Ściśle tajny numer wydrukowany w reklamie. Amerykańskie wojsko od 69 lat „śledzi” w grudniu zaprzęg świętego Mikołaja i zapewnia mu bezpieczeństwo. Świąteczną tradycję zapoczątkował zaskakujący telefon dziecka na ściśle tajny numer alarmowy w czasie zimnej wojny. W grudniu 1955 r. w centrali wojskowej zadźwięczał zastrzeżony specjalny telefon. Numer przeznaczony wyłącznie do użytku w nagłych wypadkach działał zaledwie od roku i służył do alarmowania w razie ataków na Amerykę Północną.Czytaj także: Tak blisko Słońca jeszcze nie byliśmy. „Ogniste nurkowanie”Słuchawkę podniósł pułkownik lotnictwa Harry Shoup. W słuchawce czerwonego telefonu rozległ się głos kilkulatka, który wyrecytował listę prezentów, jakie chciałby dostać na święta Bożego Narodzenia. Shoup osłupiał, uznał telefon za głupi dowcip i zareagował szorstko – przypomniał amerykański portal US News and World Report.Ściśle tajny numer przez przypadek wydrukowany w reklamie sklepu– Na biegunie północnym może być facet zwany świętym Mikołajem, ale to nie jego przylotu z tamtej strony się boimy – powiedział Shoup, a jego rozmówca zareagował płaczem. Shoup, ojciec czwórki maluchów, zreflektował się i zmienił ton.Czytaj także: Wigilia naszych przodków. Jakie dania królowały na stołach?– Ho, ho, ho! Święty Mikołaj przy telefonie. Czy byłeś w tym roku grzeczny? – zapytał i poprosił matkę chłopca do aparatu.Okazało się, że lokalna gazeta wydrukowała reklamę sklepu, namawiającego dzieci do telefonicznego kontaktu ze szczodrym świętym. Ale zecer pomylił jedną cyfrę, publikując, zamiast numeru do pracowni elfów na biegunie północnym, tajny telefon linii alarmowej Pentagonu.Nowa świecka tradycjaLedwo Shoup odłożył słuchawkę, telefon odezwał się znowu. Dziewczynka chciała osobiście przekazać św. Mikołajowi swoją listę zamówień. – Potem telefon dzwonił 50 razy dziennie – powiedział po latach Shoup agencji Associated Press.Czytaj także: „Sylwester z Dwójką”. Odkrywamy kolejne karty!Shoup odkomenderował dwóch lotników do dyżuru przy telefonach; mieli udawać św. Mikołaja.W centrum dowodzenia znajdowała się tablica, na której zaznaczano pozycje samolotów. W Wigilię ktoś dodał na niej sanie ciągnięte przez renifery. Zobaczył to Shoup. Dowcipnisie przeprosili i chcieli usunąć zaprzęg z tablicy, jednak pułkownik uznał, że to świetny pomysł na PR.NORAD Tracks Santa– I tata zadzwonił do stacji radiowej – opowiedziała Terri Van Keuren, córka Shoupa. – Przedstawił się jako dowódca w centrali alarmowej. „Mamy niezidentyfikowany obiekt latający. Wygląda jak sanie” – powiedział radiowcom. Wiadomość – twierdzi Van Keuren – rozeszła się błyskawicznie.Tuż przed Wigilią 1955 r. agencja AP donosiła, że „Świętego Mikołaja zapewniono o bezpiecznym korytarzu powietrznym do Stanów Zjednoczonych”. Reporter agencji dodał, że amerykańska armia zapewni zaprzęgowi ochronę przed możliwymi atakami ze strony „tych, którzy nie wierzą w Boże Narodzenie”, mając na myśli Związek Sowiecki.Czytaj także: Świąteczny spacer po fabryce. Tak dmucha się bombkiTak rozpoczęła się tradycja „śledzenia” trasy św. Mikołaja przez Dowództwo Obrony Północnoamerykańskiej Przestrzeni Powietrznej i Kosmicznej (NORAD). Co roku dowództwo wydaje 24 grudnia komunikat informujący, iż ma na oku „startujące” z bieguna czerwone sanie. 1250 wolontariuszy (jest wśród nich również córka Shoupa) odbiera 120 tys. telefonów od dzieci. A 15 mln osób z 200 krajów świata odwiedza witrynę NORAD Tracks Santa, na której co kwadrans zaznaczana jest aktualna lokalizacja sań. Harry Shoup zmarł w 2009 r. Służył podczas II wojny światowej, wojny koreańskiej i wojny w Wietnamie. Był odznaczany. Jednak – jak podał portal Good News Network – podobno najbardziej był dumny z teczki, w której trzymał listy od dzieci.