Tyle się zmieniło... Trzydzieści lat temu każdy w Polsce był milionerem. 1 stycznia 1995 roku, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki (lub rózgi), majątki się jednak posypały, a wory pieniędzy wymieniano w bankach na symboliczną „dyszkę”. „Na stare” i „na nowe” przeliczano w głowach jeszcze przez długie lata. Ale… po co właściwie to wszystko? Jeszcze w latach 80. Polacy mogli czuć się bardzo bogaci. Pieniędzy było sporo, gorzej z możliwościami na ich spożytkowanie. Półki w sklepach świeciły pustkami, nie było owoców, czekolady, wódki, o mięsie nawet nie wspominając. Po co była denominacja złotego?Gdy w sierpniu 1989 roku władzę w kraju przejął Tadeusz Mazowiecki, problemy nie zniknęły jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Wręcz przeciwnie. Kraj zmagał się z hiperinflacją, która wywindowała ceny do kosmicznych poziomów. Mięso i inne produkty pojawiły się co prawda na półkach, ale stać było na nie tylko nielicznych.Daleko nam było co prawda do Zimbabwe, gdzie w 2008 r. dzienna inflacja sięgała nawet 98 proc. (czyli we wtorek wszystko było prawie dwa razy droższe niż w poniedziałek), ale codziennie funkcjonowanie stawało się coraz bardziej niewygodne. Za śniadanie płaciło się 10 tysięcy złotych. Samochody kosztowały miliony, czasem pewnie też miliardy. Decyzję, żeby wszystko uprościć, podjęto już w 1990 roku. Ówczesny prezes NBP, Władysław Buka, chciał początkowo przeprowadzić denominację w stosunku 1000:1. Rozpoczęto nawet bicie monet o nominałach 1 gr (grosz) i 2 gr. Cztery zera mniejPrace się opóźniały, bo coraz sprytniejsi robili się fałszerze. Funkcjonujące w obiegu banknoty o nominałach od 50 tys. do 2 milionów (!) wymagały dodatkowych zabezpieczeń, by przy wymianie pieniędzy nie dochodziło do oszustw. A gdy w końcu projekt trafił do Sejmu, wartość denominacji trzeba było podnieść z 1000:1 do 10000:1.Wreszcie, 21 listopada 1994 roku, Hanna Gronkiewicz-Waltz, ówczesna szefowa NBP, zaprezentowała wzór nowej złotówki. I opowiedziała o nowej rzeczywistości, w której, tak po prostu, znikają cztery zera. Średnia pensja z 5 328 000 zł spadła co prawda do poziomu 532,8 zł, ale za bułkę nie trzeba było płacić już 3000 zł, lecz… 30 groszy. Nowe banknoty weszły w życie 1 stycznia 1995 roku. Stare funkcjonowały w obiegu jeszcze przez 365 dni.Według szacunków NBP na dzień 31 grudnia 2009 r., nie zostało wymienionych 8 283,4 mln sztuk starych monet i banknotów o wartości 174,8 mln (nowych) złotych. Nie oznacza to jednak, że stare złotówki są bezwartościowe, bo z biegiem czasu zyskują wartość kolekcjonerską. Dawne 100 zł, czyli dzisiejszy 1 grosz, można kupić na portalach aukcyjnych za około 5-10 zł (bez kosztów wysyłki).Niedościgniony dolarGdy przeprowadzano denominację, wielu Polaków miało nadzieję, że złotówka zrówna się z tzw. twardą walutą, „jedyną słuszną”, czyli dolarem. W 1995 roku jeden dolar amerykański kosztował 2,4301 PLN. Potem było jednak… tylko gorzej. Około czterech-pięciu złotych, z rozmaitymi wahaniami, płacimy za niego zresztą do dziś. Reforma była jednak czymś więcej niż tylko kosmetyczną zmianą. Symbolizowała stabilizację gospodarczą i nowe otwarcie po burzliwych latach transformacji. Przeliczanie „na stare” i „na nowe” w codziennych rozmowach trwało co prawda przez kilka lat, ale to tylko dowód, jak głęboko wryły się skutki hiperinflacji w umysły Polaków. Wprowadzenie nowych złotówek przyniosło spokój – w portfelach i na sklepowych półkach. Ceny stały się bardziej przejrzyste, transakcje prostsze, a księgowość – mniej skomplikowana. Nawet jeśli średnia pensja „spadła” z milionów do kilkuset złotych, towarzyszyło temu poczucie, że polska waluta wreszcie odzyskuje swoją godność.