„Przemawia przeze mnie rozgoryczenie”. – Mój brat zginął w wieku 26 lat, zabity przez pijanego kierowcę. Jechał samochodem, tamten uderzył w niego. Tak jak ja, był abstynentem. Gdybyśmy chcieli rzeczywiście intensywnie się tym problemem zając, to w Polsce trzeba byłoby nie 102 tysiące policjantów, ale 300 tysięcy, bo kontroli drogowych jest bardzo mało – mówi portalowi TVP.Info Jerzy Dziewulski, były policjant i antyterrorysta. Beata Czuma: W czasie świąt Bożego Narodzenia policja zatrzymała 360 nietrzeźwych kierowców, w sylwestra 179 takich osób. Podobnie było rok temu. Liczba wsiadających za kółko po pijanemu praktycznie się zmienia, chociaż kary są coraz ostrzejsze. Dlaczego?Jerzy Dziewulski: Jestem dość trudnym rozmówcą w tej kwestii, bo mogę być dla wielu osób niewiarygodny. Z prostej przyczyny: jestem abstynentem. Abstynencja rodzi u ludzi różne odczucia: jedni reagują na to pozytywnie, inni traktują takiego człowieka jak półnormalnego. Dlaczego ludzie piją, pomimo ogromnej liczby problemów związanych z tym, naprawdę wysokich, wręcz drakońskich kar, takich jak odebranie samochodu, skazanie do więzienia? To jest uderzenie nie tylko w pijanego kierowcę, ale także w całą rodzinę, potężne straty. Odpowiedzi na to pytanie nie ma, chyba że zdecydujemy się na refleksyjne spojrzenie historyczne, bo ono moim zdaniem ma jakiś wpływ na to, co się dzisiaj dzieje. Czy to spuścizna po PRL?Kiedyś napisałem na X/Twitterze, że to są wschodnioeuropejskie zasady ludzi, którzy mieszkali w kraju będącym pod ogromnym wpływem Rosji, a potem Związku Radzieckiego. Proszę zwrócić uwagę na to, że naród rosyjski kontynuuje tę tradycję od czasów carskich. Dlaczego? Przywódcom tego kraju zależało na tym, żeby nie było świadomych obywateli, którzy zdają sobie sprawę, co się w ich kraju dzieje. Ta tradycja, rozpowszechniona w Związku Radzieckim, a przez to u nas w PRL jest głęboko zakorzeniona.Wtedy Polacy pili, bo władzy było to na rękę. A teraz? Picie często było rodzajem wytrycha dla władz. Przynosiło zysk ekonomiczny i otępiało ludzi. Człowiek, widząc swoją bezradność, niemoc, często uciekał w alkohol. Powiem brutalnie: Polska jest teraz narodem chlania. I to niekoniecznie w szczególnych sytuacjach, przy specjalnych okolicznościach, ale codziennie. Przykładem są te nieszczęsne małpki. Nieprawdopodobny wzrost sprzedaży od samego rana, co świadczy o chęci wytłumienia swoich problemów lub „podniesienia” swoich reakcji psychicznych i fizycznych, zwiększenia swojej „wydajności”.Rząd powinien zlikwidować małpki?Być może rzeczywiście należałoby zastanowić się, co z tymi małpkami zrobić: ograniczyć ich sprzedaż czy sprzedawać alkohol tylko w większych butelkach, co wydaje się propozycją karkołomną. PRL z tym walczył, ale to było pozorne. Od godziny 13 do 6 rano można było kupić alkohol, a później nie. Jeśli ktoś chciał się upić, to kupował na zapas, bo wódka była tania. Polacy piją nie tylko małpki, czatują też na okazje. Okazja, czyli każda uroczystość, jest świętym słowem dla tych, którzy chcą się nachlać.W PRL ten niechlubny zwyczaj był też powszechny wśród milicjantów...W milicji alkohol był wszechobecny. Każda impreza, uroczystość, święto, imieniny, urodziny były okazją do napicia się. To samo było w innych instytucjach. Przed pójściem do milicji przez rok pracowałem w biurze projektów. Nie było dnia, żeby nie chodzili do baru na pieczarki i setkę. To jest wręcz niewiarygodne, ale tak było. Teraz też okazja jest tradycją w wielu zawodach, tylko dzisiaj wiąże się z konsekwencjami, których wcześniej nie było. Ludzie się przyzwyczaili, że kiedyś istniała tylko cena, czyli wielkość łapówki, jaką trzeba było zapłacić za ukręcenie łba sprawie. Bo tak się robiło. Jak pan czuł się wśród ludzi, którzy pili w pracy?Byłem przez długi czas nietolerowany, nawet po 1990 roku, mimo że wiedzieli od lat, że jestem abstynentem. Facet, który nie pije, kiedy wznosi się toast w towarzystwie policjantów, jest stokrotnie podejrzany. Z prostej przyczyny: nie pije, bo widocznie ma powód, a tym powodem może być tylko donoszenie. Nigdy nie tolerowałem pijanego funkcjonariusza na służbie, ale widziałem swoich przełożonych, którzy marszczyli brwi ze złości, kiedy zgłoszona była taka osoba, bo to obciążało ich statystyki.Przepisy zostały zaostrzone. Teraz kierowcy, który ma 1,5 promila alkoholu we krwi, grozi konfiskata samochodu, utrata prawa jazdy i duża grzywna. Czy to za mało i przepisy trzeba jeszcze bardziej zaostrzyć? Zaostrzenie przepisów już niewiele pomoże, jedynie zostaje chyba kara śmierci. Przepisy są bardzo zdecydowane i ostre. Ale czy ludzie przestaną jeździć po pijaku? Nie, bo w ich świadomości, jeszcze tej wschodnioeuropejskiej, celem jest nachlać się. Nikt z nich nie myśli o konsekwencjach. Nieważne co i jak, ważne, że mam przed sobą butelkę i się napiję.Jeśli tak drakońskie kary nie pomagają, to co można zrobić, żeby powstrzymać falę pijaństwa na drodze?Jest już więzienie, konfiskata samochodu, zatrzymanie prawa jazdy, pozbawienie zarobkowania i dopływu środków finansowych dla rodziny, nie wiem, co jeszcze można zrobić. Mój brat zginął w wieku 26 lat, zabity przez pijanego kierowcę. Jechał samochodem, tamten uderzył w niego. Brat też był abstynentem, jak moja rodzina. Nie mam już argumentów, że można cokolwiek w Polsce zmienić. Okazja jak czyni złodzieja, tak czyni pijaka. Gdybyśmy chcieli rzeczywiście intensywnie się tym zając, to w Polsce potrzebnych byłoby nie 102 tysiące policjantów, ale 300 tysięcy. Z prostej przyczyny: kontroli drogowych jest bardzo mało. W tym roku przejechalem wiele kilometrów zwykłymi drogami, nie autostradami, całym wybrzeżem i zachodnią Polską. Nigdy nie byłem kontrolowany. Mało tego, nie widziałem radiowozu, który stałby przy drodze i sprawdzał pojazdy. To jest zrozumiałe, bo policjantów jest zbyt mało, szczególnie tych z ruchu drogowego.Czy jest więc na to jakaś recepta?Receptą jest zawsze konsekwencja. Pijesz, to wiedz, że z tego będą kłopoty, a nie kombinowanie, jak uniknąć kontroli drogowej. Jest taka psychologiczna zasada, żeby ludzi uczyć, czyli starać się przekonywać do właściwych zachowań. Czy można uczyć dorosłych ludzi, kiedy cel nachlania się jest ważniejszy od logicznego myślenia? Nic z tych rzeczy. Przemawia przeze mnie rozgoryczenie, bo mogę jechać zgodnie z przepisami i nagle zostanę trafiony przez pijanego kierowcę.