzucił w zasadzie jeden z fundamentalnych celów swojego państwa, czyli zjednoczenie z Koreą Południową. Bądźmy szczerzy, nie zanosiło się na to, jednak od 70 lat istnienia reżimu skłonienie Południa do opamiętania się i stworzenia jednej, wielkiej Korei było głównym motywem przewodnim.Zobacz też: Do łagru za hot dogi. Reżim walczy z kapitalistycznym jedzeniemW zeszłym roku Kim Dzong Un zakomunikował po prostu, że unifikacja nie jest już możliwa, a Koreę Południową ogłosił „wrogim krajem”. Na razie ogranicza się do wysyłania na teren Południa balonów ze śmieciami, jednak w ujęciu prac nad bronią jądrową, Korea Południowa, która respektuje zakaz USA, jest w niewygodnej pozycji.Czy coś w kraju może go ruszyć? Z zewnątrz nic na to nie wskazuje, chyba, że doprowadzi do tego jego własna polityka, bo o Assadzie myślano podobnie. Polityka międzynarodowa Kim Dzong UnaJednak Kim Dzong Un niejednokrotnie już jechał po bandzie. W końcu trzeba się napracować, by zmusić wrogie sobie USA, Chiny i Rosję do utworzenia rodzaju przedziwnej koalicji. Tak było w 2017 r., gdy ONZ obłożyło ostrymi sankcjami Koreę Północną przy poparciu Pekinu, Waszyngtonu i Moskwy. Reżim Kima bowiem przeprowadził udany test rakiety interkontynentalnej, która w teorii mogłaby dolecieć do USA ,a także ładunku termojądrowego. Tego było już za wiele nawet dla Chin, Donald Trump, który wówczas objął prezydenturę, mówił nawet o uderzeniu wyprzedzającym.Ostatecznie sprawa rozeszła się po kościach, a sankcje nie zadusiły zrujnowanej północnokoreańskiej gospodarki. Potem przyszła pandemia, a i bez tego izolowany kraj zamknął się zupełnie, włączając w to granicę z Chinami. Tego już miał nie wytrzymać, a wytrzymał. Kim Dzong Un wykorzystał sytuację, by zwiększyć kontrolę nad przemieszczaniem obywateli i zmniejszyć liczbę uciekinierów. Jeśli wierzyć wyciekłym dokumentom, nie patyczkował się przesadnie, bo wojsko rzekomo dostało pozwolenie, by strzelać do dezerterów.Zobacz też: Bitwa pod Machnowką. Rosjanie i Koreańczycy liczą straty w setkachDziś Korea Północna ma już nowego przyjaciela na arenie międzynarodowej – Rosję. Jeśli wierzyć doniesieniom mediów, ukraińskie wojska kładą pokotem północnokoreańskich żołnierzy, jakich wysłał Putinowi Kim. Ma to wkalkulowane, w końcu jego armia liczy przeszło milion żołnierzy. Choć duża, to jest rażąco niekompetentna i niedoświadczona, dlatego ci, którzy wrócą z frontu, zapewne jako oficerowie, wniosą z czasem północnokoreańskie wojsko na wyższy poziom wyszkolenia.Nie do przecenienia jest materialna i niematerialna wdzięczność Rosji, w postaci surowców, towarów, słowem – zastrzyków dla zrujnowanej gospodarki, dokarmianej przez lata wyłącznie przez Chiny, ale także, a może przede wszystkim – technologii wojskowych i satelitarnych. Kimowi mogłoby nie wystarczyć życia, by zdobyć niektóre z osiągnięć mocarstw, dostęp do technologii przyspieszy wzmacnianie północnokoreańskiej armii. Choć technologicznie kulawi, trzeba Korei Północnej oddać jedno – dyktatura Kima może i jest hermetyczna, ale obserwuje kierunek światowego rozwoju. Koreańczycy z Północy osiągnęli bardzo wysoki poziom w hakowaniu, w tym cyberszpiegostwie i cyberkradzieżach.I to akurat ten aspekt, który nie wlicza się do Produktu Krajowego Brutto. Bo skąd zrujnowana, obłożona z każdej strony sankcjami gospodarka ma środki na rozwój wojska i zbrojeń? ONZ w raporcie informował, że tylko w ciągu 18 miesięcy między 2020 a połową 2021 r. powiązani z Koreą Północną hakerzy wykradli cyfrowe aktywa, w tym kryptowaluty, o wartości 50 mln dol. Raport ONZ odwoływał się nawet do innej publikacji prywatnej firmy cyberbezpieczeństwa Chainalysis, która szacowała, że Północna Korea mogła w ciągu tylko roku ukraść równowartość 400 mln dol. w kryptowalucie. Krypto w nazwie nie wzięło się przypadkiem, ten rodzaj pieniądza i jego przepływ jest bardzo trudny do śledzenia, więc prawdy możemy nigdy nie odkryć.Zobacz też: Siostra Kima odgryza się Ukrainie. „Zły gang Zełenskiego”Pojawiają się co jakiś czas doniesienia o problemach zdrowotnych dyktatora. Południowokoreański wywiad podał, że waży 130 kilogramów, dużo pije i pali, cierpi na bezsenność i ma problemy z sercem. Nikt nie zakłada jednak, że jego rządy dobiegną wkrótce końca. Czy zabezpieczył dynastię? Tu znów pozostajemy w sferze domysłów i niepotwierdzonych ustaleń, bo dzieci Kim Dzong Una to pilnie strzeżony sekret. Uważa się, że dyktator ma trójkę latorośli, roczniki 2010, 2013 i 2017. Jedno z nich – drugie dziecko – córkę Ju-ae – widziano publicznie przed dwoma laty w towarzystwie ojca podczas testu Hwasong-17 – najpotężniejszej z północnokoreańskich rakiet. Zdjęcia i informację o „ukochanej córce” lidera podała reżimowa agencja prasowa, stąd wniosek, że Kim chciał, by ta informacja obiegła świat. Oficjalnie jednak następcy nie wyznaczył, co świadczy o tym, że dyktator nigdzie się nie wybiera.Jak twierdzi think tank Carnegie Endowment for International, choć ostatnia na świecie komunistyczna dynastia z zewnątrz może się wydawać nienaruszalna, ma swoje pęknięcia i słabe punkty. Wśród nich wymienia sytuację gospodarczą – 30 proc. PKB przeznacza się na zbrojenia, państwowy system racjonowania dóbr się załamał, powstał tzw. jangmadang, czyli małe, lokalne rynki, trudniejsze do kontroli i oferujące niejednokrotnie zakazane produkty. Kolejnym powodem do dynastycznych zmartwień, wg think tanku, ma być słabnące oddziaływanie propagandy opartej na nienawiści do arcywrogów Korei, a także wzbudzania strachu przed reżimem poprzez egzekucje i ostre kary. Wreszcie, trudno ocenić, jak odebrane zostanie coś, co wygląda na przygotowywanie do sukcesji córki.